18 kwietnia
czwartek
Boguslawy, Apoloniusza
Dziś Jutro Pojutrze
     
°/° °/° °/°

O Prymasie Wyszyńskim

Ocena: 0
2375

Prymas Wyszyński był rzeczywiście ojcem i królem narodu - mówi biskup włocławski Wiesław Mering w rozmowie z ks. Andrzejem Tomalakiem.

fot. ks. Henryk Zieliński/Idziemy

We Włocławku obchody 95. rocznicy święceń kapłańskich kard. Stefana Wyszyńskiego oraz 118. rocznicy urodzin będą miały wyjątkowy charakter. Dlaczego?

Z kilku powodów. Przede wszystkim kard. Wyszyński związany jest Włocławkiem i diecezją włocławską od młodzieńczych lat. Tu kończył Liceum im. Piusa X (Niższe Seminarium Duchowne), tu wstąpił do Wyższego Seminarium Duchownego i we włocławskiej katedrze, w kaplicy Matki Bożej, przyjął święcenia kapłańskie. Jest więc prezbiterem naszej diecezji. Pracował tu jako wikariusz, redagował tygodnik diecezjalny, którego spadkobiercą jest dzisiejszy „Ład Boży” w tygodniku „Idziemy”, a od 1932 r. kierował najstarszym pismem teologicznym w Polsce, „Ateneum Kapłańskim”, wciąż wydawanym we Włocławku. Zewnętrznym wyrazem naszej pamięci będzie odsłonięcie i poświęcenie w katedrze portretu Prymasa Tysiąclecia, ufundowanego przez Civitas Christiana, organizację, której patronuje kard. Wyszyński.

Ksiądz Biskup poznał osobiście kard. Wyszyńskiego. Jakim był człowiekiem?

Jedno z najpiękniejszych i najbardziej swobodnych spotkań miało miejsce w Warszawie. Byłem wtedy studentem ATK, gdzie przygotowywałem doktorat. Zostałem zaproszony na parafialną uroczystość na Mokotowie, na zakończenie której miała miejsce kolacja z udziałem Księdza Kardynała. Tam właśnie zostałem mu przedstawiony, a Ksiądz Prymas zapytał mnie, co robię w Warszawie. Odpowiedziałem, że jestem na studiach, że piszę pracę doktorską i że jest to nieco kłopotliwe, bo dość dużo kosztuje. I wtedy Prymas Wyszyński powiedział słowa, które zapamiętałem do dziś: „Nic dziwnego: złote myśli kosztują wiele złotówek”. Był przy tym szalenie ojcowski. Ale jego ogromne ciepło i sympatię wyczuwało się wobec każdego z obecnych.

Równie silnie zapisała się w mojej świadomości wizyta Księdza Prymasa na KUL-u, gdzie zawsze przyjeżdżał na inaugurację roku akademickiego. Chciałbym jednak wspomnieć jego pobyt w 1966 r. z racji Tysiąclecia Chrztu Polski. Wtedy na dziedzińcu KUL-u stanęło dwóch wielkich ludzi: kard. Wyszyński i kard. Wojtyła! Byliśmy dumni z naszych pasterzy. Utożsamialiśmy się w nimi. Podczas tego spotkania Prymas mówił o roli i znaczeniu uniwersytetu katolickiego w kulturze polskiej oraz potrzebie solidnego kształcenia.

Co najbardziej fascynowało Księdza Biskupa w życiu i nauczaniu kard. Wyszyńskiego?

Bardzo podziwiałem Księdza Kardynała. Pamiętam, że jako uczeń X klasy (rok przed maturą) napisałem do niego list. Chciałem posłać jakiś znak mojej solidarności z nim. Zapewniłem, że śledzę jego wypowiedzi, że jestem z niego dumny i cieszę się, że taki człowiek stoi na czele Kościoła w Polsce. Ku mojemu zdziwieniu, po pewnym czasie otrzymałem odpowiedź. Wszyscy wtedy podziwialiśmy męstwo Księdza Prymasa. On nigdy nie jątrzył. Zdumieni byliśmy jego gotowością przyjęcia nawet prześladowań dla dobra Bożej sprawy. Doskonale wiedział, co ściąga na siebie, nie zgadzając się na szykanowanie Kościoła przez władze komunistyczne.

Imponowała mi też jego gotowość do obrony polskości, narodu, ojczyzny. Dziś bardzo mało mówi się o tych wartościach. Co więcej, chciałoby się wszystko rozmyć, zrównać, ale w tamtych czasach Europa to była Europa ojczyzn.

