Za parę dni spotkamy się znów w warszawskich świątyniach, złączeni na modlitwie o jedność chrześcijan i o pokój dla świata, który jeszcze nie otrząsnął się z szoku po serii zamachów terrorystycznych.
Ich rozmiar przekroczył wprost ludzkie wyobrażenia. A końca tego szaleństwa nie widać…
Wiemy dobrze, zwłaszcza ci „wcześnie urodzeni”, że ekumenizm od lat jakby stanął w martwym punkcie, dialog między siostrzanymi Kościołami zdaje się nie przynosić żadnych widocznych rezultatów, z wyjątkiem być może uśmiechniętej i zawsze młodej wspólnoty z Taizé, w samym sercu zielonej Burgundii, ale i to w końcu powszednieje.
Dobrze wiemy, że jedyną chrześcijańską odpowiedzią na nienawiść i podziały są miłość i jedność. Nie wystarczy jednak wiedzieć. Słusznie zagniewani z powodu przemocy, kiedy ona tu i ówdzie brutalnie daje o sobie znać, równocześnie przyzwyczajamy się zbyt łatwo do własnych podziałów w rodzinach, we wspólnotach narodowych i wyznaniowych, w samym Kościele.
Może nadszedł czas – kairos – czas sposobny, by przestać patrzeć na problem jedności chrześcijan jako dotyczący teologów albo hierarchii kościelnej? Tak napisali młodzi ludzie z ekumenicznego stowarzyszenia „Hosanna”, gdzieś w Europie, na początku 2015 r. Prosili nas wtedy, i dziś proszą, abyśmy zapytali siebie o naszą własną odpowiedzialność za jedność Kościoła, bo jedność musi być mocniejsza od barbarzyństwa. Proszą, abyśmy przestali traktować jedność chrześcijan jako utopię czy odległą wizję. Proponują, byśmy ją uczynili żywą i konkretną, a więc możliwą.
W obliczu barbarzyństwa, które grozi unicestwieniem wszelkiej nadziei, stawiają sobie i nam pytanie: „Czego oczekuje od nas Pan? Czy potrzebuje nas jeszcze do odbudowania swego Kościoła”? Tak jak potrzebował Franciszka z San Damiano, ks. Aleksandra Mienia, pastora Dietricha Bonhoeffera, Edyty Stein, Franciszka na Watykanie?
Módlmy się zatem wszyscy razem. Módlmy się za siebie nawzajem.
s. Maria Krystyna FSK |