Osiem muzykujących sióstr z Prądnika znała kiedyś cała Polska. Co dzisiaj u nich słychać?
W salonie stoi obłożony nutami keyboard, na którym pani domu ćwiczy pieśni religijne. Na co dzień jest organistką w podkrakowskiej Korzkwi. – Mam dwie gitary, trzy flety, ostatnio kupiłam klarnet – wymienia gospodyni. W tapczanie leży saksofon, pod ścianą stoi jeszcze tuba, którą mąż – dyrygent orkiestry dętej – przyniósł do czyszczenia. Tak wygląda dom Bogusi Knapik-Gruzy – jednej z Ośmiu Sióstr Knapik. Co u nich słychać? Muzykę. Prawie wszystkie panie nadal mieszkają w Prądniku Korzkiewskim. I wciąż występują.
Pełna chata
– Dziadziuś Ludwik grał na skrzypcach. I to on był naszym pierwszym nauczycielem – rozpoczyna opowieść Grażyna Knapik-Dąbrowska, przedostania z sióstr. Z czasem dziewczyny wybrały sobie „swoje” instrumenty. Najstarsza Teresa grała na kontrabasie, Krystyna na klarnecie, Małgorzata na trąbce, Emilia na altówce, Bogusława na flecie, a jej bliźniaczka Aleksandra oraz Grażyna i Marysia na skrzypcach.
Pomiędzy najstarszą i najmłodszą siostrą jest 16 lat różnicy. Ale wszystkie dobrze się dogadują – nie tylko na scenie.
– Rodzice byli bardzo zajęci w gospodarstwie. To Krysia zapisywała nas do szkoły muzycznej – wspomina Grażyna. Wszystkie Knapikówny uczęszczały do takich szkół. Dziewczyny były zdolne: Bogusię przyjęto od razu do drugiej klasy, Olę do trzeciej.
Dom Knapików rozbrzmiewał muzyką prawie przez cały czas. Bo ciągle któraś musiała ćwiczyć. – W starym domu nie miałyśmy dużo miejsca. Teraz się dziwię, jak mogłyśmy się tam pomieścić. Był duży stół zrobiony przez dziadziusia, przy którym zasiadałyśmy całą rodziną – wspomina Grażyna. – Ale zawsze lubiłam tłok. Mnie jest dopiero wtedy dobrze, kiedy jest nas za dużo i nie ma miejsca – śmieje się.
Światowy fenomen
Grażyna pokazuje zdjęcie sióstr z dziadkiem Ludwikiem. Najmłodsza Marysia ma dwa, może trzy lata. – Ten występ przyjmuje się jako początek zespołu Osiem Sióstr Knapik – opowiada. – To był rok 1968. Widać, że nie mamy jeszcze składu instrumentalnego ani strojów – dodaje.
– Jak oglądam zdjęcia z dzieciństwa, to zawsze mam za duże skrzypce. Kiedy poszłam do szkoły muzycznej, grałam na fabrycznym instrumencie z Lublina. Aż po którymś występie w Krakowie podszedł do tatusia pewien pan i powiedział, że ma w domu skrzypce, które chciałby mi podarować. Mam je do tej pory – wspomina.
Opiekę menadżerską nad zespołem sprawował ojciec dziewcząt – Melchior. – Tata nie grał na żadnym instrumencie. Ale doskonale słyszał, gdy ktoś grał źle – opowiada Bogusia. – Miał też piękny, mocny głos – zaznacza Grażyna. Kierownikiem artystycznym Ośmiu Sióstr Knapik był Józef Lachner, kierownik szkoły z Modlnicy, a także zbieracz melodii ludowych. – To on opracował i wyćwiczył z nami repertuar, na którym bazujemy do dziś – przyznaje Grażyna.
W latach 70. i 80. dziewczęta były bardzo popularne. Dużo występowały w kraju – np. na ogólnopolskich dożynkach – i zagranicą – m.in. na Światowym Festiwalu Teatrów w Nancy. Gazety się o nich rozpisywały, przyjeżdżały telewizje – nawet z Japonii.
– Pamiętam taki miesiąc, w którym dałyśmy dwadzieścia występów. Do tego trzeba było normalnie chodzić do szkół – ogólnokształcącej i muzycznej. Również w soboty – wspomina Bogusia.
Ostatecznie jednak Knapikówny postawiły na życie rodzinne. Prawie wszystkie mają muzykujących małżonków. Mężowie bliźniaczek grają na puzonach, mąż Małgosi na saksofonie, Krysi na waltorni, a Emilii – jest perkusistą.
Z czasem Osiem Sióstr Knapik pojawiało się na scenie coraz rzadziej, ale nigdy całkowicie nie zrezygnowały z występów. – Najtrudniej było z koncertami wyjazdowymi w czasie, gdy dzieci były małe. Ale jakoś dawałyśmy radę. Bo brak którejkolwiek z nas stanowił dla reszty dyskomfort – zaznacza Grażyna.
Trudno zrezygnować
Siostry musiały się jednak oswoić z okrojonym brzmieniem i obejść bez najmłodszej z nich. Marysia Knapik wyszła za mąż za Kanadyjczyka i za oceanem zrobiła karierę w operze. Wiele razy śpiewała w słynnej Carnegie Hall. Wystąpiła też na wielu europejskich scenach – np. w Szwajcarii czy Niemczech. Śpiewała tytułową rolę Halki i Hrabiny na scenie Teatru Wielkiego Opery Narodowej w Warszawie. – Marysia ma bardzo piękny, mocny głos – sopran koloraturowy. Ludzie w okolicy wciąż pamiętają go z naszych występów sprzed lat – zaznacza Grażyna.