29 marca
piątek
Wiktoryna, Helmuta, Eustachego
Dziś Jutro Pojutrze
     
°/° °/° °/°

Warszawa: zakończyło się wakacyjne spotkanie misjonarzy

Ocena: 0
960

Prawie setka polskich misjonarzy i misjonarek – księży, zakonników, sióstr zakonnych i świeckich – wzięła udział w corocznym wakacyjnym spotkaniu w Warszawie. Było to czas dzielenia się trudami pracy na misjach, świętowania jubileuszów i refleksji nad wyzwaniami posługi poza granicami kraju.

fot. ks. Henryk Zieliński/Idziemy

Zjazdowi w Centrum Formacji Misyjnej przy ul. Byszewskiej 1 w Warszawie towarzyszył bogaty program naukowy, duchowy i formacyjny, na który złożyły się m.in. cykl prelekcji na temat wyzwań pracy misyjnej, nabożeństwa, Msze święte i konferencje ascetyczne oraz wyjazdy integracyjne, w tym wizyta w kinie.

– Jest to braterskie spotkanie misjonarzy, którzy w danym roku przyjeżdżają do kraju na wypoczynek. Jest to zawsze okazja do podzielenia się sobą, swoimi radościami, smutkami i trudnościami – całym swoim życiem – zapowiadał w rozmowie z KAI o. dr Kazimierz Szymczycha SVD, sekretarz Komisji KEP ds. Misji i delegat ds. misjonarzy.

 

Wśród Eskimosów i na wojnie

W tegorocznym zjeździe wzięło udział prawie 100 misjonarzy. Najwięcej z nich przyjechało z Afryki (Kamerunu, Konga, Wybrzeża Kości Słoniowej i Etiopii) i Ameryki Płd. (głównie z Boliwii i Peru). Jak sami podkreślali, zjazd to dla nich przede wszystkim czas odnowienie relacji z Bogiem i budowanie wspólnoty z innymi.

– Pracuję na Arktyce wśród Inuitów (Eskimosów), w diecezji, która liczy 2 mln 300 tys. km2 i ok. 34 tys. mieszkańców, z czego ok. 10 tys. to katolicy, nas zaś jest zaledwie ośmiu kapłanów z Polski, dwie siostry zakonne, emerytowany biskup pochodzenia francuskiego i jeden kapłan urodzony w Quebecu i jeden z Wietnamu. Tak więc brakuje misjonarzy. Duże odległości i warunki atmosferyczne sprawiają, że widzimy się nieraz dopiero po kilku miesiącach, stąd tak ważne jest budowanie wspólnoty i umacnianie się doświadczeniami chociażby podczas takich zjazdów – wyznał ks. Krystian Sokal, pochodzący z diecezji legnickiej.

Jednym z poważnych problemów na terenie jego misji jest wzrastająca liczba samobójstw wśród młodych, którzy nie widzą sensu życia. – Wielu z Inuitów odeszło od tradycyjnych zajęć i rodzimej kultury, które organizowały ich codzienne życie we wspólnocie. Brak zajęć u wielu z nich rodzi depresję, a warunki klimatyczne nie służą funkcjonowaniu według zasad kultury europejskiej. Dlatego ważne, by misjonarz nie tylko mówił im o Bogu, ale po prostu był z nimi, ukazywał im nowe możliwości życia, zachęcając do kultywowania własnej tradycji – wspominał duchowny.

Innym dużym wyzwaniem dla misjonarzy są wojny i zamieszki na terenach, gdzie pracują. – Dzięki Bożej Opatrzności i modlitwie różańcowej w ostatnich rozruchach w Demokratycznej Republice Konga udało mi się ocalić zarówno własne życia, jak i wesprzeć żołnierzy, którzy przyszli nam z pomocą – wspominała s. Damiana Żoczek ze Zgromadzenia Salwatorianek. Od 35 lat pracuje na misjach jako pielęgniarka. Przyznaje, że wiele razy tylko dzięki Bożej interwencji udawało się jej pomóc chorym, bo brakowało nie tylko lekarza, ale i leków.

Drugiego dnia zjazdu w czasie Mszy świętej kapłani i siostry zakonne świętowali swoje jubileusze misyjne, niektórzy nawet 40- lub 50-lecie pracy. Porannej liturgii przewodniczył bp Jerzy Mazur, przewodniczący Komisji KEP ds. Misji, który sam wiele lat spędził w Ghanie i Rosji. W homilii podkreślił, że powołanie misyjne jest wyrazem miłości Boga, który pragnie zbawienia wszystkich ludzi.

