29 marca
piątek
Wiktoryna, Helmuta, Eustachego
Dziś Jutro Pojutrze
     
°/° °/° °/°

Ks. prof. Pawlina o prymasie Glempie cz.3

Ocena: 0
295

- Od prymasa moglibyśmy wziąć też lekcję kultury osobistej, zwłaszcza w życiu społecznym i publicznym. Wzajemny szacunek stanowi bowiem bazę do jakiejkolwiek relacji. Wydaje mi się, że nawet w tamtych trudnych czasach istniała pewna godność w relacjach międzyludzkich - mówi o kard. Glempie, ks.prof. Krzysztof Pawlina.

fot. Akademia Katolicka w Warszawie

Karol Wojtyła, prymas Wyszyński, kochali góry. Kard. Glemp też kochał przyrodę, ale to wątek niezbyt znany…

– Tak, oprócz tej pobożności, z którą się nie obnosił, miał wielki szacunek dla przyrody. To było dla niego, można powiedzieć, takie sanktuarium Stwórcy. Czasem prymas sobie życzył, żebyśmy o piątej rano jechali do Puszczy Kampinoskiej. Otoczenie mówiło, że “jadą na śpiew słowika”. Uśmiechali się trochę pod nosem, ale prymas szedł sobie drogą do Palmir, cieszył się wiosennym powiewem wiatru, oddechem przyrody, zatrzymywał się. To była dla niego wielka radość. Myślę, że nie przez przypadek zdecydował, że na skraju tej puszczy powstało Sanktuarium Matki Bożej Radosnej Opiekunki Przyrody w Secyminie, bo to było jego inicjatywa.

Innym przejawem jego zamiłowania do przyrody były sierpniowe wyjazdy do Zakopanego. Chodził po górach, na spacery. Tam też pracował, przygotowywał sobie różne plany na przyszłość. Na Miodowej, w kurii, oczekiwano go zawsze z niepokojem, bo po powrocie był pełen inicjatyw. Niepokoili się, co on znowu wymyślił, a oni będą to musieli robić… Zakopane było zawsze takim "dreszczem" dla współpracowników, a dla prymasa był to czas tworzenia, inspiracji, ale też spotykania ludzi, którzy cieszyli się, gdy rozpoznawali go na szlaku turystycznym, i często prosili o wspólne zdjęcie.

Czy może Ksiądz Rektor powiedzieć coś o podejściu prymasa Glempa do relacji państwo-Kościół, za PRL i po upadku komuny?

– Wszystkiego nie wiem, przyszedłem już po tych przełomowych wydarzeniach, więc nie chciałbym tworzyć świata, który nie istniał lub, który sam sobie wyobrażam. Mogę powiedzieć, że prymas mało mówił o relacjach państwo-Kościół i w ogóle na temat życia Kościoła. Zawsze była w nim ogromna wrażliwość, delikatność. Przy nim nie wypadało mówić źle o kimkolwiek. Mam poczucie, że prymas miał swoje zdanie, miał też swoją wizję, ale o niej nie mówił. Myśmy się nieraz dziwili, dlaczego mamy coś robić. Uczestniczyłem w kilku audiencjach z politykami i mam wrażenie, że oni przychodzili czegoś się dowiedzieć, wyczuć co prymas myśli, ale tak jak przychodzili, tak i wychodzili – bez żadnej wiedzy. Nie ukrywam, że bardzo podziwiałem prymasa i tę jego swoistą dyplomację.

Nie można go też porównywać z poprzednikiem. Prymas sprawował swoją posługę w czasach przełomu, na pograniczu schyłku komunizmu i początku demokracji. Taki pomost. Trudno to jeszcze ocenić. On był chyba właściwą osobą na tamten czas. Pan Bóg daje łaskę na dany czas, daje człowieka na dany czas...

Co w nim było takiego, że wskazano go na następcę Prymasa Tysiąclecia?

– Tego nie wiem, bo byłem za młody. Można powiedzieć, że ks. Glemp, kiedy był sekretarzem kard. Stefana Wyszyńskiego, miał okazję poznać Kościół. Bo to jest dobra szkoła – być przy Prymasie Tysiąclecia w tamtych czasach. Myślę, że kard. Wyszyński miał poczucie, że to jest ktoś, kto mógłby być odpowiedzialny za Kościół i za Ojczyznę.

Jaką wizję Kościoła, duszpasterstwa miał prymas Glemp?

- Mogę tylko powiedzieć, że ta wizja była tworzona i łamana. Gdy prymas zaczął swoją działalność, pamiętam to z czasów kleryckich, przyszedł stan wojenny i pierwsza rzecz, jaka się pojawiła, to stworzony przez prymasa Komitet Społeczny przy kościele św. Marcina na Piwnej. Powierzył on opiekę nad tym dziełem bp. Dembowskiemu i powołał kilku kapelanów, wśród nich ks. Jana Sikorskiego. To była jego odpowiedź na konkretne zjawiska. Była potrzeba czasu, tak rozeznał misję Kościoła w danym momencie.

