19 kwietnia
piątek
Adolfa, Tymona, Leona
Dziś Jutro Pojutrze
     
°/° °/° °/°

Wspomnienie św. Marcina de Porres

Ocena: 5
1538

Dziś Kościół katolicki wspomina św. Marcina de Porres, jednego z wielkich świętych Ameryki Południowej, dominikańskiego brata. Święty ten jako mulat i dziecko nieślubne był w swojej epoce podwójnie napiętnowany. Stał się jednak wzorem miłosierdzia i łagodności dla chorych, nędzarzy i bezdomnych a także dla porzuconych zwierząt. Był żarliwym pokutnikiem oraz człowiekiem wielkiej modlitwy i pokory. Pan Bóg obdarzył go darem bilokacji, przepowiadania, czytania w sercach i sumieniach.

Fot. Świeccy Zakonu Kaznodziejskiego

Marcin de Porres urodził się 9 grudnia 1569 r. w Limie, stolicy Peru. Był nieślubnym dzieckiem Mulatki Anny Valasquez i hiszpańskiego szlachcica Juana de Porres - późniejszego gubernatora Panamy. Kiedy miał 8 lat, ojciec zawiózł go do szkoły w Ekwadorze, gdzie uczył się przez 5 lat.

Kiedy ojciec Marcina został gubernatorem Panamy, wyrzekł się syna i jego matki. Płacił jednak na jego utrzymanie, by ten mógł ukończyć szkoły.

Mając piętnaście lat Marcin de Porres wstąpił do zakonu dominikańskiego. Uroczystą profesję złożył 2 czerwca 1603 r., gdy miał 24 lata.

Całe życie spędził w klasztorze w Limie pełniąc obowiązki furtiana. Bez wytchnienia pielęgnował chorych, rannych, nędzarzy, bezdomnych - nieraz wbrew nakazom przeora przyjmował ich w klasztorze, udostępniając nawet własne łóżko. Prowadził przytułek dla ludzi i schronisko dla zwierząt.

Zganiony kiedyś przez współbrata za to, że położył w swoim łóżku jakiegoś żebraka w odrażającym stanie odpowiedział:

Współczucie jest ważniejsze niż czystość. Wystarczy trochę mydła, żeby oczyścić swoją pościel, ale potoku łez nie wystarczy dla obmycia duszy z brudu, jaki zostawia w niej brak serca dla nieszczęśliwych.

Marcin wyróżniał się nie tylko pokorą i posłuszeństwem zakonnym, ale również niezwykłą pobożnością.

Bardzo umiłował Eucharystię. Nie mając czasu w ciągu dnia, długie nocne godziny poświęcał na adorację Najświętszego Sakramentu. Często się biczował, by wynagrodzić Panu Bogu za grzechy ludzkie, a grzesznikom wyjednać nawrócenie. Zatapiał się często w rozważaniu Męki Pańskiej. Ku podbudowaniu ojców nabył ducha kontemplacji w tak wysokim stopniu, że widziano go często zalanego łzami, a nawet unoszącego się w zachwycie w powietrzu.

Pan Bóg obdarzył go także darem przepowiadania, czytania w sercach i sumieniach, a nawet rzadkim darem bilokacji, jak to stwierdzono w procesie kanonizacyjnym. Po porady przychodzili do niego liczni petenci - nawet sam arcybiskup Limy często radził się go w trudnych sprawach.

Głównym zajęciem brata Marcina był szpitalik klasztorny. Leczył nie tylko braci zakonnych, ale także ludzi spoza klasztoru, gdyż szpitalik ten był równocześnie szpitalem miejskim. Ze szczególną miłością pielęgnował zgłaszających się licznie chorych Indian.

Sam żebrząc, wspierał ludzi ubogich, wykupywał z niewoli Murzynów (obliczono nawet, że były okresy, w których rozdawał ubogim tygodniowo około 2000 dolarów, a około 160 osób otrzymywało od niego odzież). Gdy zabrakło mu pieniędzy na wykup niewolników, zaproponował przeorowi, by jego samego sprzedał i w ten sposób uzyskał potrzebne pieniądze.

Był wrażliwy na cudzą nędzę i cierpienia. Sam ubogi, hojnie ubogim pomagał. Jego żywot wspomina o kilku cudownych uzdrowieniach za jego przyczyną. Wymienia również znane nazwiska, jak arcybiskupa Limy, którego Marcin uleczył z ostrego zapalenia płuc.

Przełożeni powierzali mu często kwestę w mieście. Brat Marcin skwapliwie korzystał z okazji, by przypominać wtedy mieszkańcom Limy o zbawieniu duszy i o życiu wiecznym. Gdy pewnego dnia obładowany żywnością wracał do klasztoru przez las, napadła go banda. Kiedy zaprowadzono go do herszta, pozdrowił go uprzejmie bez cienia lęku i poprosił o odpoczynek. Herszt zdziwiony zapytał, czy nie wie, kogo ma przed sobą. Marcin odrzekł: „Wiem, bo wiele o tobie słyszałem. Dlatego tym bardziej cię proszę, byś złożył ofiarę dla moich głodnych". Zaskoczony herszt dał mu trzos pieniędzy i puścił go wolno.

Marcin de Porres zmarł na malarię 3 listopada 1639 r. w wieku 70 lat. Kiedy konał i wokół jego łóżka zgromadziła się na modlitwie cała wspólnota klasztorna, błagał wszystkich o przebaczenie win i prosił o zaśpiewanie „Wyznania wiary". Przy słowach „i stał się człowiekiem" oddał ducha. „Bóg stał się człowiekiem, aby Marcin de Porres stał się cały Boży" - zapisano w dominikańskiej legendzie.

