29 marca
piątek
Wiktoryna, Helmuta, Eustachego
Dziś Jutro Pojutrze
     
°/° °/° °/°

Kontrreformacja potrzebna od zaraz

Ocena: 0
2470

Równie „ciekawie” mają się sprawy w innych katolickich uniwersytetach. Na przykład The Catholic University of America (CUA), uczelnia mająca zaszczytny tytuł uniwersytetu papieskiego, na 18 najwyższych stanowisk administracyjnych (rektor, prorektorzy, dziekani) tylko dwa zajmują księża (dziekan wydziału prawa kanonicznego i naczelny kapelan). Wśród 36 powierników tylko 16 to duchowni (kardynałowie, biskupi, księża i jedna siostra zakonna, która jest także prezydentem Emmanuel College w Bostonie). Mimo dominacji świeckich CUA promieniuje przykładem wierności doktrynie i katolickością. W sumie w USA udział świeckich w pracach Kościoła nie jest tylko pustym frazesem.

 

Więcej filmów

W czasach kontrreformacji nie było mediów cyfrowych, ich rolę grali kaznodzieje, którzy płomiennymi przemówieniami nawracali zagubionych. Takie postaci jak założyciel jezuitów, św. Ignacy Loyola, a na polskim gruncie jego współbrat ks. Piotr Skarga, odegrały nieocenioną rolę w przezwyciężaniu herezji. Ich dzieła rozchodziły się w ogromnych, jak na owe czasy, nakładach. Dzisiaj nie sposób wiele osiągnąć bez pośrednictwa mediów cyfrowych. Niestety, w tym zakresie polski Kościół dokonał samoamputacji – zbyt smutny to temat, aby go tu szerzej poruszać. Raczej podsumujmy go obserwacją – jeszcze nie jest zbyt późno, rzecz można odwrócić. Jeśli EWTN, największy amerykański katolicki koncern medialny, wchodzi na polski rynek, to chyba nie wszystko stracone. Wydaje się, że kluczem do sukcesu jest, jak pokazałem wyżej, współpraca na linii duchowni-świeccy.

Działalność kaznodziejów wspomagała w okresie kontrreformacji sztuka, wielką rolę odgrywały architektura, malarstwo, rzeźba oraz muzyka. Dziś, z wyjątkiem muzyki, formy te mają nikłe znaczenie, natomiast dominującą rolę w ponownej chrystianizacji może odegrać film. Niestety, nie wystarczy film nakręcić – ponownie: to zadanie głównie dla świeckich! – wąskim gardłem wydaje się dystrybucja. Doskonałym tego przykładem była „Cristiada”. Gdy weszła na ekrany, akurat byłem w rodzinnym Krakowie i z oburzeniem stwierdziłem, że jest pokazywana tylko w jednym kinie, podczas jednego seansu. Tak się złożyło, że mogłem film obejrzeć dopiero dobrych kilka dni po premierze i szedłem kupić bilety przepełniony niepokojem, że seans będzie wyprzedany. Ku mojemu zdumieniu i rozgoryczeniu okazało się, że sala była w połowie pusta. Wyobrażałem sobie, że katecheci będą przynaglać młodzież do oglądania „Cristiady”, bo jednym z jej bohaterów był okrutnie torturowany i zamordowany niespełna piętnastoletni chłopiec, José Sánchez del Río, który w chwili pokazywania filmu należał już do grona błogosławionych, a dziś jest zaliczony w poczet świętych – ale nic z tych rzeczy. W chwili, gdy piszę te słowa, podobny los spotyka film „Eter” w reżyserii otwarcie przyznającego się do katolickich poglądów Krzysztofa Zanussiego.

Nieustannie, po obu stronach Atlantyku, słyszę narzekanie na zgubną rolę Hollywood. W pełni podzielam ten pogląd, niemniej uważam, że katolicy winni na wszelkie możliwe sposoby wspierać tę część działalności „fabryki snów”, która promuje chrześcijańskie wartości. Tak długo, jak nie będzie popytu na tego typu filmy, tak długo nie będzie i podaży.

 

Pierwszy przekaz

Podobnie mają się sprawy z muzyką. W USA jest wiele stacji radiowych – wszystkie protestanckie – nadające muzykę rockową, ale mówiącą właśnie o wierze i Chrystusie. Jest tam cały przemysł nakierowany na takiego odbiorcę, w Polsce zaś prowadzi się walkę z wiatrakami, czyli chce się zamykać dyskoteki. Owszem, też chciałbym, żeby młodzież słuchała Mozarta czy Bacha, ale bądźmy realistami.

„Cristiada” nie była cukierkową laurką dla katolicyzmu: film opisywał zgodnie z rzeczywistością niesłychanie okrutną wojnę domową. Pokazano w nim m.in., jak jeden z przywódców Cristeros, ksiądz, wydaje rozkaz spalenia pociągu z pojmanymi żołnierzami rządu federalnego w środku. Nie ukrywajmy, historia katolików i Kościoła to nie jest jedno wielkie pasmo poświęcenia i miłości, ale nie da się uciec przed trudnymi tematami. Jeśli my ich nie poruszymy, to zrobią to za nas nasi wrogowie.

O tym, jak należy postępować, poucza nas amerykańskie lobby proizraelskie. W USA nie ma większej proizraelskiej tuby propagandowej od „The New York Times”, ale, na pozór paradoksalnie, pierwszym dziennikiem, który omawia fakty niewygodne dla Izraela, jest właśnie NYT. Dzieje się tak, ponieważ najważniejszy jest właśnie pierwszy przekaz, bo to pierwszy przekaz nadaje ton całej sprawie. Łagodniejsze przedstawienie kłopotliwej kwestii jest zaś niesłychanie pożyteczne. Lobby proizraelskie doskonale zdaje sobie sprawę, że niewygodnych faktów nie da się ukryć, a zatem chowanie głowy w piasek przynosi więcej szkody niż pożytku. Dokłada więc wszelkich starań, by negatywne wydarzenia były przedstawione w najmniej szkodliwy sposób.

Z tego powodu pierwszym krokiem w procesie rodzenia się kontrofensywy Kościoła muszą być głębokie zmiany w rozumieniu znaczenia całej dziedziny public relations i mediów, o czym szerzej następnym razem.

PODZIEL SIĘ:
OCEŃ:

Autor jest profesorem ekonomii w Hollins University w stanie Wirginia, USA

- Reklama -

DUCHOWY NIEZBĘDNIK - 29 marca

Wielki Piątek
Dla nas Chrystus stał się posłusznym aż do śmierci, i to śmierci krzyżowej.
Dlatego Bóg wywyższył Go nad wszystko i darował Mu imię ponad wszelkie imię.

+ Czytania liturgiczne (rok B, II): J 18, 1 – 19, 42
+ Komentarz do czytań (Bractwo Słowa Bożego)

ZAPOWIADAMY, ZAPRASZAMY

Co? Gdzie? Kiedy?
chcesz dodać swoje wydarzenie - napisz
Blisko nas
chcesz dodać swoją informację - napisz



Najczęściej czytane artykuły



Najwyżej oceniane artykuły

Blog - Ksiądz z Warszawskiego Blokowiska

Reklama

Miejsce na Twoją reklamę
W tym miejscu może wyświetlać się reklama Twoich usług i produktów. Zapraszamy do kontaktu.



Newsletter