20 kwietnia
sobota
Czeslawa, Agnieszki, Mariana
Dziś Jutro Pojutrze
     
°/° °/° °/°

Wspomnienie św. Ojca Pio, "wielkiego spowiednika Kościoła"

Ocena: 0.877777
5250

Ksiądz Nello Castello zanotował niezwykłe wyznanie Świętego: „W czasie Mszy przeżywam trzy godziny agonii na krzyżu”. Włoski mistyk rozpoczynając Eucharystię otrzymywał łaskę widzenia całej ziemi i nieba, a nie tylko przenikania sumień pojedynczych osób – co działo się przy kratkach konfesjonału. Gdy przystępował do ołtarza, jego każdy krok naznaczony był cierpieniem i wydawało się że wstępował na Kalwarię. Już w chwili wypowiadania „Spowiadam się”... skupiał na ołtarzu grzechy świata, brał na siebie przewinienia wszystkich. Jego twarz przyjmowała wyraz całkowitego wyniszczenia. – Wyrok na grzesznika spada na mnie – mówił.

Podczas Liturgii Słowa Święty często nie mógł powstrzymać łez. Nie tylko dlatego, że tak intensywnie przeżywał każde słowo, lecz również dlatego, że przepełniała go wdzięczność dla Boga, który zechciał przemówić do ludzi. Ofiarowanie było dla niego oczekiwaniem na przemienienie zwykłego chleba w „Chleb z nieba”. To było oczekiwanie „na wschód Słońca”. Podczas konsekracji dokonywało się – jak mawiał Ojciec Pio – „nowe cudowne zniszczenie i stworzenie”. Zniszczenie i stworzenie, czyli tajemnica ofiary Ukrzyżowanego, który ponosi haniebną śmierć „zaliczonego do złoczyńców”, aby stać się Eucharystią dla milionów. Gdy Ojciec Pio wymawiał słowa konsekracji: „To jest Ciało moje..., To jest kielich Krwi mojej”, a słowa te wypowiadał bardzo wolno, sylabizował je, to rzeczywiście uczestniczył w tragedii Golgoty. Chrystus wyciskał na nim to, co sam przeżywał: miłość, cierpienie, śmierć... Jego Msza święta była całą Męką Zbawiciela, a uczestniczący w niej wierni stawali się częścią grupy osób modlących się na Kalwarii. Wreszcie nadchodził czas zjednoczenia. Komunia święta! Na ten moment Ojciec Pio bardzo czekał. Kiedyś powiedział: „Gdybym któregoś dnia został pozbawiony Komunii świętej – umarłbym”.

Eucharystia rozbudzała w nim pasterskie oddanie i gotowość poświęcenia się dla dusz przez posługę konfesjonału.

Wielki spowiednik Kościoła

Tak nazwał Ojca Pio św. Jan Paweł II. Spalało go – jak sam to określił – pragnienie spowiadania braci, żeby wyrwać ich z szatańskich sideł. Tak więc w konfesjonale jednał ludzi z Bogiem i walczył z szatanem.

Styl, sposób spowiadania oraz odpowiedzialność Ojca Pio jako przewodnika dusz obrazują jego własne słowa: „Nie daję słodyczy temu, kto potrzebuje środka na przeczyszczenie”. Pouczenia, których udzielał penitentom, były bardzo zwięzłe. Przenikały do najmroczniejszych głębin duszy, zrywały nici złych przyzwyczajeń. Wyłapywał to, co najważniejsze, wypytywał, czekał. Na sprawy zasadnicze zawsze miał czas. Raczej nikomu nie współczuł, nie wypowiadał zbędnych słów. Podnosił na duchu, ale tak zwyczajnie, bez czułostkowości. Pocieszał, że kłopoty przeminą, ponieważ zależało mu na tym, aby penitent nie odszedł od „katedry miłosierdzia” przygnębiony. Dostrzegłszy zło, drążył w nim, pytał o przyczynę, by na koniec stanowczo domagać się poprawy penitenta. Działał zdecydowanie, bo przecież „prześwietlał” sumienia swoich rozmówców. Był lekarzem dusz, który nie wahał się, gdy miał użyć skalpela ostrych, a nawet raniących słów wobec niektórych penitentów: „Nieszczęsny, idziesz prosto do piekła! Podły, nie widzisz, jaki jesteś czarny? Idź, ustaw sprawy na swoim miejscu, zmień życie!” A wiele osób zdobyło się na dziwne wyznanie: „Wydawało mi się, że byłem tutaj na sądzie Bożym, z nagą duszą”.

