Od lat dniem konkursu jest pierwszy czwartek grudnia. Twórcami są już nie tylko „robotnicy budowlani”, ale przedstawiciele wszelkich profesji, także całe rodziny, szkoły, domy kultury. Jan Dobrzycki po wojnie został dyrektorem Muzeum Historycznego Krakowa i od tej pory każdy kolejny dyrektor MHK staje na czele jury oceniającego prace. Jurorami przez minione lata byli m.in. prof. Wiktor Zin, Jerzy Turowicz, prof. Jerzy Wyrozumski, Jan Sztaudynger, Beata Szydło, długo przed premierowaniem, i Anna Szałapak, wybitna znawczyni tematu, która w swej książce podała sugestię, że to sam Stanisław Wyspainski zaproponował wzorzec szopki-matki. Oceniają architekturę, kolorystykę, tradycyjność, nowatorstwo, narracyjność, dekoracyjność, lalki, elementy ruchome, wrażenie estetyczne. Wszystko.
Komunistom, którzy przez 44 lata rządzili w Polsce, krakowskie szopki nie przeszkadzały. Traktowali je jako sztukę typowo robotniczą, tworzącą folklor miejski, przymykali oko na żłóbek, Maryję i Józefa, zachwycali się urokliwą architekturą. Konkursy mogły odbywać się regularnie, nawet w czasie stanu wojennego.
Włodzimierz Malik
Stanisław Malik pamięta, że gdy ojciec w domu budował szopkę, to ona była najważniejsza. Niektóre powstawały miesiącami, ale była i taka, którą ojciec tworzył przez pięć lat. Długo pracował ze swoim ojcem, a za pierwszą samodzielnie skonstruowaną, prawie trzymetrową, z imponującymi lalkami, zdobył w 1959 r. drugą nagrodę – Stanisław miał wtedy trzy lata. Potem tych nagród ojca było jeszcze kilkanaście, kilka pierwszych. Ubranka dla lalek szyła mama, były piękne, bo ze ścinków ornatów, które ojciec dostawał od zaprzyjaźnionych zakonnic. W pracy pomagała mu też cała piątka dzieci – Stanisław jest najmłodszy – choćby robiąc złote kulki ze staniolu. Szopki ojca były malarskie, tworzone z wielkim namysłem, dbałością o kolor i każdy detal. Z zawodu Włodzimierz Malik był tramwajarzem, pracował też jako organista, założył chór Salwator i jasełkowy Zespół Rodziny Malików. Jego wnuk Andrzej, syn Stanisława, z zawodu architekt, wypracował własny styl – też już nagradzanych – szopek.
Wyobraźnia nieujarzmiona
Oprócz Świętej Rodziny, aniołów, pasterzy, grajków szopkę krakowską zaludniają postaci z legend, łącznie ze smokiem wawelskim, Wandą, co nie chciała Niemca, i panem Twardowskim. Są też postaci historyczne – jak w 70. rocznicę wymarszu Pierwszej Kadrowej legioniści z komendantem Piłsudskim, aktualne, jak Jan Paweł II siedzący przy stoliku z wadowicką kremówką, czy polityczne: w 1985 r. przed Dzieciątkiem bili pokłony Jerzy Urban i gen. Jaruzelski, i wybuchł wtedy skandal. Czasem goszczą w szopce figurki artystów: Piotra Skrzyneckiego, Krzysztofa Pendereckiego czy Tadeusza Kantora. Przejmującą wymowę w 2010 r. miała szopka zrobiona przez Annę Malik, artystkę rzeźbiarkę, bratową Stanislawa, i przez jego bratanicę Rozalię, wypełniona figurami znanych polityków, lokalnych i krajowych, zasłuchanych w koncertującego Chopina – obchodzono dwusetną rocznicę jego urodzin; w kąciku szopki artystki umieściły figurki pary prezydenckiej i innych ofiar katastrofy smoleńskiej.
Dawniej figurki z szopki poruszane były nitkami, dziś wbudowane w nie mechanizmy sprawiają, że aniołowie ruszają skrzydłami, Dzieciątko zasypia w kołyszącej się łupinie orzecha, krakowiacy wirują w tańcu, a witraże są pięknie podświetlone. To jedyne unowocześnienie, ale nawet ono nie zmieniło tego, że te arcydzieła sztuki rękodzielniczej są ogromnie pracochłonne i wymagają od swych twórców miłości, wyobraźni i oddania. Dla oglądających są przepełnioną kolorami, baśniowo odrealnioną wizją miasta, w którego murach rodzi się Bóg.
W pierwszy czwartek grudnia konkursowe szopki wychodzą na Krakowski Rynek, potem można je podziwiać na wystawie w Muzeum Historycznym Miasta Krakowa przez cały rok.