Beatyfikował go Grzegorz XVI (1837), kanonizował Jan XXIII 6 maja 1962 r. W homilii papież przypomniał, że kanonizowany tego dnia święty nazywany był „Marcinem od miłości", który „tłumaczył błędy drugich i darował nawet największe krzywdy; był bowiem przekonany, że z powodu popełnionych grzechów zasługuje na daleko cięższe kary. Z prawdziwą troskliwością sprowadzał błądzących na właściwą drogę; z życzliwością pielęgnował chorych, ubogim rozdawał żywność, odzienie i lekarstwa. Jak tylko potrafił, otaczał czułą opieką i troskliwością wieśniaków, Murzynów i Metysów, spełniających wówczas najniższe posługi".

Pius XII ogłosił św. Marcina patronem wszystkich dzieł społecznych w Peru (1945). W roku 1966 Paweł VI na prośbę Konferencji Episkopatu Peru ogłosił św. Marcina de Porres patronem telewizji, szkół i fryzjerów Peru. Ponadto święty jest patronem obu Ameryk oraz pielęgniarek, robotników i dominikańskich braci współpracowników. Uznawany jest także za patrona zgody na tle rasowym, sprawiedliwości społecznej i ludzi o rasie mieszanej. Wzywany bywa też w przypadku plagi myszy i szczurów.

W ikonografii św. Marcin przedstawiany jest w habicie dominikańskim. Jego atrybuty to: anioł trzymający bicz i łańcuch, koszyk chleba, a obok mysz, krzyż, różaniec.

Homilia św. Jana XXIII, papieża, wygłoszona  podczas kanonizacji św. Marcina de Porres:

Marcin wskazuje przykładem własnego życia, że zbawienie i świętość można osiągnąć na drodze podanej nam przez Chrystusa Jezusa, a mianowicie, jeśli po pierwsze: miłujemy Boga całym swym sercem, całą swoją duszą i całym swym umysłem; po wtóre zaś: jeśli miłujemy bliźniego jak siebie samego".

Dowiedziawszy się, że Chrystus Jezus „cierpiał za nas i w ciele swoim poniósł nasze grzechy na drzewo krzyża", szczególną miłością otaczał Jezusa ukrzyżowanego. Rozważając okrutne Jego cierpienia nie mógł powstrzymać się od obfitych łez. Gorąco miłował najchwalebniejszy Sakrament Eucharystii. Dlatego często ukryty w zakrystii kościoła, wiele godzin adorował Najświętszy Sakrament; pragnął też przyjmować Go jak tylko można było najczęściej.

Poza tym święty Marcin, posłuszny nakazowi Mistrza, otaczał swych braci najżywszą miłością płynącą z niezłomnej wiary i ducha pokory. Miłował też wszystkich ludzi, bo szczerze upatrywał w nich dzieci Boże i swoich braci, owszem, miłował ich bardziej niż siebie samego, albowiem w swej pokorze uważał innych za sprawiedliwszych i lepszych od siebie.

Tłumaczył błędy drugich i darował nawet najcięższe krzywdy; był bowiem przekonany, że z powodu popełnionych grzechów zasługuje na daleko cięższe kary. Z prawdziwą troskliwością sprowadzał błądzących na właściwą drogę; z życzliwością pielęgnował chorych, ubogim rozdawał żywność, odzienie i lekarstwa. Jak tylko potrafił, otaczał czułą opieką i troskliwością wieśniaków, Murzynów i Metysów, spełniających wówczas najniższe posługi. Toteż zasłużył sobie na przydomek: „Marcin od miłości".

Święty ów człowiek, który zachętą, przykładem i cnotą tak wielu ludzi pociągnął do religii, także teraz może w przedziwny sposób wznosić nasze umysły ku sprawom nieba. Nie wszyscy jednak, niestety, rozumieją owe dary niebieskie jak należy, nie wszyscy uznają ich wielkość, owszem, wielu ludzi, skłaniając się ku przyjemnościom grzechu, pomniejsza ich znaczenie, odnosi się do nich z niechęcią albo po prostu je lekceważy. Oby przykład Marcina pouczył wielu, jak słodką i szczęśliwą jest rzeczą podążać śladami Jezusa Chrystusa i kierować się Jego Boskimi przykazaniami.

Modlitwa za wstawiennictwem św. Marcina

Panie, Ty patrzysz na nas z nadzieją, nigdy się do nas nie zniechęcasz. Być może my możemy zniechęcić się do siebie lub do innych, ale Ty nigdy do nas. Proszę Cię Panie, żebym nigdy nie zniechęcał się patrząc na drugiego człowieka i potrafił mu pomóc na tyle, ile siły mi pozwalają. Proszę Cię też o odwagę, bym potrafił czerpać z życia to, co najlepsze i najpiękniejsze, i nigdy nie wahał się pomagać. Amen.

 

PODZIEL SIĘ:
OCEŃ:

DUCHOWY NIEZBĘDNIK - 19 kwietnia

Piątek, III Tydzień wielkanocny
Kto spożywa moje Ciało i Krew moją pije,
trwa we Mnie, a Ja w nim jestem.

+ Czytania liturgiczne (rok B, II): J 6, 52-59
+ Komentarz do czytań (Bractwo Słowa Bożego)

ZAPOWIADAMY, ZAPRASZAMY

Co? Gdzie? Kiedy?
chcesz dodać swoje wydarzenie - napisz
Blisko nas
chcesz dodać swoją informację - napisz



Najczęściej czytane artykuły



Najczęściej czytane komentarze



Blog - Ksiądz z Warszawskiego Blokowiska

Reklama

Miejsce na Twoją reklamę
W tym miejscu może wyświetlać się reklama Twoich usług i produktów. Zapraszamy do kontaktu.



Newsletter