29 marca
piątek
Wiktoryna, Helmuta, Eustachego
Dziś Jutro Pojutrze
     
°/° °/° °/°

Twórca nadal zapomniany

Ocena: 0
2477
Jest twórcą muzyki do sławnego powstańczego szlagieru „Warszawskie dzieci”, ale nikt o tym nie pamięta. Sto lat temu urodził się wybitny kompozytor Andrzej Panufnik.
„Mój tata jest bardzo fajny. Opowiem wam o nim historię. Mieszkał w Polsce, w Warszawie, ale potem zaczęła się wojna i przyszli Rosjanie. Tata jest kompozytorem. Rosjanie o tym wiedzieli i chcieli, żeby im zagrał, ale nie powiedzieli proszę. Dlatego tata wyjechał pewnej nocy do Anglii. Pewnego dnia tata spotkał mamę w parku w Richmond. I zapytał, czy może się z nią ożenić? A mama powiedziała – tak. I się pobrali. Dwudziestego czwartego kwietnia urodziła się Roxana, a szesnastego czerwca – ja.”

Tak w szkolnym wypracowaniu napisał o swym ojcu Jeremy Panufnik, syn kompozytora. Rozszyfrowanie tej, dziecięcymi oczyma widzianej, historii prowadzi do wniosku, że wszystko było w niej dużo bardziej skomplikowane. W tuż powojennej Polsce Andrzej Panufnik, syn pianistki i inżyniera-lutnika, zajmował czołową pozycję wśród muzyków: pisał i nagrywał swoje dzieła, był wziętym dyrygentem, a nawet głównym dyrygentem Filharmonii Krakowskiej i dyrektorem Filharmonii Narodowej.

Z batutą często wyjeżdżał za granicę, prowadząc słynne orkiestry w Paryżu, Londynie i Rzymie. Wygrywał konkursy, dostępował zaszczytów i przyjmował od władzy odznaczenia. Był ikoną wczesnej sztuki PRL, którą chwalono się w całym świecie. Jednak po początkowym okresie ogólnego entuzjazmu we wszystkich dziedzinach życia, będącego reakcją na sam fakt zakończenia wojny, atmosfera wokół inteligencji, a twórców w szczególności, zaczęła się zagęszczać. Chciano wykorzystać ich autorytet do promowania i popierania poczynań władzy. Nie chodziło tylko o narzucanie kierunku działań twórczych i odrzucanie wszystkiego, co w najmniejszy sposób kojarzyć się mogło z estetyką panującą na Zachodzie, ale o zmuszanie do czynów tak poniżających, jak donoszenie na kolegów i pokazowe krytykowanie ich twórczości. Przysłowiową kroplą przepełniającą czarę goryczy było, w przypadku Panufnika, żądanie władzy, że będzie wysyłał listy do muzyków za granicą i opisywał, jak to znakomicie żyje się w socjalistycznej Polsce.

Kompozytor poczuł się manipulowany i stanął przed wielkim dylematem moralnym. Zaczęto krytykować wszystko, co wychodziło spod jego pióra. Symfonię „Rustica” potępiono za formalizm, a Symfonii Pokoju zarzucono słabość wymowy ideologicznej. Zakazano także rozpowszechniania filmu o zburzonej Warszawie, którym Panufnik debiutował jako reżyser. Walka wewnętrzna kosztowała go wiele. Jej zwieńczeniem był wyjazd z kraju. Decyzja, podjęta w 1954 roku na skraju wyczerpania nerwowego, dodatkowo spowodowanego rozpadem pierwszego małżeństwa i tragiczną śmiercią córeczki, nie była łatwa do realizacji. Ucieczka udała się tylko dlatego, że ówczesna żona kompozytora, Irlandka Elizabeth O’Mahoney, nazywana Scarlett, załatwiła mu zaproszenie do radia szwajcarskiego na sesję nagraniową. Z jedną walizką, zawierającą partytury, batutę i kilka ubrań, znalazł się najpierw Zurychu, a potem w Anglii, która nie przyjęła go wcale przyjaźnie.

Uznawany za beneficjenta komunistycznych władz, nie budził zaufania ani wśród Polonii, ani rodowitych Anglików. Przez 10 lat nie grano tam jego muzyki i choć miał swobodę twórczą, borykał się z brakiem środków do życia. Ponadto jego twórczość znajdowała się poza nurtem dodekafonicznym, promowanym wówczas przez radio BBC. Panufnikowi zależało zawsze na pięknie brzmienia, harmonii i przejrzystej, logicznej konstrukcji, co dopiero z czasem doceniono w jego utworach. Punktem zwrotnym w jego brytyjskiej egzystencji było skomponowanie „Sinfonii Sacra” (1963), którą wygrał konkurs w Monako i której sukces przywrócił mu wiarę we własne możliwości. Zbiegło się to z zawarciem drugiego, tym razem udanego, małżeństwa z Camillą Jessel. Na świat przyszło dwoje dzieci, wreszcie miał ciepły, kochający dom i idealne warunki do pracy. I doczekał się uznania!

To właśnie u niego, a nie u twórcy angielskiego, jak dotąd bywało, zamówiony został utwór na 80. urodziny Królowej Matki. W 1991 roku otrzymał tytuł szlachecki. Komponował dla takich muzycznych osobistości jak Leopold Stokowski (Universal Prayer), Yehudi Menuhin (Koncert skrzypcowy), czy Mścisław Rostropowicz (Koncert wiolonczelowy). W Polsce przez 23 lata nie wolno było wykonywać jego muzyki, a nawet wymieniać w publikacjach jego nazwiska. Po raz pierwszy, i jak okazało się ostatni, przyjechał do Warszawy w 1990 roku, kiedy to podczas festiwalu „Warszawska Jesień” zagrano aż 11 jego utworów, jakby chcąc nadrobić, niewątpliwie stracony dla polskich słuchaczy, czas całkowitej nieobecności dzieł wybitnego twórcy we własnym kraju.

Agnieszka Lewandowska-Kąkol
fot. arch. Filharmonii Narodowej
Idziemy nr 37 (469), 14 września 2014 r.

PODZIEL SIĘ:
OCEŃ:
- Reklama -

DUCHOWY NIEZBĘDNIK - 29 marca

Wielki Piątek
Dla nas Chrystus stał się posłusznym aż do śmierci, i to śmierci krzyżowej.
Dlatego Bóg wywyższył Go nad wszystko i darował Mu imię ponad wszelkie imię.

+ Czytania liturgiczne (rok B, II): J 18, 1 – 19, 42
+ Komentarz do czytań (Bractwo Słowa Bożego)

ZAPOWIADAMY, ZAPRASZAMY

Co? Gdzie? Kiedy?
chcesz dodać swoje wydarzenie - napisz
Blisko nas
chcesz dodać swoją informację - napisz



Najczęściej czytane artykuły



Najwyżej oceniane artykuły

Blog - Ksiądz z Warszawskiego Blokowiska

Reklama

Miejsce na Twoją reklamę
W tym miejscu może wyświetlać się reklama Twoich usług i produktów. Zapraszamy do kontaktu.



Newsletter