– Nie ma piękniejszego powołania, niż być z innymi w najistotniejszych dla nich wydarzeniach w całej rozciągłości ludzkiego życia, a wiec być blisko ich problemów, pomagać na drodze zbawienia, wyciągać z grzechów a więc biedy duchowej, jednym słowem "prowadzić ich do nieba" – powiedział kaznodzieja.

 

Gość z Aleppo

Jednym z gości tegorocznego spotkania był o. Ibrahim Alsabagh, proboszcz katedry św. Franciszka w Aleppo, który opowiedział o życiu po wojnie tego syryjskiego miasta.

Jednym z największych problemów mieszkańców Aleppo, poza zniszczeniami domów, jest brak dostępu do wody pitnej, jedzenia i lekarstw. – Ponad 85% ludzi jest bez pracy, co sprawia, że nie są oni w stanie utrzymać swoich rodzin. Niektórzy, by zapewnić przeżycie swoim dzieciom, rezygnują z leczenia, co grozi śmiercią. Wiele osób nie je mięsa przez większość miesiąca, ser jest luksusem, a czekolada w ogóle jest poza zasięgiem. Stąd decyzja, by przedostać się drogą morską do Europy, jest dla wielu wynikiem desperacji, głodu, cierpienia i pragnienia – powiedział zakonnik.

Biorąc pod uwagę ogrom potrzeb i skromne środki, którymi dysponowała jego parafia, decyzja, by wyjść naprzeciw ludzkiej biedzie z konkretną pomocą nie była prosta. – Miałem zaledwie 4 tys. dol., które w normalnych okolicznościach byłyby przeznaczone na działalność parafialnej Caritas. Pierwszą więc rzeczą, którą zrobiłem, było otwarcie drzwi klasztoru, by spotkać się z ludźmi twarzą w twarz i zrozumiałem prawdziwe ich potrzeby – mówił o. Alsabagh.

Jednym z pierwszych projektów było rozdawanie paczek z żywnością i wodą wszystkim bez względu na religię. Podjęto się też rekonstrukcji domów uszkodzonych przez rakiety. Do końca ub. miesiąca udało się odbudować 300 domów. W projekcie zaangażowanych jest kilku inżynierów. Problemem okazała się też kwestia kredytów. Wielu ludzi przed wojną kupiło mieszkania, a teraz nie stać ich na spłatę rat. Na koniec 2016 r. uratowano 600 rodzin, płacąc w banku ich zaległe zobowiązania.

Kościół wyszedł też z inicjatywą pomocy młodym małżeństwom. W czasie wojny na założenie rodziny zdecydowało się 680 par. – Od stycznia wszystkie je adoptowaliśmy bez względu na ryty, w których zostały zawarte i przekazaliśmy tym rodzinom paczki żywnościowe, wodę oraz ubrania. Z pomocą finansową tym razem przyszedł papież Franciszek, który pod wpływem lektury książki opisującej sytuację w Aleppo, na zakończenie rekolekcji wielkopostnych poprosił swoich współpracowników o jałmużnę. Zaowocowało to zebraniem 100 tys. euro – podkreślił duchowny.

Przyznał, że ISIS może kontynuować wojnę przez wiele lat, aż do całkowitego zniszczenia kraju, stąd zawieszenie broni 22 grudnia 2016 r. można nazwać cudem. – Jestem przekonany, że to znak Bożej interwencji będącej owocem modlitwy Kościoła, za którą jesteśmy ogromnie wdzięczni – powiedział o. Ibrahim Alsabagh.

PODZIEL SIĘ:
OCEŃ:
- Reklama -

DUCHOWY NIEZBĘDNIK - 29 marca

Wielki Piątek
Dla nas Chrystus stał się posłusznym aż do śmierci, i to śmierci krzyżowej.
Dlatego Bóg wywyższył Go nad wszystko i darował Mu imię ponad wszelkie imię.

+ Czytania liturgiczne (rok B, II): J 18, 1 – 19, 42
+ Komentarz do czytań (Bractwo Słowa Bożego)

ZAPOWIADAMY, ZAPRASZAMY

Co? Gdzie? Kiedy?
chcesz dodać swoje wydarzenie - napisz
Blisko nas
chcesz dodać swoją informację - napisz



Najczęściej czytane artykuły



Najwyżej oceniane artykuły

Blog - Ksiądz z Warszawskiego Blokowiska

Reklama

Miejsce na Twoją reklamę
W tym miejscu może wyświetlać się reklama Twoich usług i produktów. Zapraszamy do kontaktu.



Newsletter