28 marca
czwartek
Anieli, Sykstusa, Jana
Dziś Jutro Pojutrze
     
°/° °/° °/°

Nadzieja na pokój

Ocena: 0
2541

– Nie wszystkim jesteśmy w stanie pomóc. Ale musimy pomóc tym, którym możemy – mówi abp Stanisław Gądecki po powrocie z Syrii.

Z abp. Stanisławem Gądeckim, przewodniczącym Konferencji Episkopatu Polski, rozmawia Paweł Bieliński (KAI)

 

Czy miejsca, które Ksiądz Arcybiskup odwiedził w Syrii, wyglądają jak Warszawa po powstaniu w 1944 r., co widać w filmie o syryjskim mieście Homs?

Nie wszystkie. Są miejsca zajęte przez Daesh (ISIS), które podczas odbijania ich przez wojska rządowe zostały praktycznie zrujnowane. Często krytykowano wojska prezydenta Baszara al-Asada, że niszczyły szkoły czy szpitale, ale tak dzieje się podczas każdej wojny domowej (...). Są więc takie miejsca jak Malula, która została zniszczona, a wszyscy z niej uciekli. Teraz wróciło 43 proc. dawnych mieszkańców, ale reszta już się nie pojawiła. Wiele budynków jest rozbitych, dużo mieszkań spalonych. Te zniszczenia naprawdę robią dramatyczne wrażenie. W dużo gorszej sytuacji jest Homs, którego mieszkańcy są dodatkowo wydani na pastwę głodu.

Trudno to sobie wyobrazić, ale w stolicy, w Damaszku, gdzie mieszka prezydent, są dzielnice opanowane przez jego przeciwników. Teren jest otoczony, a ludzie zostali wzięci jako zakładnicy. Tysiące ludzi głoduje, bo nie ma możliwości ucieczki.

Zniszczenia są nie tylko materialne, ale także duchowe. Kto nie mógł dłużej wytrzymać takiego życia, ten wyjechał. Młodzi uciekają także z tego powodu, że istnieje obowiązek służby wojskowej do 42. roku życia. Do przekroczenia granicy z Libanem czy z Turcją nie była potrzebna wiza. Łatwo było uciec z Syrii.

 

Morale mieszkańców Syrii jest więc raczej niskie?

Widać po tych ludziach, że są tym wszystkim, co się od pięciu lat dzieje w ich kraju, tak przybici, że praktycznie już zobojętnieli na ten stan rzeczy. W Damaszku dzieci chodzą do szkół, dorośli idą do pracy, sklepiki funkcjonują, a w tym czasie wybuch zabija kilkadziesiąt osób. Zabitych pochowają, poranionych zabiorą do szpitala i życie wraca do normy. Powiadają, że 50 tys. lekarzy uciekło za granicę, tak że służba zdrowia jest już mocno ograniczona.

 

Czy w tych warunkach Kościół może prowadzić normalną pracę duszpasterską?

Kościół cieszy się obecnie wolnością religijną. Chrześcijanie nie skarżą się na Asada. Normalnie funkcjonują parafie. Niektóre z nich mogłyby być nawet modelem dla Polski. Na przykład w jednej parafii działa 70 katechistów! Młodzi ludzie, którzy jeszcze nie zawarli związków małżeńskich i sami przeszli cały cykl katechetyczny, przejmują troskę o dzieci i młodzież swej parafii i ich katechizują. Te parafie są żywe.

Byłem zaskoczony stanem kościołów. Są świątynie, owszem, bardzo stare, ale zadbane, są też nowo wybudowane, z bardzo pięknymi ikonami. Są też te kościoły spalone, na terenach zajętych przez Daesh.

Ludzie są tam bardzo pobożni. Takiej pobożności już pewnie w Polsce nie ma... Z wielkim szacunkiem odnoszą się do kapłanów. I to nie tylko chrześcijanie, ale również muzułmanie. Jeśli ksiądz wejdzie w sutannie do meczetu Umajadów w Damaszku, to go tam przyjmują z rewerencją. Na ulicy jest podobnie: gdy widzą kapłana w stroju duchownym, odnoszą się do niego z dużym respektem, tak samo jak do imama. Ich pobożność jest wschodnia: czczą ikony, tłumnie podchodzą, by otrzymać błogosławieństwo, bardzo żywo śpiewają. Każda parafia ma silny zespół muzyczny oraz zespół muzyczny skautów.

Tym, co łatwo zauważyć, jest brak mężczyzn w kościele. Pozostały niemal same kobiety. Są jeszcze starsi panowie, ale młodszych brakuje, z wyjątkiem katechistów, młodocianych chórzystów i skautów, którzy z wielkim hałasem wprowadzają patriarchę na każdą liturgię.

 

Czy mówimy o największym w Syrii Kościele melchickim?

