29 marca
piątek
Wiktoryna, Helmuta, Eustachego
Dziś Jutro Pojutrze
     
°/° °/° °/°

Rodzice się modlą, a dzieci harcują

Ocena: 5
2247

Kiedy podczas wakacyjnych rekolekcji małżeństwa słuchają konferencji albo adorują Najświętszy Sakrament, ktoś „na zapleczu” z pasją opiekuje się ich dziećmi.

fot. archiwum prywatne

– Nawiązywanie relacji z dziećmi jest bardzo przyjemne. A największa satysfakcja to podbić serca zbuntowanych nastolatków i zintegrować grupę – twierdzą Magdalena i Piotr Sierańscy z Zielonki, para odpowiedzialna za diakonię wychowawczą Domowego Kościoła w diecezji warszawsko-praskiej. On jest pracownikiem biurowym, ona nauczycielką. Mają dwoje własnych dzieci: Maksymiliana i Łucję, oczekują trzeciego. Grupą dzieci na rekolekcjach opiekowali się już dziesięć razy.

Agnieszka i Marcin Skonieczni mają pięcioro dzieci w wieku od 7 do 15 lat: Basię, Wojtka, Krzysia, Piotrka i Anię. Na co dzień są dyrektorami przedszkola i dwóch punktów przedszkolnych, prowadzą też scholę. W wakacje często organizują kolonie w swojej parafii Poświętne. Już pięć razy opiekowali się dziećmi uczestników rekolekcji.

Do tej posługi nie zgłasza się wiele osób. Ludzie boją się, czy dadzą radę albo są zmęczeni opieką nad własnymi dziećmi.

– Mnie praca z dziećmi nie przeraża – mówi Agnieszka – bo nie lubię monotonii. Najbardziej lubię zabawy plastyczne i snucie opowieści.

– Pamiętam małżeństwo, które nam kiedyś pomagało – wspomina Magdalena. – Przyjechali zdystansowani, a wyjeżdżali z okrzykiem: „Ale było świetnie!”. A kiedy moja koleżanka, przedszkolanka, pomagała mi zajmować się dziećmi na rekolekcjach i obserwowała ich rozmodlonych rodziców, powtarzała „To piękne, że ludzie tak żyją”.

 


PLAN DNIA

Dzień wygląda intensywnie. Rankiem pierwszy krótki blok opieki nad dziećmi – dorośli odmawiają jutrznię. Niektóre maluchy jeszcze śpią. – Odmawiamy wtedy krótką modlitwę, np. Aniele Boży, i bawimy się – mówi Magdalena. Po śniadaniu schodzą się na kilka godzin wszystkie dzieci w wieku 3-13 lat. Młodsze tylko wtedy, gdy naprawdę są gotowe odłączyć się od rodziców. Starsze mogą już pomagać opiekunom.

Magdalena i Piotr nie wyobrażają sobie, aby diakonia wychowawcza była tylko „przechowalnią”. Zawsze modlą się za swoich podopiecznych. Chcą, żeby rekolekcje rodziców także i dla dzieci były czasem poznawania Pana Jezusa. Prowadzą krótkie rozważania Słowa Bożego, w przystępnej formie i często związane z tematem, który omawiają rodzice. Jest fragment Ewangelii, kilka dziecięcych piosenek religijnych dla dzieci, krótka rozmowa z pytaniami.

– Później dzielimy się na grupy wiekowe i bawimy. Poznajemy miejsce, w którym się znajdujemy – opowiada Magdalena. – Mamy drugie śniadanie, aby nie zgłodnieć. Na początku rekolekcji ustalamy regulamin, przypominamy, aby nie przynosić ze sobą telefonów, aby dzielić się zabawkami. Starsi chłopcy zazwyczaj chcą grać w piłkę, a młodsi w planszówki. Dziewczynki chętnie rysują, a maluchy bawią się klockami, pluszakami i w piasku. Wszyscy lubią podchody i śpiewanie przy akompaniamencie gitary.