Św. Ojciec Pio uczestniczył w Boskim wymiarze Sakramentu Pojednania w stanie „całkowitej utraty własnej wolności”, włączając się w mękę, modlitwę i ofiarę Pana Jezusa. Jego stygmaty sprawiały, iż był kapłanem ukrzyżowanym z Chrystusem w trawiącej go miłości do każdego grzesznika. Podczas spowiedzi stygmaty włączały go w morze ludzkiego grzechu. Sprawowany przez niego Sakrament Pokuty był wielkim wołaniem o łaskę przebaczenia dla duszy może nawet zbrukanej, a jednak tęskniącej za dobrym Ojcem, stawał się jednoczącym pojednaniem. Ze świadectw o świętym spowiedniku przebija zdumienie z powodu jego przenikliwości (potrafił wymienić wszystkie grzechy penitenta) oraz poruszenie spowodowane widokiem jego cierpiącego oblicza w chwili udzielania rozgrzeszenia. Ojciec Pio wyznał: „Zanim zejdę [do spowiedzi], wiem, kogo tam spotkam, wiem, co im dolega, i wiem, co mam im powiedzieć. (...) Umiem dotykać strun serca każdego”. To znaczy, że mógł działać skutecznie.
Niektórym pielgrzymom odmawiał udzielenia Komunii świętej. Na próżno przyklękali po kilka razy. Ojciec „wszystko” wiedział; i przechodził obok. Pewien mężczyzna poszedł za nim aż do zakrystii. Chciał „wygarnąć” zakonnikowi, co o nim myśli, lecz usłyszał: „Idź, weź ślub z kobietą, z którą żyjesz, a potem wróć”.

Dlaczego nie zniechęcała pielgrzymów surowość i bezkompromisowość Ojca Pio? Dlaczego nie rezygnowali, nawet wówczas, gdy musieli czekać wiele dni, aby tylko przez krótką chwilę spowiadać się u Ojca Pio. Tym bardziej, że tuż po przybyciu otrzymywali kartkę z informacjami, które mogły zmrozić każdego: Jeżeli masz ochotę rozmawiać z Ojcem Pio, lepiej zrezygnuj zawczasu, bo on jest od spowiadania, a nie od rozmówek. Jeżeli zamierzasz się u niego spowiadać, wiedz, że spowiada mężczyzn rano do godz. 9.00, a po południu tak długo, na ile mu pozwala czas. Kobiety spowiada z rana od 9.00 do 11.30; obowiązuje imienny bilet, który można otrzymać w biurze. Jeżeli nie możesz czekać na swoją kolej do spowiedzi, zwróć się do któregokolwiek z ojców, aby pojednał twoją duszę z Bogiem, itd...

Ojciec Pio wymagał rzeczywistego nawrócenia. Jeśli nie widział u penitenta autentycznego żalu za grzechy, „wyganiał” go. Właśnie dzięki tym radykalnym środkom wielu ludzi przeżywało głęboki wstrząs i... najpiękniejsze chwile w swoim życiu. Dla nich spowiedź u Ojca Pio stawała się impulsem do odrodzenia, którego się nawet nie spodziewali. Na nowo odkrywali modlitwę, Mszę świętą. Byli oszołomieni i wzruszeni łaską głębokiego nawrócenia, którą otrzymali. Święty był światłem dla nich, zwłaszcza wówczas gdy w ich sumieniach przywracał porządek Bożych przykazań. Jeden z jego penitentów opowiedział jak Ojciec Pio nauczył go systematycznego uczestnictwa w niedzielnej Mszy świętej. Gdy tylko Ojciec Pio usłyszał, że czasami opuszcza on niedzielną Mszę, powiedział krótko: „Idź sobie”. Na nic zdały się protesty. Wyspowiadał się więc u innego zakonnika. Po dwóch miesiącach wrócił, ale podróż odbył w niedzielę. Znowu pada pytanie: „Czy chodzisz na Mszę niedzielną?” Odpowiedział, że tak. A Ojciec Pio: „Czy wczoraj byłeś na Mszy świętej?” „Ależ Ojcze, wczoraj jechałem do ciebie”. „Idź sobie, a potem wróć. W niedzielę – najpierw Msza święta”. Ów człowiek został aktywnym członkiem Grupy Modlitewnej założonej przez Ojca Pio.

