20 kwietnia
sobota
Czeslawa, Agnieszki, Mariana
Dziś Jutro Pojutrze
     
°/° °/° °/°

Mówią misjonarze

Ocena: 0
5682
Na co dzień – rozrzuceni po różnych zakątkach świata – ciężko pracują. Co kilka lat przyjeżdżają do warszawskiego Centrum Formacji Misyjnej, aby się spotkać i porozmawiać o swoich problemach.
Kiedy w swobodnej atmosferze płyną opowieści, można spróbować wyobrazić sobie, jak naprawdę wygląda misjonarska codzienność.


S. Sara, Zgromadzenie Franciszkanek Służebnic Krzyża – Bangalore, Indie

Prowadzimy szkołę i internat dla dzieci niewidomych. Mamy pod opieką 90 dzieci, z których 20 to zupełne sieroty zabrane z ulicy, a jedna dziewczynka została zabrana z wysypiska śmieci. Mamy dwie dziewczynki z rodzin trędowatych, które choć same nie są chore, w miejscu swojego zamieszkania nie zostały przyjęte do szkoły. Nasi uczniowie pochodzą głównie z rodzin hinduistycznych, mamy dużą grupę z rodzin muzułmańskich, są też dzieci chrześcijańskie. Nasz dom leży w dzielnicy muzułmańskiej, a z sąsiadami mamy bardzo dobre stosunki. Zapraszają nas na swoje święta. Kiedy z tej okazji zabijane są zwierzęta, my też dostajemy od nich „naszą” część mięsa. Niedawno byłam na ślubie hinduistycznym, bo sąsiadce bardzo na tym zależało.

Naszą działalność utrzymujemy głównie dzięki ofiarodawcom lokalnym, którzy np. sponsorują nam posiłki, przynoszą ubrania dla dzieci, środki czystości. Są też tacy, którzy dają pieniądze. Prowadzimy „Adopcję serca”, która działa w Polsce i to jest dla nas ogromną pomocą. Rodziny czy też pojedyncze osoby wpłacają pieniądze na konkretne dziecko z naszego ośrodka. Nauka u nas jest bezpłatna, sieroty i dzieci z bardzo biednych rodzin są na naszym całkowitym utrzymaniu, natomiast rodziny lepiej sytuowane wyposażają swoje dzieci w rzeczy potrzebne do nauki i mieszkania w internacie. Są rodziny, które co jakiś czas przynoszą nam, a to worek ryżu, a to co innego.

Bardzo trudno jest o pracę dla osób niewidomych, ale próbujemy jakoś sobie radzić. Ostatnio trzy z naszych uczennic skończyły szkołę średnią, potem kurs dla nauczycieli i dzisiaj uczą w naszym ośrodku. Niektóre wychodzą za mąż i zajmują się rodziną. Pracę mogą też znaleźć osoby utalentowane muzycznie. Niektóre dziewczyny pracują u nas przy maszynach dziewiarskich, na których robią części swetrów. Potem siostry je zszywają i sprzedają, a swetry te cieszą się dużym powodzeniem. Wyplatają też koszyki na sprzedaż. Gorzej jest z chłopcami. Mamy np. wielu bardzo zdolnych uczniów w dziedzinie informatyki, ale firmy komputerowe nie są otwarte na zatrudnianie niewidomych.

Według różnych danych w miliardowym społeczeństwie indyjskim jest około 14 mln niewidomych. Około 40 tys. dzieci rocznie traci wzrok na skutek niedożywienia i braku witamin. Ciągle jeszcze bardzo popularne są tam tzw. zaaranżowane małżeństwa, wśród bliskich krewnych – bo majątek pozostanie w rodzinie, bo lepiej zna się przyszłych małżonków. Ale zbyt bliskie pokrewieństwo rodziców też jest przyczyną ślepoty dzieci.

Ks. Mariusz, redemptorysta – Boliwia

– Zdarzyło mi się pracować wzdłuż Beni, dużej rzeki na północy kraju, gdzie mieszka kilkadziesiąt wspólnot katolickich. Był tam już misjonarz, redemptorysta ze Szwajcarii, który zabrał mnie ze sobą na mój pierwszy rejs pastoralny. Płynęliśmy 12-metrową łódką bez dachu. W czasie tego rejsu nie było nawet możliwości, żeby gdzieś się przespać, coś zjeść. Doznałem poparzenia słonecznego, odwodnienia. Przyznam, że była to dla mnie katorga. W którymś momencie pomyślałem nawet, że jeżeli tak ma teraz wyglądać moje życie, to zabieram manatki i wyjeżdżam.

Ale jakoś przetrwałem i w drodze powrotnej zaczęła rodzić się we mnie myśl, aby zbudować barkę, żeby dało się pływać jakoś łatwiej. W pierwszej chwili pomyślałem, że chyba porywam się z motyką na słońce. Tym bardziej, że nie dostałem wsparcia ani od prowincjała, ani od przełożonego wspólnoty, ani od biskupa, a i sam ciągle nie za bardzo w to wierzyłem. Ale w 2003 r. przyjechałem do Polski i miałem okazję rozmawiać o tym z księdzem Marianem Midurą, ówczesnym dyrektorem MIVA Polska [podlega Komisji Episkopatu ds. Misji i pomaga misjonarzom w pozyskiwaniu środków transportu], a on mówi: „Chłopie, rób to! Ja ci pomogę, MIVA ci pomoże”. Więc złożyłem projekt do MIV-y,
ale musiałem sam przygotować plany tej barki. Jeździłem do różnych stoczni, rozmawiałem ze szkutnikami, którzy nie zawsze chcieli dzielić się ze mną swoją wiedzą. Ale plany barki powstały. I choć przygotowania zabrały rok, a sama budowa kolejne pół roku, to barkę zbudowałem. I pływałem nią przez 12 kolejnych lat, odwiedzając moich parafian. Dziś nadal pracuję w Boliwii, w miejscowości Tubiza przy granicy z Argentyną i Chile, ale o barce nie mogę zapomnieć.

S. Klara, Zgromadzenie Sióstr Dominikanek – Bertoua, Kamerun

Żyję trochę jak Pigmej, który nie widzi daleko poza wioskę – a ja poza przychodnię, w której pracuję, na przedmieściach miasta. Założyłyśmy ją zaraz po przyjeździe w 1987 r. Razem z nami pracują siostry kamerunki. Leczymy najczęściej malarię, różne choroby pasożytnicze. Zajmujemy się też chorymi na AIDS, leczymy niedożywienie. Same robimy podstawowe badania, mamy też na miejscu aptekę.

PODZIEL SIĘ:
OCEŃ:

DUCHOWY NIEZBĘDNIK - 19 kwietnia

Piątek, III Tydzień wielkanocny
Kto spożywa moje Ciało i Krew moją pije,
trwa we Mnie, a Ja w nim jestem.

+ Czytania liturgiczne (rok B, II): J 6, 52-59
+ Komentarz do czytań (Bractwo Słowa Bożego)

ZAPOWIADAMY, ZAPRASZAMY

Co? Gdzie? Kiedy?
chcesz dodać swoje wydarzenie - napisz
Blisko nas
chcesz dodać swoją informację - napisz



Najczęściej czytane artykuły



Najczęściej czytane komentarze



Blog - Ksiądz z Warszawskiego Blokowiska

Reklama

Miejsce na Twoją reklamę
W tym miejscu może wyświetlać się reklama Twoich usług i produktów. Zapraszamy do kontaktu.



Newsletter