Kolejna rzecz godna podkreślenia to miłość Księdza Kardynała do Kościoła. Znalazłem jego piękny tekst dotyczący tej właśnie kwestii. „Gdybym miał nadzieję odzyskania wolności za cenę najdrobniejszego upokorzenia Kościoła, wybrałbym dozgonną niewolę”. Mówił to w 1955 r. To był szczyt stalinizmu, ale nawet to nie skusiło Księdza Prymasa do zdrady Kościoła. W tym kontekście zawsze myślę o męczennikach z Dachau. Oni też byli kuszeni wolnością, spokojem, dostatkiem, byle tylko wyrzekli się ojczyzny, Kościoła czy Chrystusa. Żaden z nich takiej pokusie nie uległ. Słynna jest wypowiedź pani doktor Wandy Półtawskiej, która powiedziała do niemieckiego funkcjonariusza w czasie II wojny światowej o swoich koleżankach: „Jesteśmy Polkami. One nie są gotowe do świństw. Nawet za najwyższą cenę”. Tak właśnie myślało pokolenie Prymasa Tysiąclecia – dumne ze swojej polskości. Dlatego z takim szacunkiem patrzę na jego osobę. Trzeba jednak powiedzieć, że miłość do ojczyzny, do Kościoła i kapłaństwa wyniósł ze swojego rodzinnego domu, od ojca, który często modlił się przed obrazem Matki Bożej, czczonym w jego parafii aż po dzień dzisiejszy. To są piękne momenty jego życiorysu.

Jaki był odbiór jego słów w tamtym czasie i jaka aura panowała wokół niego?

Byłem naocznym świadkiem spotkań Księdza Prymasa z wiernymi i mogę powiedzieć z całą pewnością: ludzie go kochali. Po prostu kochali. Dla nas był to największy człowiek, jakiego nosiła polska ziemia (oczywiście do czasów Jana Pawła II). Zapamiętałem jedną scenę z uroczystości Tysiąclecia Chrztu Polski. Jako student KUL-u poszedłem do katedry lubelskiej na Mszę Świętą z Prymasem Wyszyńskim. Jakieś 15 minut przed Eucharystią Ksiądz Prymas wyszedł z pałacu biskupiego, aby udać się do katedry. Gdy ludzie go zobaczyli, niczym zboże pod wpływem wichru, pochylili się w jego stronę. Chcieli się go dotknąć, zamienić choć jedno słowo, uzyskać indywidualne błogosławieństwo. Tego obrazu nie da się zapomnieć. Takie sceny widziałem potem tylko wobec Ojca Świętego Jana Pawła II. Ale nigdy wobec żadnego innego prymasa czy biskupa. Ludzie kochali kard. Wyszyńskiego i czuli się przez niego kochani, szanowani. On tym prostym ludziom mówił o ich wielkości i godności, o tym, że mają prawo być wolni, że są stworzeni z miłości przez Boga, a miłość musi iść zawsze w parze z wolnością.

Ale nie wszyscy słuchali go z taką czcią i szacunkiem…

Niestety… Zupełnie inaczej wobec Księdza Prymasa zachowywała się część inteligencji: ta, która uważała się za lepszą, mądrzejszą. Byłem świadkiem, jak kilku profesorów teologii ze środowiska „Tygodnika Powszechnego”, „Więzi” czy niektórych Klubów Inteligencji Katolickiej wręcz wyśmiewało propozycję kard. Wyszyńskiego dotyczącą niewoli miłości: „za wolność Kościoła – niewola miłości u Maryi”. Do tej sytuacji nawiązał później Jan Paweł II, mówiąc, że nie zawsze Kościół miał wśród inteligencji takie poparcie, jakiego mógł się spodziewać. Ale także dzisiaj mamy ludzi, którzy myślą o sobie z przekonaniem o własnej wyższości.

Które postawy wielkiego Prymasa Polski należałoby przenieść na współczesny grunt?

Myślę, że przede wszystkim jego szacunek wobec drugiego człowieka oraz gotowość do rozmowy ze wszystkimi, nawet z tymi, do których mógł mieć słuszne pretensje. Kiedy ktoś prosił go o spotkanie, on zawsze był gotów poświęcić czas i wysłuchać drugiego człowieka.

Kolejna rzecz to podkreślanie godności człowieka, niezależnie od jego pozycji czy wykształcenia. Zwyczajny, prosty człowiek, ale uczciwy, solidny, sprawiedliwy, był dla niego „ważniejszy” niż wykształcony, który gardził innymi ludźmi.