Modlitwa w życiu Ojca Pio

Stygmatyk z San Giovanni Rotondo był zakonnikiem, który nieustannie się modlił i dlatego niektórzy jego biografowie mówią, iż był człowiekiem, który stał się modlitwą. Modląc się, wyjednywał tysiące łask dla bliźnich. A czynił to nie tylko w ciągu dnia, ale i w nocy – zawsze odmawiając różaniec i liczne akty strzeliste, adorując Najświętszy Sakrament, zatapiając się w Bogu w niezliczonych momentach ekstazy i kontemplacji.

Moja modlitwa – pisał Ojciec Pio – tak wygląda. Zaledwie rozpoczynam swoją rozmowę z Bogiem, od razu czuję trudny do wyrażenia spokój i ciszę w moim sercu. Zmysły ulegają zawieszeniu z wyjątkiem ducha, który czasem pozostaje czynny. Ale nawet wówczas nie stanowi on dla mnie przeszkody, co więcej, muszę wyznać, że gdyby wokół mnie panował niezwykły hałas i zgiełk, nie zdołałby naruszyć mojego skupienia. Zdarza się często, że opuszcza mnie ustawiczna myśl o Bogu i Jego obecności, a czuję zamiast niej niespodziewane dotknięcie Boże w samym centrum duszy, tak silne i słodkie, że płaczę z bólu z powodu mej niewierności i płaczę ze szczęścia z powodu posiadania tak dobrego i czułego Ojca, który pozwala mi przebywać w swojej obecności. Innym razem przeżywam wielką oschłość ducha. Ciało doznaje wielkiego ucisku z powodu licznych słabości. Modlitwa i skupienie stają się niemożliwe, choćbym nie wiem jak bardzo tego pragnął. Taki stan rzeczy pogłębia się stale; i jeśli w ogóle żyję, należy ten fakt nazwać cudem. Gdy spodoba się przerwać Niebieskiemu Oblubieńcowi to męczeństwo, daje mi nagle dar tak wielkiej pobożności ducha, że nie jestem w stanie oprzeć się jej. Natychmiast zostaję przemieniony i napełniony nadprzyrodzonymi łaskami oraz potężną mocą, która pozwala mi przeciwstawić się całemu królestwu szatana. (...) Podczas modlitwy moja dusza zanurza się i znika w Bogu i otrzymuje w takich momentach o wiele więcej niż mogłaby osiągnąć w ciągu wielu lat ćwiczeń przy użyciu wszystkich swoich sił”.

PODZIEL SIĘ:
OCEŃ:

DUCHOWY NIEZBĘDNIK - 20 kwietnia

Sobota, III Tydzień wielkanocny
Słowa Twoje, Panie, są duchem i życiem.
Ty masz słowa życia wiecznego.

+ Czytania liturgiczne (rok B, II): J 6, 55. 60-69
+ Komentarz do czytań (Bractwo Słowa Bożego)

ZAPOWIADAMY, ZAPRASZAMY

Co? Gdzie? Kiedy?
chcesz dodać swoje wydarzenie - napisz
Blisko nas
chcesz dodać swoją informację - napisz



Najczęściej czytane artykuły



Najczęściej czytane komentarze



Blog - Ksiądz z Warszawskiego Blokowiska

Reklama

Miejsce na Twoją reklamę
W tym miejscu może wyświetlać się reklama Twoich usług i produktów. Zapraszamy do kontaktu.



Newsletter