Małżonkowie, którzy się wspólnie modlą i uczestniczą w życiu Kościoła, tworzą trwalsze związki - mówi ks. dr. Przemysław Drąg w rozmowie z Moniką Odrobińską
Czy ksiądz może odmówić udzielenia ślubu?
Zacznijmy od tego, że ślubu małżonkowie udzielają sobie nawzajem, a ksiądz go błogosławi. Prawo do zawierania związków małżeńskich jest powszechne; ksiądz musi mieć poważne powody, by tego błogosławieństwa odmówić. Dlatego, żeby te powody wykluczyć, odbywa z narzeczonymi szczegółową rozmowę.
Episkopat wydał ostatnio Dekret ogólny o przeprowadzaniu rozmów kanoniczno-duszpasterskich z narzeczonymi przed zawarciem małżeństwa kanonicznego. Coś się w tych rozmowach zmieni?
Wszystkie nowości w tym zakresie sprowadzają się do jednego: aby po zawarciu ślubu małżonkowie nie czuli się niczym zaskoczeni. Przede wszystkim więc ksiądz musi rozeznać, czy narzeczeni zdają sobie sprawę z tego, że małżeństwo jest jedno, nierozerwalne i nastawione na zrodzenie i wychowanie potomstwa. Jeśli któreś z tych przymiotów, bazujących zresztą na prawie naturalnym, narzeczeni odrzucają, to sami stanowią przeszkodę do zawarcia małżeństwa. To nie Kościół ich wyklucza.
Czy ksiądz musi przepytywać tak szczegółowo?
Ksiądz docieka nie z ciekawości, ale po to, by młodzi otworzyli się na siebie. Widząc wówczas ich relację, może wnioskować, czy ich małżeństwo będzie zawarte w sposób godny i ważny. Nie jest policjantem, ale ma narzeczonym pomóc. Zdarza się, że dopiero podczas takiej rozmowy dochodzi do wyjawienia spraw mogących wpłynąć na nieważność małżeństwa: choroba psychiczna, bezpłodność, pozamałżeńskie dziecko, uzależnienie, ogromny kredyt. Pytanie o takie szczegóły podpowiada praktyka sądów rodzinnych i biskupich – rozpady małżeństw w większości przypadków mają źródło w zatajeniu ważnych spraw.
A jeśli takie sprawy wyjdą na jaw, to ze ślubu nici?
O tym zdecydują sami narzeczeni – najważniejsze, by jedno przed drugim ich nie taiło. O sprawach delikatnych – mówi dekret – ksiądz powinien z każdym z narzeczonych rozmawiać z osobna, a osobę skrywającą tajemnicę przekonać do jej wyjawienia narzeczonemu. Jeśli ta odmawia, ma prawo odmówić pobłogosławienia małżeństwa.
Narzeczeni idą do proboszcza „spisać protokół przedślubny”. Ksiądz jest tylko protokolantem?
Kiedyś mówiło się, że idą „na katechizm”. Dziś w tych spotkaniach pytań o wiarę jest mniej – nie dlatego, że jest ona nieważna, rozmowa dotyczy w końcu sakramentu – ale dlatego, że narzeczeni przychodzą na spisanie protokołu już po katechezach przedmałżeńskich. Nie znaczy to jednak, że ksiądz ma się ograniczyć do wypełniania dokumentów. Przede wszystkim ma prowadzić narzeczonych do Chrystusa – to Chrystusa młodzi mają zaprosić do swojego związku. Aby uwypuklić duchowy wymiar spotkania proboszcza z narzeczonymi, spotkanie zacznie się od wspólnego „Ojcze nasz” – powinno być to oczywiste, ale ponieważ różnie z tym bywało, ujęto to w dekret.
Skupienie proboszcza wyłącznie na formalnościach świadczy o skostnieniu struktur kościelnych. Wydany ostatnio dekret ma to odwrócić, przypomnieć o spotkaniu z Jezusem Chrystusem. Księży „umęczonych” przedślubnymi protokołami uświadamiam: przed święceniami każdy z nas pragnął skupienia na sobie uwagi tego, który nas formował, i czasu poświęconego wyłącznie jemu samemu. Nie wolno nam odmawiać tego narzeczonym. Protokół, który z nimi spisujemy, może być naszym tysięcznym, ale nie wolno nam okazać zniecierpliwienia, bo dla nich jest on pierwszy i, daj Boże, ostatni. Oni – jak my w czasie święceń – także zawierają sakrament na całe życie. Potrzebują świadka, a nie protokolanta. I nawet jeśli przychodzą do proboszcza po katechezach, ma on zweryfikować ich podejście do wiary.
A jeśli ona ledwo się tli?
To nie wolno jej gasić. Mądry duszpasterz zaprosi do pogłębionej rozmowy na temat wiary. Owszem, ostatecznie może przyznać, że ślub kościelny nie jest obowiązkowy, ja jednak nie szedłbym w kierunku odmowy udzielenia sakramentu, ale zachęcania do niego i tłumaczenia, dlaczego musi on być podparty wiarą. Badania dowodzą, że małżonkowie praktykujący wspólną modlitwę, nabożeństwa i uczestniczący w życiu Kościoła tworzą trwalsze związki.
Są księża, którzy machną ręką i pobłogosławią tym mniej przekonanym do wartości związku sakramentalnego. I mówią potem: „No i się rozwiedli, czułem, że to się tak skończy”. Pytam wtedy: „To dlaczego do tego dopuściłeś?”.
Językiem prawnym mówimy o małżeństwie zawartym w sposób „godny i ważny”. A po ludzku – o szczęśliwym. My księża mamy tego pilnować.