Starają się, aby poranki były bardzo atrakcyjne i intensywne. W tym szaleństwie jest metoda: zmęczeni zabawą najmłodsi na pewno prześpią Mszę Świętą na kolanach rodziców.

– Chcemy uczestniczyć w całej Eucharystii – wyjaśnia Piotr – choć na wielu rekolekcjach diakonia przyprowadza dzieci dopiero w czasie ofiarowania, aby nie przeszkadzały na kazaniu. Dla nas to jedyny moment dnia, kiedy możemy być tak blisko z Panem Bogiem, czerpać od Niego siłę do pracy. Nie boimy się, że dzieci będą się nudzić i marudzić. Rekolekcje to czas rozwoju dla małżeństw, ale też czas dla rodzin. Dobrze, jeśli dzieci są wtedy z rodzicami, a my możemy podładować akumulatory.

Popołudnia zawsze spędza się rodzinnie, więc diakonia ma wolne. Można wtedy spędzić czas tylko z własnymi dziećmi, pozwiedzać okolicę. Młodzież posługująca w diakonii często dosiada się do samochodu jakiegoś bezdzietnego małżeństwa, ma szansę poznać dorosłych, pojechać z nimi na szlak górski albo nad wodę.

Wieczorem zdarzają się jeszcze dwa krótkie bloki opieki nad dziećmi. Przed kolacją Magdalena i Piotr lubią puszczać dzieciom bajki ewangelizacyjne lub związane z emocjami. Potem siadają w kole i rozmawiają: co dzieci zapamiętały, jakie uczucia przeżywały, na co zwróciły uwagę. Po kolacji rodzice przynoszą dzieciom poduszki i kołdry: czas na czytanie bajek lub słuchowiska.

– One wolą, żeby im czytać – śmieje się Magdalena – ale czasem audiobook ratuje nas przed chrypką.

 


KTO POMOŻE?

Na jednego opiekuna powinno przypadać do dziesięciorga dzieci, ale bywa różnie. Zazwyczaj na jednych rekolekcjach opiekę nadzoruje jedno małżeństwo lub dorosła osoba, a pomaga młodzież oazowa. Szczególnie poszukiwani są chłopcy i osoby dorosłe, bo dziewcząt zawsze jest pod dostatkiem. Diakonia nie zarabia, ale też nie płaci za pobyt – ewentualnie za pobyt swoich młodszych dzieci.

W tej posłudze nie są potrzebne żadne uprawnienia, raczej dobre chęci. – Uważam, że do tej posługi nadaje się każdy, kto potrafi myśleć nie tylko o sobie – twierdzi Marcin. – Jednak zalecamy przejście kursu opiekuna kolonijnego, aby poznać zakres odpowiedzialności, zainspirować się sposobami opieki – radzi Magdalena. – W przyszłym roku sami planujemy zorganizować taki kurs dla wszystkich chętnych opiekunów.

Marcin zawsze lubił kontakt z ludźmi. Sam był ministrantem, a później odpowiedzialnym za grupę ministrantów. Chodził na pielgrzymki. Jako dorosły był sołtysem. Jego żona Agnieszka aż do ślubu była bielanką i jeździła na michalickie oazy młodzieżowe.

– To nie jest łatwe – zwierza się Agnieszka – naraz ogarnąć i zaciekawić grupę dzieci, mieć kontakt z rodzicami i prowadzącymi rekolekcje, obejrzeć teren, czy wszystko jest bezpieczne. Kiedyś trafiliśmy do seminarium, które jednak było projektowane dla dorosłych kleryków. Barierki na schodach miały tak szeroko rozstawione tralki, że dziecko mogłoby przez nie wypaść. Spędzaliśmy więc czas na podwórku i w salce oddalonej od schodów.

