– Świętość nie polega na tym, co robisz dla Boga, ale co Bóg robi dla ciebie – mówi w rozmowie z "Idziemy" hiszpański reżyser Juan Manuel Cotel
Z Juanem Manuelem Cotelem, hiszpańskim reżyserem, rozmawia Hanna Michniewicz
Często słyszy się opinie, że filmy z przesłaniem katolickim nie przyciągają szerszej widowni. Tymczasem Pana filmy „Ostatni szczyt” czy „Mary’s Land” odniosły ogromny sukces. Czy ma Pan jakąś receptę na atrakcyjne przedstawianie tematyki wiary?
Myślę, że Bóg nie ocenia naszych dzieł, na przykład filmów, tak jak my. Spójrzmy na postaci biblijne. Moglibyśmy powiedzieć: dlaczego ten Mojżesz tak dukał, może to jakiś jąkała? A św. Piotr to zwykły rybak – gdybyśmy w jego czasach robili casting, nie nadawałby się. Wydawałoby się, że musimy poszukać ludzi, którzy są bardziej profesjonalni.
A jeśli chodzi o mnie – po prostu jestem filmowcem z zawodu, zawsze się tym zajmowałem. Dlatego staram się z tym samym podejściem i dbałością o jakość traktować tematy dotyczące wiary. Ale nie uważam się za lepszego od innych. Gdy nabrałem przekonania, że Bóg spodziewa się po mnie, iż będę poruszał takie tematy w filmach, powiedziałem Mu: „Poszukaj sobie kogoś innego”. Wstydziłem się mówić o Bogu i nie miałem na to ochoty. Uważałem, że jest mnóstwo osób, które zrobią to lepiej ode mnie. Teraz jednak myślę, że takie porównywanie nie ma sensu. Każdy powinien zajmować się tym, czego Bóg się po nim spodziewa. I Jemu zawierzyć rezultat.
Czy podczas pracy nad filmami czuje Pan Bożą opiekę, prowadzenie Ducha Świętego?
Codziennie; gdybym tego nie czuł, nie wykonywałbym tej pracy. Sam fakt, że nasze filmy były pokazywane już w 26 krajach i w 25 z nich nie było nikogo z branży filmowej, kto by nam pomagał, jest dla mnie cudem. Pierwszy film, który nakręciliśmy, „Ostatni szczyt”, początkowo był pokazywany tylko w czterech salach kinowych, ale po tygodniu musiał być przeniesiony do 67 sal, a potem do 125, choć nie wydaliśmy ani jednego euro na reklamę. W Hiszpanii nie schodził z afisza przez pół roku. Liczbę nawróceń wśród widzów też odbieram jako cud.
Czytaj dalej w e-wydaniu lub wydaniu papierowym |