Wojciech Kilar zmarł po bardzo ciężkiej nocy. Gorzej poczuł się już poprzedniego dnia.
20131229 13:05
prze / Katowice (KAI), mz
fot. PAP/Tomasz Gzell
Wcześniej, zarówno w sobotę przed świętami, jak i w pierwszy i drugi dzień świąt Bożego Narodzenia, przyjął Komunię świętą z rąk odwiedzającego go kapłana.
– Uważam, że to nie jest przypadek, że Pan Bóg go powołał do siebie w uroczystość Świętej Rodziny – komentuje ks. Jarosław Paszkot, proboszcz parafii Najświętszych Imion Jezusa i Maryi w Katowicach, do której należał kompozytor. – Wszyscy, którzy go znali, wiedzieli, że miłością jego życia była jego żona Basia, której bardzo wiele zawdzięczał. Po jej śmierci mówił, że czuje się, jakby lepsza jego cząstka umarła. Dla mnie to wielki człowiek, wielki Polak i w jakimś sensie święty, przez swoją wiarę, skromność i prostotę. Nie mam wątpliwości, że w tę Niedzielę Świętej Rodziny poszedł do nieba i do swojej kochanej Basi – uważa proboszcz.
Kompozytor w ostatnim półroczu zmagał się z nowotworem. Rokowania były dosyć pozytywne, jednak trwające przez sześć tygodni naświetlania bardzo osłabiły jego organizm. Wrócił ze szpitala do domu przed trzema tygodniami i od tego czasu już na zewnątrz nie wychodził. Był jednak w pełni świadomy. Regularnie odwiedzał go ksiądz z Komunią świętą.
Wojciech Kilar w swoim parafialnym kościele w Katowicach-Brynowie w niedzielnych Mszach świętych uczestniczył ostatnio zazwyczaj o godz. 12.00. – Siadał zwykle z tyłu, blisko konfesjonału, zawsze skromnie, jak to on, w swoim stylu – relacjonuje ks. Jarosław Paszkot.
Dla swojej parafii w Katowicach Wojciech Kilar ufundował dzwony „Wojciech”, „Barbara” i „Franciszek”. Był też ogromnie związany z Jasną Górą. To tam, obok jego katowickiej parafii, były odprawiane Msze święte we wszystkie jego jubileusze.