Tak, ale jest tam pięć innych Kościołów katolickich, które znajdują się w gorszej sytuacji niż melchicki, bo są mniejsze: maronicki, ormiański, syrokatolicki, chaldejski, łaciński. Są też Kościoły prawosławne. Uderza mnie, że na całym Bliskim Wschodzie ludzie są do siebie bardzo podobni. Myślałem, że w Syrii, po tylu latach wpływów rosyjskich, pojawi się jakiś inny typ człowieka. Tymczasem nie – to jest ten sam świat arabski, co w Jerozolimie, w Jordanii, w Iraku. Ludzie są serdeczni, bardzo życzliwi i otwarci. Nie widać w nich śladów sekularyzmu. To bardzo ciekawe zjawisko.

 

Czy główną troską tamtejszych biskupów wciąż pozostaje emigracja?

Emigracja już nastąpiła. Jeśli 6 mln ludzi uciekło z Syrii, to zrozumiałe jest pragnienie patriarchów, żeby zatrzymać resztę. Tak jak w Iraku, gdzie z ponad miliona chrześcijan zostało 200 tys. Wspieramy te pragnienia patriarchów. Podobnie jako oni jesteśmy przekonani, że ci ludzie wszędzie poza swoim krajem będą się czuli wykorzenieni. Będzie ich łatwo wykorzystać.

Rozmawiałem z ludźmi, którzy doświadczyli działania islamu w jego radykalnej formie. Ciągle powtarzali, żeby tej formie islamu nie ufać, bo nie znosi ona inności drugiego człowieka. Niektórzy muzułmanie żyli obok chrześcijan przez wiele lat, ale zaczęli wspomagać Daesh i mordować swoich chrześcijańskich sąsiadów, niezależnie od tego, czy byli ich dobrymi sąsiadami, czy żyli z nimi w przyjaźni przez lata. Mówienie czegoś takiego nie jest politycznie poprawne, ale syryjscy chrześcijanie, mający bezpośrednie doświadczenie zetknięcia z radykalnym islamem, mówią: „Niech Europa będzie ostrożna, bo nie da się opisać tego, co sobie ona przygotowuje”.

 

Dochodzimy tu do problemu uchodźców: czy lepiej przyjmować ich w Europie, czy raczej działać na rzecz ich pozostania w swoim kraju?

Na pewno byłoby lepiej, gdyby mogli oni pozostać w swoim kraju i żyć w pokoju. Wiemy, jaki jest los emigranta. Dopiero jego dzieci mogą wejść w nową kulturę i czuć się tam u siebie. Podobne było też doświadczenie Polaków z czasów Solidarności i stanu wojennego.

 

Tylko co możemy zrobić, żeby Syryjczycy mogli u siebie pozostać?

Trzeba im pomagać. Patriarcha Grzegorz III Laham proponuje, żeby składać się dla nich na remont jednego pokoju. Chodzi o to, żeby w zburzonym domu rodzina mogła urządzić sobie chociaż jeden pokój, w którym może się schronić, a potem z roku na rok sama będzie remontowała następne. W ten sposób Syryjczycy wrócą do swoich domów. Problem w tym, że w krótkim czasie ceny czterokrotnie poszły w górę.

 

Ale oni nie wrócą do domów, dopóki nie zakończą się działania wojenne!

Syryjczycy tłumaczą, że wszystkie nieszczęścia, jakie ich spotkały w XIX, XX i teraz w XXI w. są skutkiem zewnętrznych interwencji. Najpierw Francja walczyła z Anglią o tereny roponośne, a oni zostawali ofiarami. Tłumaczono mi, że kilka kolejnych konfliktów było prowadzonych siłami zewnętrznymi. Ktoś rozpętał wojnę albo przeciwko Syryjczykom, albo wciągając ich do niej.

A teraz mamy wojnę bratobójczą. Toczy się walka o władzę – o to, żeby zakończyć panowanie Asada, które jest panowaniem legalnym, bo został on wybrany w wyborach. Ktoś powie, że wybory są tam farsą, że można w nich zyskać i 400 proc. głosów. Ale trzeba zrozumieć, że tam panuje inny system, że mówienie o demokracji w tamtych realiach jest bezsensowne. Ci ludzie mają swoją kulturę. Tłumaczą, że dopóki ojciec Asada (Hafiz al-Asad, który rządził Syrią w latach 1971-2000 – KAI) był twardy i nie popuszczał nikomu, to wszystko szło swoim rytmem, nie było inflacji, kraj nie miał długów. Gdy przyszedł jego syn i zaczął mówić o demokracji i o wolnościach, wszystko się rozleciało, bo Syryjczycy nie mają szczególnego poszanowania dla takiego stanu, w którym każdy może robić, co chce.

Możemy składać się dla nich 
na remont jednego pokoju, 
w ten sposób Syryjczycy 
wrócą do swoich domów

Obecnie sytuacja jest bardzo trudna zarówno dla samego Asada, jak i dla jego przeciwników, bo ci nie chcą dopuszczenia go do następnej elekcji, on natomiast chce kandydować. Widać, że wraz z włączeniem się Rosji do konfliktu syryjskiego Asad się bardziej umacnia.

