29 marca
piątek
Wiktoryna, Helmuta, Eustachego
Dziś Jutro Pojutrze
     
°/° °/° °/°

Świadek miłości

Ocena: 0
4941
Mija 20. rocznica śmierci Franciszka Gajowniczka, więźnia niemieckiego KL Auschwitz-Birkenau, za którego życie oddał św. Maksymilian Maria Kolbe.
– Był owocem miłości i ofiary o. Maksymiliana i znakiem jego obecności – mówił na pogrzebie bp Błażej Kruszyłowicz OFM Conv.

Franciszek Gajowniczek urodził się 15 listopada 1901 r. w Strachominie koło Mińska Mazowieckiego. Był zawodowym żołnierzem w stopniu sierżanta. Brał udział w wojnie obronnej w 1939 r. i po kapitulacji twierdzy Modlin dostał się do niemieckiej niewoli, skąd uciekł, bo chciał przedostać się na Węgry. Dotarł już do Poronina, gdzie jeden z pensjonatów był punktem przerzutowym żołnierzy Związku Walki Zbrojnej. Tam został zdekonspirowany i aresztowany przez gestapo. Przeszedł siedmiomiesięczne śledztwo w zakopiańskim Palace, słynnej katowni Podhala, przez którą przewinęło się ponad 2 tys. więźniów, z czego 400 zostało zamordowanych. Wśród nich byli m.in. bł. ks. Piotr Dańkowski, katecheta zakopiański i kapelan albertynek, a także znakomici polscy sportowcy Helena Marusarzówna i Bronisław Czech.

Franciszek Gajowniczek trafił potem do więzienia w Tarnowie, które było punktem zbiorczym więźniów z całej Polski przeznaczonych do eksterminacji. Ostatecznie 8 września 1940 r. (niektóre źródła podają 8 października) został przywieziony do obozu koncentracyjnego KL Auschwitz-Birkenau. Otrzymał numer 5659. Tam pracował najpierw przy rozładunku materiałów budowlanych z wagonów, później jako robotnik rolny w gospodarstwie należącym do obozu.

Kilka miesięcy później, 28 maja 1941 r., do KL Auschwitz-Birkenau z warszawskiego Pawiaka został przywieziony o. Maksymilian Maria Kolbe wraz z czterema zakonnymi współbraćmi. Otrzymał numer 16670.

Gajowniczek szybko poznał o. Maksymiliana. Po latach powie, że zakonnik z Niepokalanowa nigdy nie ukrywał, że jest księdzem katolickim. Pocieszał więźniów, podtrzymywał na duchu, wspólnie z nimi się modlił, za co był karany. Chociaż cierpiał na przewlekłą gruźlicę płuc i był bardzo słaby fizycznie, starał się wciąż pomagać innym.

Kiedy 2 sierpnia 1941 r. jednemu z więźniów udało się uciec, a poszukiwania okazały się bezskuteczne, zarządzono tzw. wybiórkę. Za jednego uciekiniera życie miało stracić dziesięciu więźniów. Selekcji dokonał znany z sadyzmu w stosunku do osadzonych zastępca komendanta obozu kpt. SS Karl Fritzsch. Gorliwy nazista, pierwszą szkołę kierowania obozem przeszedł w latach 1933–1940 w KL Dachau.

Przechodząc podczas apelu od szeregu do szeregu, zaczął wybierać więźniów na śmierć. Kiedy wskazał na Franciszka Gajowniczka, ten głośno zawołał, że żal mu żony i dzieci.

W tym momencie w kierunku Fritzscha zaczął iść o. Maksymilian Maria Kolbe. Już samo wystąpienie z szeregu mogło skończyć się dla niego śmiercią. Jeden z kapo kazał mu się zatrzymać, a Fritzsch zapytał, czego więzień chce. Wtedy zakonnik z Niepokalanowa powiedział, że chce umrzeć za Gajowniczka, gdyż ten ma rodzinę, jest młody i zdrowy. Fritzsch jeszcze czegoś takiego nie był świadkiem. Zapytał tylko, kim jest więzień. – Jestem księdzem katolickim – usłyszał w odpowiedzi. Obozowy pan życia i śmierci wyraził zgodę. Franciszek Gajowniczek powrócił do szeregu.