Druga kwestia, która przychodzi mi do głowy, jest również związana ze stanem wojennym. Wtedy artyści nie mogli występować w teatrach, świat wolnej kultury został zamknięty. I w tej sytuacji prymas udostępnił artystom kościoły. Gdy można już było wrócić na sceny i do galerii, okazało się, że artyści się przyzwyczaili do tego nowego status quo i wtedy prymas powiedział, że ich miejsce jest w teatrze. Trzeba było mieć odwagę i mieć wizję, wiedzieć, po co jest Kościół, a po co jest teatr, co ludzie Kościoła i ludzie teatru czy ogólnie sztuki powinni robić w danym momencie. A to budziło nieporozumienia. Myślę, że prymas miał wizję na dany okres.

Prymas Glemp był głową Kościoła w Polsce i jego wizją była odpowiedzialność za Kościół, ale też reprezentacja Kościoła na zewnątrz. Nie można zapomnieć o Polonii. W tej kwestii odegrał ogromną rolę polegającą na scalaniu albo umacnianiu tych środowisk. Przecież po stanie wojennym z kraju wyjechał kwiat polskiej inteligencji, ludzie twórczy, ciekawi. Jego wyjazdy do różnych państw były po to, by tę Polonię umacniać. Zachowało się kilka tomów jego polonijnych kazań. Wizja prymasa była taka: jest Polska poza Polską i tam ma być Kościół służebny, byli więc do Polonii wysyłani księża. Jest Prymas, który odpowiada za Kościół w Polsce i jako przewodniczący KEP wyznacza pewien kierunek. Ale pamiętajmy też, że on oprócz tego miał jeszcze na głowie dwie połączone diecezje: gnieźnieńską i warszawską. Dopiero w wieku siedemdziesięciu lat przyszła emerytura.

Prymas nie unikał żadnych zadań, nie usprawiedliwiał się nadmiarem swoich obowiązków, by unikać posługi jako kapłan. Lubił jeździć na małe wiejskie parafie, gdzie mógł się bezpośrednio spotykać z ludźmi, pobyć z nimi, porozmawiać. Spotykał się też z sołtysami. To były piękne chwile, kiedy rozmawiali o zbiorach, o pracy na polu, o szpakach wyjadających czereśnie…

Czym prymas Glemp może dziś inspirować Kościół w Polsce?

– Z pewnością powinna inspirować jego wytrwałość, pracowitość i cierpliwość do wszystkich rzeczy, które uderzają w Kościół i w ludzi.

Kolejna rzecz to konsekwencja w działaniu wbrew opinii, jaka jest kreowana. Żyjemy w czasach, kiedy wszystko się zmienia. W zależności od opinii lub stanów emocjonalnych podejmujemy decyzje albo się uginamy. Na tym polega wizja, że się ją ma i się ją realizuje, bez względu na to, co się dzieje. Myślę, że dzisiaj potrzeba nam wytrwałości w tym, co robimy, cierpliwości i odwagi, ale też pracowitości. Oto cechy, które są przydatne biskupowi i każdemu z nas.

Od prymasa moglibyśmy wziąć też lekcję kultury osobistej, zwłaszcza w życiu społecznym i publicznym. Wzajemny szacunek stanowi bowiem bazę do jakiejkolwiek relacji. Wydaje mi się, że nawet w tamtych trudnych czasach istniała pewna godność w relacjach międzyludzkich. Ta godność przydałaby się pewnie i dziś.

PODZIEL SIĘ:
OCEŃ:
- Reklama -

DUCHOWY NIEZBĘDNIK - 29 marca

Wielki Piątek
Dla nas Chrystus stał się posłusznym aż do śmierci, i to śmierci krzyżowej.
Dlatego Bóg wywyższył Go nad wszystko i darował Mu imię ponad wszelkie imię.

+ Czytania liturgiczne (rok B, II): J 18, 1 – 19, 42
+ Komentarz do czytań (Bractwo Słowa Bożego)

ZAPOWIADAMY, ZAPRASZAMY

Co? Gdzie? Kiedy?
chcesz dodać swoje wydarzenie - napisz
Blisko nas
chcesz dodać swoją informację - napisz



Najczęściej czytane artykuły



Najwyżej oceniane artykuły

Blog - Ksiądz z Warszawskiego Blokowiska

Reklama

Miejsce na Twoją reklamę
W tym miejscu może wyświetlać się reklama Twoich usług i produktów. Zapraszamy do kontaktu.



Newsletter