6 lutego
czwartek
Doroty, Bogdana, Pawla
Dziś Jutro Pojutrze
     
°/° °/° °/°

Skrawek wolnej Polski

Ocena: 4.6
338

Uroczyste otwarcie Polskiego Urzędu Pocztowo-Telegraficznego w Gdańsku odbyło się 5 stycznia 1925 r. Poza oczywistą funkcją placówka stała się ważnym ośrodkiem życia narodowego i kulturalnego Polaków w zdominowanym przez Niemców Wolnym Mieście Gdańsku.

fot. Narodowe Archiwum Cyfrowe

Na konferencji wersalskiej postanowiono, że odrodzona Polska będzie miała 70-kilometrowy dostęp do morza. Gdańsk, choć pozostawał w obrębie polskiego obszaru celnego, nie znalazł się w jej granicach i stał się tzw. wolnym miastem. W teorii Polska i Niemcy miały zagwarantowane w nim równe prawa, ale praktyka okazała się inna. Trwał nieustanny konflikt, żywioł niemiecki generował trudności. Ten niekorzystny stan rzeczy znacząco się poprawił, gdy władze Polski podjęły decyzję o budowie Gdyni, przekształcając niewielką osadę rybacką w najnowocześniejszy, skomunikowany z resztą kraju port nad Bałtykiem. Gdynia stała się oknem na świat.

Nie oznaczało to rezygnacji z przyznanych Polsce praw do funkcjonowania na terenie Gdańska. Działały tu polskie placówki administracyjno-gospodarcze: Urząd Celny, Gdańskie Biuro PKP, Wojskowa Składnica Tranzytowa na Westerplatte i wreszcie Poczta Polska. Jej główna siedziba, otwarta sto lat temu, znajdowała się na placu Heweliusza i miała – jak placówki dyplomatyczne – status eksterytorialny. Pocztowcy oprócz swej zasadniczej pracy, zapewniającej łączność z krajem, zajmowali się krzewieniem polskiej kultury i tradycji. Stworzyli orkiestrę, klub sportowy, teatr amatorski, a w rocznice świąt narodowych dekorowali gmach polskimi barwami. Wywoływało to wściekłość Niemców, zwłaszcza gdy z hasłem przyłączenia Wolnego Miasta Gdańska do Rzeszy Hitler doszedł do władzy. Wszelkie polskie ślady w Gdańsku stały się przedmiotem ataków bojówek hitlerowskich. Od jesieni 1938 r. niszczenie polskich skrzynek pocztowych, napady na listonoszy, obrzucanie okien gmachu poczty kamieniami i kałamarzami z atramentem stały się codziennością. W tym samym czasie wywiad donosił, że Niemcy przygotowują w Gdańsku pucz, w wyniku którego dokona się aneksja miasta.

Wiosną 1939 r. wzmocniona została załoga składnicy wojskowej na Westerplatte, a pocztowcy przeszli przeszkolenie organizowane przez tajne struktury Związku Strzeleckiego. Chodziło o to, aby w przypadku konfliktu wywołanego prowokacją niemiecką czynnie udowodnić, że Polacy potrafią i chcą walczyć o swoje prawa gwarantowane układami międzynarodowymi. Westerplatte i Poczta Polska miały w razie zbrojnej napaści stawić kilkugodzinny opór, a wtedy z odsieczą ruszyć miał korpus interwencyjny z Pomorza. Taki plan miał sens, gdyby Hitler zdecydował się na lokalną prowokację. Jak się okazało, „sprawa Gdańska” była dla Niemców tylko pretekstem do rozpętania wojny na pełną skalę.

 


JESTEŚCIE ŻOŁNIERZAMI

W kwietniu 1939 r. do Gdańska przybył z Warszawy por. Konrad Guderski, oficer słynnej „Dwójki”, czyli Oddziału II Sztabu Głównego. Miał przygotować załogę Poczty Polskiej do obrony. W podziemiach gmachu zgromadzona została broń: trzy karabiny maszynowe, kilkanaście pistoletów, kilkadziesiąt granatów ręcznych. 43-osobową załogę wzmocniono dziesięcioma przeszkolonymi pocztowcami z Gdyni i Bydgoszczy. Z niepokojem czekano na rozwój wypadków. W nocy z 31 sierpnia na 1 września 1939 r. pocztowcy czuwający na posterunku nie mieli już złudzeń, że nastąpi niemiecki atak. Odcięta została łączność telefoniczna i prąd, a od strony sąsiadującego przez ścianę z pocztą Krajowego Urzędu Pracy słychać było systematyczne stukanie kilofów. O godz. 4.45 szyby w oknach zatrzęsły się od huku dział pancernika „Schleswig-Holstein”, który ostrzeliwał placówkę polską na Westerplatte. W tej samej minucie oddziały gdańskiej policji porządkowej i SS z Gdańska, wsparte trzema samochodami pancernymi, zaatakowały gmach poczty. Pierwszy zginął por. Guderski, rażony odłamkami rzuconego przez siebie granatu, ale jego czyn uniemożliwił Niemcom dostanie się do środka gmachu przez dziurę w murze, której obecność wyjaśniła zagadkę nocnego stukania kilofów.

