Eucharystia jest nie tylko ucztą, ale i ofiarą. Oba aspekty są istotne – przypomina św. Jan Paweł II - mówi o. dr. Dominik Jurczak OP, liturgista, w rozmowie z ks. Łukaszem Piotrowskim
Co nam mówi tytuł encykliki „Ecclesia de Eucharistia”?
Słowa będące tytułem encykliki zawierają w sobie pewną dwuznaczność. Dodajmy od razu: piękną dwuznaczność. Część tytułowego sformułowania bowiem – „Ecclesia de Eucharistia” – możemy zrozumieć jako „Kościół o Eucharystii”, to znaczy wszystko to, co w swoim nauczaniu Kościół ma do powiedzenia o Eucharystii. Innymi słowy, chodziłoby o całość teologicznej wiedzy na temat tajemnicy tego sakramentu. Byłby to pierwszy, ważny wymiar tej encykliki.
Sformułowanie „Ecclesia de Eucharistia” możemy jednak odczytać szerzej, w kontekście całego pierwszego zdania, a nie tylko trzech pierwszych słów. Wówczas okazuje się, że to encyklika o tym, że „Ecclesia de eucharistia vivit” – że „Kościół żyje z Eucharystii”. To drugie znaczenie odnosi nas do fundamentalnej prawdy o tym, że Eucharystia stanowi centralne miejsce w życiu Kościoła. Nie ma Kościoła bez Eucharystii.
Obie interpretacje są ważne, by zrozumieć pełny sens tego dokumentu – ostatniej encykliki Jana Pawła II, napisanej niejako „na zakończenie” długiego pontyfikatu. Ze względu na wielkość zagadnienia nie jest to tekst łatwy. Jan Paweł II opublikował encyklikę w 2003 r., w ostatnich miesiącach swojego życia, dzieląc się głęboko osobistym doświadczeniem Eucharystii, w której uczestniczył jako świecki, ksiądz, biskup, papież… W ostatnich chwilach, świadomy końca swojego ziemskiego życia, człowiek stara się przekazać sprawy naprawdę najważniejsze. Wszystko inne idzie w odstawkę. Tak też jest, moim zdaniem, z tą encykliką.
Jan Paweł II przypomina, że Eucharystia ma wymiar uczty, ale też ofiary. Dlaczego?
Bo rozumienie Eucharystii i mówienie o niej nie jest sprawą prostą. Przeciwnie, domaga się szerokości spojrzenia i prawdziwej mądrości. Teolodzy, ale również i zwykli chrześcijanie, bez tytułów naukowych, mają poszukiwać tej głębi Eucharystii. Nie wolno nam poprzestać na banalnych czy łatwo opisywalnych stwierdzeniach. Paradoksalnie, uwypuklanie wyłącznie jednego wymiaru, nawet prawdziwego, może zredukować bogactwo Eucharystii, może ją spłycić. Eucharystia tymczasem pokazuje swoje największe piękno, gdy rozmaite wymiary złożą się w jedną całość. To trochę tak jak oglądanie filmu w kinie. Niby plakat i opis już coś nam mówią o fabule, ale prawdziwa przygoda zaczyna się wówczas, gdy wybierzemy się na seans i założymy trójwymiarowe okulary.
Przypomnienie przez Jana Pawła II, że Eucharystia jest ucztą, to, w moim przekonaniu, wołanie o taką szerokość spojrzenia, zaproszenie, by tajemnicy Eucharystii nie spłaszczyć. W niektórych częściach Kościoła pomija się jej wymiar ofiarniczy. Jakby się bano, że w ten sposób Msza stanie się mniej atrakcyjna, że odstraszy. Stąd częściej i głośniej mówiono o Eucharystii jako uczcie, jak gdyby przemilczając prawdę, że jest związana z tajemnicą Krzyża. Tendencja ta była także reakcją na przeakcentowanie ofiarniczego aspektu Eucharystii, z jakim często mieliśmy do czynienia w teologii przed Soborem Watykańskim II. W swojej encyklice Jan Paweł II dopomina się, by nie zapomniano o żadnym z wymiarów, bo Eucharystia jest i ucztą, i ofiarą. Oba aspekty są istotne, by nie zgubić głębi spojrzenia na Eucharystię.
