20 kwietnia
sobota
Czeslawa, Agnieszki, Mariana
Dziś Jutro Pojutrze
     
°/° °/° °/°

Strażnik drogowskazów

Ocena: 0
4565
Ojciec Jacek Salij obchodzi 70-lecie urodzin. Że nabrzmiały grzechem świat rozpaczliwie potrzebuje zbawienia, mógł się przekonać już w łonie matki, gdyby miał wtedy świadomość. Skatowana przez niemieckich oprawców, którzy gnali na śmierć żydowskie kobiety i ją, Polkę z Wołynia wciągnęli do ich grupy, ocalała cudem.
Dwa miesiące później urodziła zdrowego syna Eugeniusza. Mimo utraty rodzinnych stron, wywózki rodziców, tragicznej wojennej tułaczki, śmierci ukochanej siostrzyczki, gdy dorósł i został dominikaninem, zapewniał, że rozpacz można pokonać. I pokazywał drogę.

Jego współbracia zakonni z lekkim przekąsem i wielkim podziwem mówią, że jest wzorowym dominikaninem, takim, którego z czystym sumieniem można ustawić w S?vres. On sam uważa, że Zakon Kaznodziejski to jedyne miejsce, które Bóg dla niego przeznaczył. Miał dziesięć lat, gdy uzyskał wewnętrzną pewność, że to jego droga, a piętnaście, gdy zgłosił się do nowicjatu w Poznaniu. Kilka lat później, gdy nie podając przyczyn, przełożeni najpierw wyrzucili go, gdyż „wszyscy sądzą, że do życia zakonnego się nie nadaje”, a po przywróceniu odraczali śluby wieczyste i święcenia, powiedział prowincjałowi, że tylko tu widzi swoje miejsce. To przełamało opory. Opóźnione święcenia przyjął w kościele w Pilawie Dolnej, gdzie po wojnie osiedlili się jego rodzice. W Boże Narodzenie 1966 r. uczestnicy uroczystości mogli pomyśleć, że młody Salij ma wielki dar, bo gdy zaczęły trzeszczeć przeładowane ludźmi galerie starego poluterańskiego kościoła, podszedł do mikrofonu i przypomniał, że Bóg jest z nimi. Panika ustała, choć ludzie w pierwszej chwili uciekali, gubiąc buty.


PO PROSTU SIĘ NAUCZYĆ

Sam twierdzi, że dopiero w zakonie nauczył się pracować i od tej chwili pracuje niestrudzenie. Łacina, której „trzeba było się po prostu nauczyć”, stała się bramą do św. Augustyna, którego uwielbia, św. Tomasza, o którym mówi, że lektura jego dzieł to respekt i gryzienie cegły, a także do całej plejady Ojców Kościoła, których wiarę i mądrość nieustannie podziwia. Już na studiach robił fiszki z cytatami z czytanej książki. – Nie jestem żadnym erudytą, mam tylko dość porządną fiszkarnię – przekonywał w jednym z wywiadów.

Właściwie nie planował niczego, co mu się wydarzyło w życiu zakonnym – pracy naukowej i dydaktycznej, którą rozpoczął w 1970 r. na ATK w Warszawie, pisania dziesiątek książek i setek artykułów, prowadzenia niekonwencjonalnych duszpasterstw i niezliczonych spotkań z ludźmi poszukującymi wiary czy zmiażdżonymi cierpieniem. Nie ukrywa, jak wiele pracował nad kazaniami, których początkowo uczył się na pamięć. Jak ciężko było mu pisać pierwsze teksty, jak potrzebował życzliwej zachęty. Mimo trudności pociągał słuchaczy dominikańską wiarą, szukającą zrozumienia.

– Ma wspaniały dar klarownego wykładania problemów, który sprawia, że nie toniemy w dygresjach – mówi jego długoletni przyjaciel Przemysław Fenrych, solidarnościowiec i publicysta katolicki.

– W prostych, żołnierskich słowach potrafi sformułować zasady wiary, przekazać trudne treści, nie odpychając człowieka, który pyta czy błądzi – dodaje Andrzej Drzycimski, który poznał go, pracując w dominikańskim miesięczniku „W Drodze”. – Jego sposób mówienia i przedstawiania dowodów jest bardzo mocno udokumentowany. To nie są fajerwerki i granie na emocjach, on nie gra pod publiczkę.

Osoby, które go znają, zwracają uwagę, że nigdy nie izolował się od ludzi i ich problemów. Był przy studentach, prowadził duszpasterstwo nauczycieli, nawiązał dialog z twórcami, którym, jak wyznaje, niezwykle wiele zawdzięcza – z Anną Kamieńską, Wiktorem Woroszylskim, Marianem Brandysem, Pawłem Hertzem, Ernestem Bryllem.

– Jacek był bardzo ostrym uczestnikiem dyskusji, mówiliśmy o nim, że jest zelotą, który reagował bardzo emocjonalnie na wszelkie nieprawidłowości w myśleniu „tak” jest „tak”, „nie” jest „nie”. „Obyś był zimny albo gorący...” – wspomina „wczesnego Salija” Fenrych.


ON SŁUCHA

W tekście poświęconym duchowości dominikańskiej o. Jacek pisze, że działalność Zakonu Kaznodziejskiego zaczęła się od współczucia. Gdy nastał wielki głód w Palencji, Dominik Guzman sprzedał ukochane książki i kupił żywność ubogim. To wypadki życia podpowiadają, kiedy zakonnik ma opuścić klasztorną bibliotekę i iść służyć biednym. Pewnie także z tego powodu o. Jacek z całą gorliwością zaangażował się – jeszcze w latach siedemdziesiątych, w głębokim PRL-u – w obronę życia nienarodzonych. Matka pierwszego uratowanego dziecka otrzymała schronienie u sióstr w Laskach, później powstało stowarzyszenie „Gaudium Vitae”, telefon zaufania, sieć ludzi dobrej woli z prof. Włodzimierzem Fijałkowskim na czele. Także z powodu poczucia sprawiedliwości stał się „wrogiem ustroju”, o którym już każde dziecko w Pilawie wiedziało, że niszczy Kościół, a dorośli – że również zwykłych ludzi. Wspierał młodych działaczy opozycyjnych związanych z KIK-iem. Tu poznał lewicowych opozycjonistów i miał cichą nadzieję na dialog, na to, że zbliżą się do Kościoła, że uznają prawo nienarodzonych do życia. Po latach stwierdził, że nie czuje się oszukany, ale widzi, jak był naiwny.

PODZIEL SIĘ:
OCEŃ:

DUCHOWY NIEZBĘDNIK - 20 kwietnia

Sobota, III Tydzień wielkanocny
Słowa Twoje, Panie, są duchem i życiem.
Ty masz słowa życia wiecznego.

+ Czytania liturgiczne (rok B, II): J 6, 55. 60-69
+ Komentarz do czytań (Bractwo Słowa Bożego)

ZAPOWIADAMY, ZAPRASZAMY

Co? Gdzie? Kiedy?
chcesz dodać swoje wydarzenie - napisz
Blisko nas
chcesz dodać swoją informację - napisz



Najczęściej czytane artykuły



Najczęściej czytane komentarze



Blog - Ksiądz z Warszawskiego Blokowiska

Reklama

Miejsce na Twoją reklamę
W tym miejscu może wyświetlać się reklama Twoich usług i produktów. Zapraszamy do kontaktu.



Newsletter