Włoski reżyser i aktor Nanni Moretti nie od dziś jawi się jako twórca lewicowy od strony światopoglądowej i politycznej. Niektóre jego utwory, mające charakter autobiograficzny, wyraźnie jednak afirmują tradycje kultury.
Taka jest nagrodzona ostatnio w Cannes „Moja matka”, w którym to dziele autor wzruszająco żegna się z niedawno zmarłą matką, nauczycielką łaciny w rzymskim liceum. Łacina, która jest stale obecna w rozmowach z chorą matką, nabiera tu znaczenia porządkującego współczesną, anarchiczną obyczajowość. Wydaje się kojącym łącznikiem dzisiejszego dekadenckiego świata z umierającą tradycją włoskiej i europejskiej kultury.
W „Mojej matce” bohaterką jest znana reżyserka (alter ego Morettiego), która podczas kręcenia kolejnego filmu musi zmierzyć się z chorobą i śmiercią matki. Sam reżyser wystąpił w roli brata Margherity, odmiennie reagującego na kolejne wydarzenia. Smutek i czułość przeplatają się z nieco komiczną atmosferą na planie filmowym, gdzie bohaterka z trudem radzi sobie z zaproszonym amerykańskim gwiazdorem – agresywnym kabotynem, wyjętym jakby z tradycji komedii dell’arte. Ponadto Margherita ma kłopoty z dorastającą córką. Mamy tu więc komediodramat, w którym w centrum stoi rodzina i matka, podobnie jak w wielu klasycznych włoskich filmach, np. „Mamma Roma” Pier Paolo Pasoliniego.
Niezależnie jednak od świetnie poprowadzonej akcji i umiejętnego skontrastowania wszystkich postaci w filmie tym znajdujemy głębsze spojrzenie na problem przeżywania śmierci najbliższej osoby – spokojne godzenie się z jej odejściem i ponowną solidarność rodzinną. Śmierć może tu więc otworzyć drogę do nowego życia. W tradycji chrześcijańskiej kultury europejskiej takie przeżywanie śmierci ma kluczowe znaczenie. Dobrze się więc stało, że w filmie Morettiego znalazła odbicie ta tradycja.
„Moja matka” („Mia madre”), Włochy/Francja, 2015. Reżyseria – Nanni Moretti. Wykonawcy: Margherita Buy, John Torturro, Giulia Lazzarini, Nanni Moretti i inni. Dystrybucja – Gutek Film
Mirosław Winiarczyk |