Wydaje mi się, że do zawieszenia broni, do pokoju, tak upragnionego po pięciu latach wojny, mogłoby dojść tylko drogą reformy państwa. Metodami typu: jednego zabić, drugiego postawić na jego miejsce – nie rozwiąże się tego konfliktu.

 

A czy ludzie w ogóle mają tam jeszcze nadzieję, że pokój kiedyś zapanuje?

W każdym człowieku żyje nadzieja. Naszym zadaniem nie było wtrącanie się i osądzanie polityki Asada lub kogokolwiek, tylko niesienie nadziei. W czasie, gdy nie ma już tam żadnych zagranicznych turystów, ktoś się odważył pojawić w Syrii, będącej w stanie wojny, i powiedział, że Polacy o nich myślą. Wielu Syryjczyków studiowało kiedyś w Polsce, tu i ówdzie spotka się nawet człowieka, który powie kilka słów po polsku. Mówić ludziom zrozpaczonym o nadziei – to rzecz wielkiej wagi.

 

Nie bał się Ksiądz Arcybiskup o życie?

Gdy człowiek wjeżdża na autostradę, też nie wie, czy dojedzie do celu. Może tam, w Syrii jest większe ryzyko, ale jeżeli chce się prowadzić dzieła miłosierdzia, to bez ryzyka się tego nie zrobi w kraju ogarniętym wojną. Od listopada ubiegłego roku przekazaliśmy 1,2 mln euro. Ktoś może powiedzieć, że to kropla w morzu wobec miliardów potrzebnych obecnie na odbudowę Syrii. Ale dla nich ważne jest to, że wiedzą, iż ktoś o nich myśli, że może ten kamyczek poruszy jakąś lawinę, może wywoła większy efekt także u innych episkopatów.

 

Czy z tej podróży rodzi się jakiś apel do Polaków, do Kościoła w Polsce?

Trzeba, żebyśmy mocno bronili poczucia jedności Kościoła powszechnego, który obejmuje nie tylko katolików rytu rzymskiego, ale także wschodnich rytów. Oni są integralną częścią Kościoła, przedstawianą przez św. Pawła w Pierwszym Liście do Koryntian jako jedno i to samo Ciało Mistyczne. Jeśli cierpi jakiś członek, współcierpią inne. Święty Paweł, który nawrócił się w Damaszku, jest początkiem wielkiej tradycji, z której my wyrastamy. My właściwie nie wyrastamy z tradycji Piotrowej, to znaczy z „chrześcijaństwa z Żydów”. My wyrastamy z tradycji „chrześcijaństwa z nieżydowskich narodów”, dlatego mamy pewne zobowiązanie wobec tego kraju, z którego wyszedł wielki Apostoł Narodów.

Jego działanie było nie tylko głoszeniem Ewangelii. On także zbierał składki na Kościół w Jerozolimie, czyli dbał o to, żeby jedne Kościoły wspierały drugie; żeby nikt nie cierpiał biedy.

 

Czyli można się spodziewać dalszej pomocy Kościoła w Polsce mieszkańcom Syrii?

Tak. Ale sytuacja naszej Caritas czy Pomocy Kościołowi w Potrzebie jest trudna, dlatego że w potrzebie jest większa część świata. Zdajemy sobie sprawę, że garstka osób ma w ręku 90 proc. bogactwa świata. Reszta najczęściej żyje w biedzie. To co my mamy w Polsce, jest rajem w stosunku do tego, co mają ludzie w innych krajach.

Nie wszystkim jesteśmy w stanie pomóc. Ale musimy pomóc tym, którym możemy.

rozmawiał Paweł Bieliński (KAI)
fot. Piotr Grabowski
Idziemy nr 10 (544), 6 marca 2016 r.

 

PODZIEL SIĘ:
OCEŃ:
- Reklama -

DUCHOWY NIEZBĘDNIK - 29 marca

Wielki Piątek
Dla nas Chrystus stał się posłusznym aż do śmierci, i to śmierci krzyżowej.
Dlatego Bóg wywyższył Go nad wszystko i darował Mu imię ponad wszelkie imię.

+ Czytania liturgiczne (rok B, II): J 18, 1 – 19, 42
+ Komentarz do czytań (Bractwo Słowa Bożego)

ZAPOWIADAMY, ZAPRASZAMY

Co? Gdzie? Kiedy?
chcesz dodać swoje wydarzenie - napisz
Blisko nas
chcesz dodać swoją informację - napisz



Najczęściej czytane artykuły



Najwyżej oceniane artykuły

Blog - Ksiądz z Warszawskiego Blokowiska

Reklama

Miejsce na Twoją reklamę
W tym miejscu może wyświetlać się reklama Twoich usług i produktów. Zapraszamy do kontaktu.



Newsletter