We Lwowie 17 lipca 1932 r. urodził się Wojciech Kilar, kompozytor muzyki do ponad 130 filmów m.in. Coppoli, Polańskiego, Kutza, Zanussiego; autor "Orawy", "Krzesanego" i "Missa pro pace". Muzyka, którą tworzył była wyrazem jego tęsknoty za Bogiem - oceniła biografka, Barbara Gruszka-Zych.

Lata wczesnej młodości spędził w Rzeszowie, później przeprowadził się do Katowic, gdzie ukończył studia w Państwowej Wyższej Szkole Muzycznej. Kilar był człowiekiem ze Lwowa, który ukochał Śląsk. Uczył się w Katowicach w Państwowym Liceum Muzycznym, a następnie w Państwowej Wyższej Szkole Muzycznej. Kompozytor otrzymał doktorat honoris causa Wydziału Teologicznego Uniwersytetu Śląskiego, oraz nagrodę "Lux ex Silesia" - "Światło ze Śląska".
Od początku lat 60. współtworzył, wraz z Krzysztofem Pendereckim i Henrykiem Mikołajem Góreckim, polską szkołę awangardową oraz nowy kierunek we współczesnej muzyce, zwany sonoryzmem - w 1974 r. skomponował poemat symfoniczny "Krzesany". Od tamtej chwili uchodził za czołowego przedstawiciela polskiej awangardy muzycznej. Na jego wczesne kompozycje wpływ miały m.in. twórczość Igora Strawińskiego i Beli Bartoka oraz jazz.
Był również cenionym kompozytorem muzyki filmowej. W młodości poznał reżysera Kazimierza Kutza. W wywiadzie opublikowanym w książce "Kilar w bliskim planie" Violetty Rotter-Kozery, Kutz zdejmuje Kilara z piedestału.
Wtedy był birbantem, bo ten Kilar z późniejszych lat, którego my znamy, ten, który się nawrócił, a nawet stał się dewotem i sam się z tego śmiał, to jest Kilar po pewnym przełomie w życiu
- opowiadał o ich wspólnej młodości.
Wcześniej był niesłychanie radosny, lubił pić i jeść, uwielbiał piękne dziewczyny, ale był nieśmiałym człowiekiem. W nim nie było za grosz chamstwa czy agresji, był delikatny z natury, ale podobał się dziewczynom, właśnie przez to, że był taki jakby zwrócony do środka. Był szalenie atrakcyjny towarzysko, a przez tę swoją delikatność miał też coś takiego, co kobiety lubią i na to idą, chciałyby go… przewijać, najprościej mówiąc
- opowiadał.
Wspominał również, że Kilar był smakoszem. "Strasznie lubił dobre rzeczy. Pamiętam, że jak wyjeżdżał z Katowic do Zakopanego, to żeby mnie rozzłościć, przysyłał kartki i taki mi robił pejzaż, że w tej wsi to śledzik po japońsku, a w tej to żurek. Gdy go poznałem, pił tylko whisky. (…) Nikt nie wie poza mną, że on był uzależniony od majonezu" - wyznał.
"Być może stało się tak, ponieważ przesadzał z tymi rozkoszami kulinarnymi" - ocenił Kutz.
W czasie podróży z Warszawy do Katowic pękł mu wrzód żołądka. Wtedy był już bardzo znany. Pod Zawierciem kolejarze zatrzymali pociąg. Dzięki temu, że było blisko do szpitala, uratowano go
- przypomniał.
Według reżysera, "to nim wstrząsnęło". "Uznał, że jest to znak. Być może wtedy też wzmocniła się jego religijność" - opowiadał.