Łączy ich wspólna historia, kiedy poruszeni internowaniem Prymasa Tysiąclecia, polskim październikiem i węgierskim powstaniem 1956 roku, a nade wszystko wezwaniem od Boga w 1958 r. wstąpili w mury warszawskiego seminarium. Łączy także wspólne doświadczenie duszpasterstwa: najpierw przez 25 lat zmagali się ze zwalczającym Kościół komunizmem zaskoczonym przez pontyfikat papieża Polaka, następne 25 zaś – z narastającym sekularyzmem w wolnej Polsce. A dziś łączy ich pogoda ducha, aktywność w parafiach, gdzie na ogół rezydują, częste już kłopoty ze zdrowiem i wypracowana od lat seminaryjnych samodyscyplina oraz nawyk pracowitości.
Na kursie było ich 40 i tylu 24 maja 1964 r. w warszawskiej archikatedrze zostało wyświęconych. Bo choć trzech miało święcenia później, to dołączyło trzech innych, z wcześniejszych kursów. Przez wiele lat byli najliczniejszym wyświęconym w Warszawie rocznikiem. Dziś żyje ich jeszcze 25 – po ośmiu z archidiecezji warszawskiej (AW) i diecezji łowickiej oraz dziewięciu z diecezji warszawsko-praskiej (DW-P). Spotkali się w tej samej świątyni 26 maja 2014 r. na Mszy Świętej, by wspólnie za minione półwiecze dziękować Bogu.
Emeryt w konfesjonale
Ks. infułat Grzegorz Kalwarczyk przez 38 lat pracował jako kanclerz kurii AW, a i potem nie spoczął na laurach. Pozostał archidiecezjalnym penitencjarzem, jako rezydent pomaga w pracy duszpasterskiej przy archikatedrze na Starówce, opracowuje kolejne książki. – Obecnie to przewodnik po parafiach i kościołach archidiecezji warszawskiej. To bardzo żmudna robota, więc nie narzekam na brak pracy – przyznaje.Jakie są jego dzisiejsze radości i problemy? – To, że mam wielu przyjaciół, znajomych, że wciąż jeszcze można coś dobrego zrobić dla ludzi. A problem to nie to, co kiedyś, zdrowie – przyznaje ks. Kalwarczyk.
Szczególnych momentów w kapłańskim życiu mu nie brakowało, ale najchętniej mówi o pielgrzymkach Jana Pawła II do Polski – czterokrotnie był sekretarzem komitetu przygotowującego wizyty warszawskie, a raz koordynatorem działań władz miasta, policji i warszawskiej kurii. – To były szalenie ciekawe i zajmujące wyzwania – wspomina.
Dziękuję za dar powołania
Ks. prałat prof. Jan Załęski mieszka w domu rekolekcyjno-formacyjnym przy dawnym seminarium na Bielanach. Drugi rok jest na emeryturze jako profesor UKSW, ale ma kawałek etatu na PWT, gdzie wykłada Nowy Testament. – Najbardziej w pamięci zachowuję doświadczenie pierwszych lat kapłaństwa, trudne czasy, gdy walczyliśmy z ideologią komunistyczną o każdego młodego człowieka. W mojej pierwszej parafii kościół sąsiadował ze szkołą pedagogiczną i dyrektorka pilnowała, żeby uczennice nie wchodziły do świątyni. I podziwiam ówczesną młodzież, która w takich warunkach do kościoła lgnęła – wspomina. W kolejnych latach kapłaństwa coraz mniej był związany z pracą w parafiach, a coraz bardziej ze środowiskiem nauki. – Te 50 lat to były lata kapłaństwa bardzo udane. Gdybym miał ponownie wybierać, także zostałbym księdzem – deklaruje.Co poradziłby młodszym kapłanom? Po prostu – kierować się Ewangelią, stosować ją w życiu i pogłębiać kontakt z Bogiem poprzez modlitwę.
Poświęcony nauce
Podobnie ks. prałat Kazimierz Obrycki, od 29 lat rezydent w parafii św. Marii Magdaleny na Ugorach, przez wiele lat wykładowca filologii patrystycznej na ATK i UKSW, potem w seminarium, gdzie do dziś raz w tygodniu uczy kleryków łaciny i greki. Przez całe swoje kapłaństwo nie był ani wikariuszem, ani proboszczem. – Za zdrowie mogę Bogu tylko dziękować, a to, co mnie smuci, to widok zmniejszającej się liczby dzieci i młodzieży na Mszach Świętych. Chyba trzeba zmienić sposób duszpasterzowania, żeby bardziej być z młodzieżą, więcej czasu jej poświęcać. Ale jeśli parafia ma 20 tys. wiernych i dwóch wikariuszy, to nie jest łatwo – zauważa.Dla ks. prof. Obryckiego szczególnymi w jego kapłaństwie momentami były te, gdy jako wykładowca ATK jeździł do Krakowa na zjazdy naukowe. Tam miał okazję spotykać się i rozmawiać z kard. Karolem Wojtyłą.
– Byłem zachwycony jego umiejętnością wyciągania wniosków, oceny tego, co działo się na tych sympozjach. Bardzo umiejętnie i fachowo zabierał głos. Te chwile wspominam najradośniej.