– Dużym plusem jest – dodaje Agnieszka – że w naszej rodzinie się świetnie uzupełniamy. Mąż zajmuje się najstarszymi dziećmi, podejmuje działania spontaniczne. Nasza najstarsza córka lubi bawić się z maluchami na dywaniku, a ja sobie skrupulatnie planuję zajęcia religijne i plastyczne: malowanie słoiczków na osłonki świeczek, ozdabianie sukni dla Matki Bożej Częstochowskiej, klejenie pałaców z rolek po papierze toaletowym czy mozaik z zakrętek.

 


WSPOMNIENIA

W zeszłym roku Magdalena przez dwa tygodnie opiekowała się grupą dzieci, podczas gdy mąż nie mógł jej stale towarzyszyć. – To było trudne, ale też dobre, bo poczułam, że działamy w jedności.

– Ja z tamtych rekolekcji mam najmilsze wspomnienia – uśmiecha się Piotr. – Przyjeżdżałem pomagać żonie w weekendy. Chłopcy stali już we drzwiach z piłką. Widziałem w ich oczach, że nie czekają tylko na mecz i granie na gitarze, ale na mnie. Pamiętam dobrze, jak szliśmy przez las, a oni śpiewali: „nie chcę służyć w piechocie, jestem w Pana armii”, i ewangelizowali przechodniów. Miłe było też, jak dzieciaki się z nami zżyły, modliły, śpiewały, zwierzały się – trudno to opowiedzieć, to się czuło. Wyjeżdżaliśmy potem, jakbyśmy sami byli uczestnikami rekolekcji, naładowani pozytywnie.

Sierańscy zawsze na koniec rekolekcji dają dzieciom dyplom i jakiś drobiazg. – Piszemy każdemu chociaż jedną miłą rzecz, np: „Dziękujemy, że wspierałaś nas w opiece nad młodszymi”. Te parę konkretnych słów jest dla nich ważne. A nam praca z nimi daje dużo radości, choć i zmęczenia. Warto choć raz w życiu tego spróbować, aby poznać tę radość i docenić pracę innych. Wiemy, że bez naszej posługi inni nie daliby rady uczestniczyć w rekolekcjach Domowego Kościoła, które są mocno absorbujące. Dostajemy potem wiadomości od rodziców: że córka całą drogę opowiadała, jak piekliśmy chleb na dary, jak syn po powrocie do domu zaczął szukać gitary, aby zagrać piosenki Arki Noego.

Dlaczego służą? – Kiedy jeszcze byliśmy w oazie, usłyszeliśmy od księdza bardzo ważną rzecz: że jeżeli my sami nie zadbamy o rozwój religijny naszych dzieci, to współczesny świat im tego nie da. Że powinniśmy zadbać, aby poszły do jakiejś wspólnoty – wspomina Magdalena. – Oboje z Piotrem czuliśmy, że wychowywanie to nasza droga. A dziś nasze dzieci nie chcą, abyśmy je oddawali do diakonii wychowawczej. One chcą, abyśmy my byli diakonią.

PODZIEL SIĘ:
OCEŃ:
- Reklama -

DUCHOWY NIEZBĘDNIK - 29 marca

Wielki Piątek
Dla nas Chrystus stał się posłusznym aż do śmierci, i to śmierci krzyżowej.
Dlatego Bóg wywyższył Go nad wszystko i darował Mu imię ponad wszelkie imię.

+ Czytania liturgiczne (rok B, II): J 18, 1 – 19, 42
+ Komentarz do czytań (Bractwo Słowa Bożego)

ZAPOWIADAMY, ZAPRASZAMY

Co? Gdzie? Kiedy?
chcesz dodać swoje wydarzenie - napisz
Blisko nas
chcesz dodać swoją informację - napisz



Najczęściej czytane artykuły



Najwyżej oceniane artykuły

Blog - Ksiądz z Warszawskiego Blokowiska

Reklama

Miejsce na Twoją reklamę
W tym miejscu może wyświetlać się reklama Twoich usług i produktów. Zapraszamy do kontaktu.



Newsletter