Wydaje się, że powodem jest ujęcie tematyki stosunków polsko-żydowskich. Reżyser zręcznie połączył wątek relacji młodej zakonnicy Idy z ciotką i próbę rozrachunku ze zbrodniami komunistycznymi i stosunkiem do Kościoła. Na początku ciotka – stalinowska prokurator „krwawa Wanda”, która skazywała na śmierć polskich patriotów – oświadcza Idzie, że jest żydowską dziewczyną (o czym ona nie wiedziała), uratowaną z Holocaustu i wychowaną przez zakonnice. Przed złożeniem ślubów Ida ma pojechać do rodzinnej wsi i poznać kulisy śmierci rodziców. Okazuje się, że rodziców zamordowali z chciwości miejscowi chłopi, którzy ich wcześniej uratowali. Potomkowie zbrodniarzy nie wykazują skruchy.
Subtelne relacje dwóch kobiet w czasie podróży kończą się więc uderzeniem widzów obuchem w głowę. Żydowską krew na rękach mają Polacy, o Niemcach tu się nawet nie mówi. Ciotka z rozpaczy popełnia samobójstwo. Czy w swej zbrodniczej działalności mściła się tylko za postępowanie Polaków wobec Żydów? W zakończeniu Ida prawdopodobnie porzuci zakon, o jej rozterkach duchowych właściwie się tu nie mówi. Bóg milczy.
Z powodu wieloletnich przekłamań propagandowych niewielu ludzi na Zachodzie zdaje sobie sprawę z rzeczywistego przebiegu barbarzyńskiej okupacji niemieckiej w Polsce, a tym bardziej z udziału komunistów pochodzenia żydowskiego w ustanawianiu u nas nowej władzy. Wskutek systematycznej propagandy – w tym działań niemieckich – nierzadki jest tam pogląd, że to Polacy są współodpowiedzialni za Zagładę. Film „Ida” ma utwierdzić międzynarodową widownię w tych
przekonaniach.
Nasuwa się smutne porównanie z „Katyniem” Andrzeja Wajdy. Film o zbrodni na polskich oficerach uzyskał wprawdzie nominację do Oscara, lecz nie odniósł na świecie żadnego sukcesu frekwencyjnego. Nie pomógł tu autorytet samego Wajdy. Powód jest prosty: kogo na Zachodzie tak naprawdę interesują losy polskich oficerów?
Mirosław Winiarczyk |