Ojciec Maksymilian i dziewięciu towarzyszy niedoli zostali zaprowadzeni do Bloku Śmierci. Tam mieli czekać na śmierć z głodu i zimna.

Współwięzień o. Maksymiliana, ks. Konrad Szweda, któremu udało się przeżyć obóz, autor wspomnień „Kwiaty na Golgocie” i „Ponieśli swój krzyż”, napisał: „Dobrowolne oddanie życia za współwięźnia wywarło w obozie niezwykły wstrząs moralny, który potoczył się z bloku na blok, z serca do serca. Na ustach więźniów wszystkich narodowości rozkwitł podziw dla wspaniałej postawy polskiego kapłana. Straszliwej nienawiści potrafił odważnie przeciwstawić miłość oraz głęboki szacunek dla godności ludzkiej. Jego śmierć była ratunkiem nie tylko dla jednego, ale dla tysięcy więźniów, których obudził z apatii i wzniecił w nich wiarę”.

Gajowniczek przeżył wojnę. W jednym z wywiadów dla Polskiego Radia opowiedział, że był trzy razy skazywany na karę śmierci: w kwietniu 1941 r., gdy znalazł się w grupie 300 więźniów KL Auschwitz przeznaczonych na rozstrzelanie (ostatecznie przyszło ułaskawienie), w sierpniu 1941 r., gdy uratował go o. Maksymilian, i pod koniec pobytu w obozie, gdy zachorował na tyfus i uratował go polski lekarz. Żonę odnalazł w listopadzie 1945 r. w Rawie Mazowieckiej. Obydwaj synowie zginęli 17 stycznia 1945 r. w trakcie bombardowania tego miasta podczas ofensywy radzieckiej.

Gajowniczek podczas procesu beatyfikacyjnego o. Maksymiliana złożył takie świadectwo: „Wychowany jestem w atmosferze religii katolickiej, wiarę swoją w najcięższych momentach zachowałem, religia była dla mnie wówczas jedyną dźwignią i nadzieją. Ofiara o. Maksymiliana Kolbego spotęgowała jeszcze moją religijność i przywiązanie do Kościoła katolickiego, który rodzi takich bohaterów. Jedyną wdzięcznością, jaką mogę odpłacić się memu wybawicielowi, jest codzienna modlitwa, jaką zanoszę wspólnie z moją żoną”.

Gajowniczek był zapraszany na wiele uroczystości poświęconych o. Maksymilianowi. Był obecny na jego beatyfikacji i kanonizacji. Zmarł 13 marca 1995 r. w Brzegu na Opolszczyźnie. Pochowany jest na cmentarzu zakonnym w Niepokalanowie.

Wojciech Świątkiewicz
Idziemy nr 10 (493), 8 marca 2015 r.


PODZIEL SIĘ:
OCEŃ:
- Reklama -

DUCHOWY NIEZBĘDNIK - 29 marca

Wielki Piątek
Dla nas Chrystus stał się posłusznym aż do śmierci, i to śmierci krzyżowej.
Dlatego Bóg wywyższył Go nad wszystko i darował Mu imię ponad wszelkie imię.

+ Czytania liturgiczne (rok B, II): J 18, 1 – 19, 42
+ Komentarz do czytań (Bractwo Słowa Bożego)

ZAPOWIADAMY, ZAPRASZAMY

Co? Gdzie? Kiedy?
chcesz dodać swoje wydarzenie - napisz
Blisko nas
chcesz dodać swoją informację - napisz



Najczęściej czytane artykuły



Najwyżej oceniane artykuły

Blog - Ksiądz z Warszawskiego Blokowiska

Reklama

Miejsce na Twoją reklamę
W tym miejscu może wyświetlać się reklama Twoich usług i produktów. Zapraszamy do kontaktu.



Newsletter