W każdej Mszy włączamy się w doskonałą ofiarę Jezusa Chrystusa na krzyżu. Przemilczanie czy pomijanie tej prawdy jest prostą drogą do tego, by tajemnicę Eucharystii sprowadzić wyłącznie do uczty, a w konsekwencji do miłego spotkania, w którym każdy ma się poczuć dobrze. Stąd już krok do tego, by przy stole eucharystycznym celebrować samych siebie, a nie Chrystusa. Przed taką ewentualnością chce nas przestrzec Jan Paweł II.
Z sakramentem Eucharystii nieodłącznie wiąże się osoba celebransa. Kim on jest?
Jest tym, który w trakcie celebracji ma działać in persona Christi, to znaczy jak gdyby był drugim Chrystusem. To dla księdza szalenie wysoko i ambitnie postawiona poprzeczka. Jak ją rozumieć? Przede wszystkim teologicznie. Dla celebrującego kapłana działanie in persona Christi wiąże się z zadaniem utożsamienia się z Chrystusem – przypominania Go w gestach, w słowach, w zachowaniu. Ktoś, kto patrzy na celebrującego księdza, ma być w stanie rozpoznać Chrystusa. Celebrujący kapłan tymczasem ma utożsamić się z jedynym i wiecznym Kapłanem.
Zadanie to odnosi się nie tylko do momentu celebracji, lecz rozciąga się także na całe życia księdza; jest nieodłączną częścią duchowości kapłańskiej. Zadanie utożsamienia się z Chrystusem i ukazywania Go innym powinno księdzu towarzyszyć cały czas. Nawet jeśli nie ma koloratki, ma być widocznym znakiem Chrystusa. Kiedy patrzę na księdza, mam rozpoznać w nim Chrystusa, niejako automatycznie. To powodowało, że dawniej ludzie całowali dłonie księdza – nie dlatego, że na to zasługiwał, lecz dlatego, że byli zdolni zobaczyć w nim Chrystusa.
Kapłan żyje z Eucharystii. Codziennie ma uczyć się składać ofiarę także ze swojego życia. W życie księdza wpisana jest ofiara, którą rozumie się teologicznie jako upodobnienie i utożsamienie z Chrystusem. Życie księdza ma być spójne z ofiarą eucharystyczną. To w jej trakcie ma się przemieniać, uświęcać – tak, by być drugim Chrystusem.
W jaki sposób Eucharystia prowadzi chrześcijan do jedności?
Źle się dzieje, gdy jako chrześcijanie przechodzimy obojętnie wobec faktu, że w Kościele Chrystusowym istnieją podziały. Nie jest dobrze, że taki stan traktujemy jako normalny. Podziały powinny nas boleć, a nie być źródłem satysfakcji. Stąd każdy, kto doświadczył, że Eucharystia buduje jedność, nie może tak po prostu przejść do porządku dziennego nad faktem podziałów; po prostu boli, że jako wyznawcy Chrystusa nie możemy celebrować razem, przy jednym ołtarzu. To jest źródłem „głodu eucharystycznego”, o którym pisze papież.
Czasami na przykład spotykam rodziny, w których jedna część jest katolicka, a druga prawosławna czy przynależy do jakiejś wspólnoty chrześcijańskiej. Jak w takiej rodzinie stanąć razem przy ołtarzu? Jak, żyjąc razem, korzystać z Eucharystii? W takich małżeństwach spotkałem ogromny głód Eucharystii. Oni chcieliby razem przeżywać misterium Chrystusa. Rzeczywiście, jest to ten rodzaj głodu, który nas – chrześcijan różnych denominacji – powinien dopingować do poszukiwania jedności. Nie do przymrużania oka na kwestie sporne, ale poszukania takiej jedności, która nie boi się prawdy.