Niemcy byli przekonani, że zdobędą gmach poczty z marszu i wykorzystają to propagandowo. Tak się jednak nie stało. Mimo dysproporcji sił determinacja obrońców była niewyobrażalna. Pierwsze dwa ataki zostały odparte, a wśród zabitych napastników znalazł się nawet dowódca oddziałów SS Alfred Heinrich. W kolejnych godzinach Niemcy ściągnęli na plac Heweliusza dwa działa i haubice, a saperzy wykonali podkop pod ścianę poczty, wkładając weń ponadpółtonowy ładunek wybuchowy. Ale nawet jego detonacja nie załamała obrony. Pod wieczór hitlerowcy wpadli na szatański plan. Do podziemi poczty motopompami wprowadzili dziesiątki litrów benzyny i podpalili miotaczami płomieni. Poczta stanęła w ogniu. Żywcem spłonęło pięciu obrońców, kilkunastu zostało śmiertelnie poparzonych. Wśród nich znalazła się zaledwie dziesięcioletnia Erwina Barzychowska, wychowanica dozorcy. Dyrektor placówki dr Jan Michoń podjął decyzję o kapitulacji i wyszedł z gmachu z białą flagą. Nieprzestrzegający żadnych konwencji esesmani zastrzelili go, a idącego za nim naczelnika pocztowego Józefa Wąsika podpalili miotaczami ognia. Pozostałych obrońców odprowadzono do siedziby prezydium policji.

 


MORD SĄDOWY

Trzydziestu ośmiu obrońców Poczty Polskiej stanęło przed niemieckim sądem. Odmówiono im prawa do obrony, oskarżając na podstawie rozporządzenia o specjalnym wojennym prawie karnym za zagrożone karą śmierci „działania partyzanckie”. Proces toczył się w ekspresowym tempie, z pogwałceniem wszelkich norm prawa międzynarodowego. W orzekaniu nie brano pod uwagę, że teren Poczty Polskiej był własnością państwa polskiego i jako taki miał prawo być broniony przed agresją, a zatem zapisy kodeksu niemieckiego interpretujące walkę jako dywersyjne „działanie partyzanckie” nie miały tu zastosowania. Litera prawa nie miała jednak dla Niemców znaczenia i sędziowie wydali wyrok skazujący wszystkich aresztowanych na śmierć. Zatwierdził go naczelny dowódca wojsk lądowych Wehrmachtu gen. Walther von Brauchitsch. Pocztowców rozstrzelano o świcie 5 października 1939 r. na poligonie policyjnym na Zaspie, a ich ciała wrzucono do bezimiennego dołu śmierci.

Miejsce pochówku odkryto przypadkowo w 1991 r., gdy prowadzono prace budowlane. Wtedy dopiero bohaterscy obrońcy Poczty Polskiej zostali godnie i z honorami pochowani na gdańskim cmentarzu. Niemieccy sprawcy mordu sądowego nigdy nie ponieśli za swe czyny odpowiedzialności. Hans Gieseck po wojnie przez wiele lat był sędzią we Frankfurcie nad Menem, a Kurt Bode – prezesem Sądu Krajowego w Bremie. Dożyli spokojnej starości, kształcąc do lat 70. dwa pokolenia niemieckich prawników.

PODZIEL SIĘ:
OCEŃ:

Historyk, doradca prezesa IPN, w latach 2016–2024 był szefem Urzędu do spraw Kombatantów i Osób Represjonowanych


redakcja@idziemy.com.pl

- Reklama -

DUCHOWY NIEZBĘDNIK - 6 lutego

Czwartek, IV Tydzień zwykły
wspomnienie św. męczenników Pawła Miki i Towarzyszy
+ Czytania liturgiczne (rok C, I): Mk 6, 7-13
+ Komentarz do czytań (Bractwo Słowa Bożego)
Nowenna do bł. Bartola Longo 1-9 II
Nowenna do Matki Bożej z Lourdes 2-10 II

ZAPOWIADAMY, ZAPRASZAMY

Co? Gdzie? Kiedy?
chcesz dodać swoje wydarzenie - napisz
Blisko nas
chcesz dodać swoją informację - napisz



Najwyżej oceniane artykuły

Blog - Ksiądz z Warszawskiego Blokowiska

Reklama

Miejsce na Twoją reklamę
W tym miejscu może wyświetlać się reklama Twoich usług i produktów. Zapraszamy do kontaktu.



Newsletter