Przypuszczam, że nie tylko w moim domu co roku o tej porze powraca ważkie zagadnienie: czy św. Mikołaj istnieje?
Pojawiające się argumenty świadczą o zaangażowaniu młodocianych dyskutantów oraz o zawiłym przenikaniu się wiedzy i wiary. Bardzo lubię tę nigdy niedokończoną dyskusję – która przypomina mi pewnego rodzaju grę – gdyż pozwala ona łączyć różnorodne poziomy rzeczywistości, wymaga sporej inwencji, zwłaszcza od dorosłych, i pięknie ociera się tajemnicę. Bo też jest św. Mikołaj postacią wielce tajemniczą. Niby znamy go niemal od kolebki – a co tak naprawdę o nim wiemy? Jaki był naprawdę biskup Myry z przełomu III i IV w., którego imieniem najczęściej chrzczono swego czasu chłopców w Azji Mniejszej? Patron co trzeciej świątyni chrześcijaństwa wschodniego? Niezłomny człowiek o wielkim sercu, którego imię przybierali papieże?
Książka „Święty Mikołaj z Myry” (wydanie drugie, poprawione i uzupełnione, pod patronatem medialnym tygodnika „Idziemy”) bardzo mnie więc uradowała – jako zbiór dowodów na istnienie św. Mikołaja. Autor, Piotr Kordyasz, ma już na swoim koncie inne podobne charakterem książki: nagrodzonego Feniksem „Stefka” o dzieciństwie kard. Wyszyńskiego i „Lolka” o wadowickich latach Karola Wojtyły. Tym razem na podstawie najstarszych przekazów i najnowszych badań z użyciem zaawansowanych technologii tworzy kilkanaście zgrabnych beletryzowanych opowiadań – od dzieciństwa do śmierci Mikołaja z Myry.
Ciepło robi się na sercu, gdy się patrzy w zrekonstruowane cyfrowo oblicze św. Mikołaja, wykonane przez naukowców z Uniwersytetu w Liverpoolu na podstawie kości czaszki i materiałów historycznych – uderza jego podobieństwo do twarzy znanej ze starych ikon. Wrażenie robi złamany – co najmniej dwukrotnie – nos, najprawdopodobniej skutek tortur, jakim był poddawany jego właściciel podczas prześladowań chrześcijan w czasach Dioklecjana. Badania relikwii, przechowywanych obecnie w Bari we Włoszech, potwierdziły, że bp Mikołaj nie jadł mięsa, dużo pościł i chorował wskutek długotrwałego przebywania w zimnych, wilgotnych pomieszczeniach – jak np. lochy więzienne.
A są jeszcze piękne historie: ta najbardziej popularna o posagu podrzuconym trzem biednym pannom, i te prawie nieznane: o pielgrzymce do Ziemi Świętej, o uratowaniu od śmierci niesłusznie skazanych, o cierpiącej duszy umierającego biskupa i o tym, jak św. Mikołaj na Soborze w Nicei, w obecności trzystu innych biskupów oraz cesarza Konstantyna, policzkuje Ariusza arogancko przekonującego zgromadzenie, że Jezus Chrystus nie jest równy w bóstwie Bogu Ojcu. Bo imię Mikołaja z Myry widnieje wśród imion uczestników tamtego Soboru pod Credo, które wówczas ułożono, a które powtarzamy w czasie każdej Mszy Świętej... Wspaniała lektura do wspólnego rodzinnego czytania!
Piotr Kordyasz, „Święty Mikołaj z Myry”, ZEEB Marki 2018.