Premiera kolejnej części „Gwiezdnych wojen” została zaplanowana jako wielki kinowy przebój grudniowych dni przedświątecznych. Producenci i dystrybutorzy pilnowali, żeby rzesze fanów gwiezdnej sagi George’a Lucasa i dziennikarze do ostatniej chwili nie poznali tajemnic fabuły.
Na pokazie prasowym procedury wejścia były przestrzegane niemal tak skrupulatnie jak w Pentagonie, zabezpieczano komórki i kontrolowano plecaki w poszukiwaniu sprzętu do nagrywania.
Film uzupełnia w pewnym sensie sagę „Gwiezdnych wojen”, ale został zrealizowany jako utwór autonomiczny, którego akcja powinna być zrozumiała niezależnie od kontekstu całej serii. Autorzy rozwijają tu marginalne wątki sagi. Z ważnych postaci serii pojawia się na końcu złowrogi Lord Vader ze świetlistym mieczem, a także księżniczka Leia.
Ponownie jesteśmy w świecie kosmicznych zmagań pomiędzy straszliwym Imperium a rebeliantami, którzy zbierają siły i środki w celu obalenia dyktatury. W centrum akcji znajduje się dzielna i piękna dziewczyna Jyl Erso, córka wynalazcy nowych broni, aresztowanego przez Imperium, która staje do walki, aby pomścić ojca. Zrealizowana z wielkim rozmachem intryga wojenna nakłada się tu na wątek agenturalny, związany z podwójną grą wysłannika Rebelii wobec dziewczyny. W końcu jednak Jyl na czele oddziału straceńczych żołnierzy (wśród nich niewidomy chiński mnich) wdziera się do jądra dowodzenia Imperium…
W filmie obok postaci ludzkich oglądamy rozmaite dobre i złe stwory i stworki. W zakończeniu realizatorzy zostawili sobie furtkę do kolejnych części. Technologia efektów specjalnych zaszła już tak daleko, że z powodzeniem można na ekranie stworzyć kolejne wizje zmagań w kosmosie i wykreować spektakularne i w konsekwencji coraz bardziej absurdalne intrygi.
„Łotr 1. Gwiezdne wojny – historie”. USA, 2016. Reżyseria: Gareth Edwards. Wykonawcy: Felicity Jones, Alan Tudyk, Diego Luna, Donnie Yen, Mads Mikkelsen i inni. Dystrybucja: Walt Disney Company Poland