Wydaje się, że dzisiaj kwestie ekumeniczne są mniej popularne niż kilkanaście lat temu. Niestety, czasem bywają też przedstawiane w wykoślawiony sposób. Ekumenizm nie jest rezygnowaniem z prawdy, ale jest tej prawdy poszukiwaniem. Jest zmaganiem się o prawdę. W tym zmaganiu właśnie elementem dopingującym jest głód Eucharystii. Prawdziwie rozumiana Eucharystia jest w stanie zbliżyć nas do Prawdy. Ona wszczepia nas w Chrystusa, zbliża do siebie Jego wyznawców. Będąc bliżej Chrystusa, jesteśmy bliżej siebie. Bardzo potrzebujemy takiego kroku. Chrześcijanin, który czuje głód Eucharystii, nie może pozostać nieporuszony i obojętny na to, że w Kościele Chrystusowym istnieją podziały.
Jakie znaczenie ma przyjęcie Komunii w czasie Mszy Świętej?
Bywają chrześcijanie, którzy przychodzą na Mszę Świętą, ale nie przyjmują Komunii, czyniąc z takiego postępowania normę. Czasami dzieje się tak, że nie przystępują do Komunii, bo trwają w grzechu. Mogą otrzymać rozgrzeszenie, ale akceptują stan grzechu jako normalny. W ich uczestnictwie we Mszy czegoś brakuje, żyją w jakiejś wewnętrznej sprzeczności. Niby chcą żyć w komunii z Bogiem, ale brakuje im determinacji.
Zdarza się też inna sytuacja, w której ktoś uważa, że najważniejsza jest Komunia, więc nie musi słuchać i angażować się wewnętrznie w pozostałe części Mszy Świętej. Przyjmowana w jej trakcie Komunia Święta jest częścią celebracji, jest pokarmem, który pomaga w codziennej transformacji. Nie odbywa się to na poziomie metabolizmu, lecz na poziomie duchowym. Eucharystia wewnętrznie mnie przemienia.
Papież chce pokazać, że Eucharystia jest istotna nie tylko jako koncept teologiczny, ale jako sama celebracja. Ma znaczenie, jak we Mszy uczestniczę. Sobór Watykański II przypomniał, że jako ochrzczeni – jako zanurzeni w śmierci i zmartwychwstaniu Chrystusa – mamy czynić to w sposób pełny, świadomy i zaangażowany. Mamy podążać za słowem i gestem.
Warto przy tej okazji zwrócić uwagę na to, co mówił Sobór Watykański II o liturgii i słowie Bożym, a co przypomniał papież. Ostatni sobór upomniał się o miejsce słowa Bożego w trakcie celebracji. Dzięki temu mamy nowy lekcjonarz czy homilie. Być może przyzwyczailiśmy się do tego stanu rzeczy. Nie możemy rezygnować z działań mających na celu coraz lepsze przygotowanie do celebracji Eucharystii, w której słowo Boże zajmuje ważne miejsce.
Papież nazywa Maryję niewiastą Eucharystii. Na ile jest to teologiczne odczytanie roli Maryi, a na ile wyraz duchowości papieża?
Myślę, że i jedno, i drugie. Na pewno pojawia się tu wątek osobisty. On jest ważny. Hasło „totus Tuus” było prawdą, którą żył. Maryja prowadziła Jana Pawła II do zrozumienia różnych tajemnic. Od strony teologicznej jest to trafne stwierdzenie, gdyż Maryja zawsze była „kobietą Eucharystii”. Stała pod krzyżem i towarzyszyła Jezusowi w Jego ofierze. Podczas zesłania Ducha Świętego, jak dopowie tradycja, była z apostołami w Wieczerniku. Wreszcie, Ona uczy nas radości z przeżywania Eucharystii. Papież analizuje pod tym kątem hymn Magnificat. Ktoś, kto prawdziwie żyje Eucharystią, będzie wewnętrznie wolny i będzie miał w sobie wewnętrzną radość. Maryja jest kobietą przepełnioną radością. Eucharystią trzeba żyć na serio, wtedy daje ona wewnętrzną radość. Do takiej radości – radości mającej swe źródło w Eucharystii – każdy z nas jest powołany.