Następnie – troska o młode pokolenia. Wyrażała się ona w zainteresowaniu szkolnictwem, uniwersytetami. Dzisiaj widzimy, jak było to prorocze. Ksiądz Prymas jakby przewidywał atak na instytucje, który dziś obserwujemy: neomarksistowska propaganda, marsz przez instytucje – on to czuł, on wiedział, że tak będzie. Uważał, że polska szkoła powinna uczyć dumy z narodu i jego historii, opierając się na prawdzie, czyli ukazując wielkie, ale i nieudane momenty w dziejach ojczyzny.

Kardynał Wyszyński był też człowiekiem, który nie miał poczucia wyższości. Wszystkie jego kazania, książki, artykuły pokazują konieczność miłości do człowieka: nie ślepej i głupiej, ale zatroskanej o jego dobro. Znana jest taka scena z życia młodego ks. Wyszyńskiego, który w czasie wojny patrzył na płonącą Warszawę. W pewnym momencie wiatr przyniósł kawałek nadpalonego papieru, na którym było napisane: „Będziesz miłował”. Reszta kartki była nieczytelna. Ksiądz Prymas odczytał to jako swoją misję, dlatego przykazanie to, będące sercem chrześcijaństwa, próbował realizować na co dzień.

Ponadto nie można pominąć jego sposobu kierowania episkopatem. Prowadził go silną ręką. Polscy biskupi zajmowali wtedy jednolite stanowisko we wszystkich istotnych sprawach. Po kard. Wyszyńskim już żaden prymas nie miał takiego autorytetu. To prawda, rola prymasa dziś się zmieniła, ale z kard. Wyszyńskim liczyli się wszyscy.

I wreszcie – jego ostrożność w reformowaniu Kościoła. To prawda, Kościół musi być reformowany, musi się zmieniać, ale tej przemiany może dokonywać tylko ten, kto Kościół naprawdę kocha, utożsamia się z nim i chce jego dobra. Prymas Wyszyński doskonale wiedział, że nienawiścią nie zbudujemy niczego dobrego. Był też ostrożny w przyjmowaniu wszystkich nowych trendów w Kościele; historia po latach przyznała mu rację.

Oczywiście, Prymas Wyszyński jest wciąż dla nas wzorem i autorytetem. Bez wątpienia godnym naśladowania jest jego utożsamienie z Kościołem, wierność Ewangelii, praca dla ojczyzny czy rozumienie chrześcijaństwa jako fundamentu zdrowych relacji społecznych w naszym kraju. Warto też wspomnieć szacunek kard. Wyszyńskiego dla innych wyznań, ale bez rozmywania naszej katolickiej tożsamości, czy umiejętność stawiania wymagań, przede wszystkim sobie. Te same akcenty znajdujemy w nauczaniu Jana Pawła II, który liście do rodaków z 23 października 1978 r. pisze m.in.: „Umiłowany Księże Prymasie! Pozwól, że powiem po prostu, co myślę. Nie byłoby na Stolicy Piotrowej tego papieża Polaka, który dziś rozpoczyna pontyfikat, gdyby nie było Twojej wiary, niecofającej się przed więzieniem i cierpieniem, Twojej heroicznej nadziei, Twego zawierzenia bez reszty Matce Kościoła, gdyby nie było Jasnej Góry i tego całego okresu dziejów Kościoła w Ojczyźnie naszej, które związane są z Twoim biskupim i prymasowskim posługiwaniem”.

Jan Paweł II, głowa Kościoła, wielki święty, który przez wiele lat współpracował z kard. Wyszyńskim, doskonale wiedział, co mówi. On był najbardziej upoważniony, żeby taką ocenę Prymasowi Tysiąclecia wystawić. A Prymas Wyszyński rzeczywiście był w swoich czasach ojcem i królem narodu, jaki stanowiła Polska. Dlatego nie wolno nam o nim ani o jego nauczaniu zapominać.

PODZIEL SIĘ:
OCEŃ:

Autor jest sekretarzem Biskupa Włocławskiego.

DUCHOWY NIEZBĘDNIK - 17 kwietnia

Środa, III Tydzień wielkanocny
Każdy, kto wierzy w Syna Bożego, ma życie wieczne,
a Ja go wskrzeszę w dniu ostatecznym.

+ Czytania liturgiczne (rok B, II): J 6, 35-40
+ Komentarz do czytań (Bractwo Słowa Bożego)

ZAPOWIADAMY, ZAPRASZAMY

Co? Gdzie? Kiedy?
chcesz dodać swoje wydarzenie - napisz
Blisko nas
chcesz dodać swoją informację - napisz



Najczęściej czytane komentarze



Blog - Ksiądz z Warszawskiego Blokowiska

Reklama

Miejsce na Twoją reklamę
W tym miejscu może wyświetlać się reklama Twoich usług i produktów. Zapraszamy do kontaktu.



Newsletter