18 kwietnia
czwartek
Boguslawy, Apoloniusza
Dziś Jutro Pojutrze
     
°/° °/° °/°

Dokument z wartościami w tle

Ocena: 5
3209

Krytyk filmowy pisze o jednych twórcach z przyjemnością, o innych – bo musi. To jest ten pierwszy przypadek. Dlaczego? Bo Maria Dłużewska w swoich pracach nie tylko daje świadectwo prawdzie.

fot. Arkadiusz Gołębiewski

Tak jakoś wybiera swoich bohaterów – i to jest charakterystyczny rys jej twórczości – że kręci filmy o ludziach przyzwoitych i odważnych. Ustala w polskim dokumencie swoisty ikonostas „antykomunistycznych świętych”, szlachetnych i oddanych sprawie. I pokazuje sylwetki ludzi, którzy w czasach komuny „zachowali się, jak trzeba”.

„Jestem kolekcjonerem” – mówi Dłużewska we wstępie do najnowszej książki „Obrońcy”. – „Wciąż powiększam swoje zbiory, poluję na białe kruki, unikalne okazy… Często muszę po nie jechać na drugi koniec świata, czasem czekają na mnie za rogiem ulicy… Opisuję moje Okazy zawsze z pokorą, zawsze z miłością, tak żeby każdy, kto zobaczy moje zbiory, oszalał razem ze mną…” Te bezcenne okazy to Joanna i Andrzej Gwiazdowie, Olga i Wiesław Johannowie, Zbigniew i Zofia Romaszewscy, Piotr L. Andrzejewski, Jan Kelus i, ostatnio, Andrzej Kołodziej. Przez wiele dekad zapomniani, odsunięci na boczny tor, niszczeni najpierw przez komunę, a potem przez postkomunę, nękani przez milicję, włóczeni po sądach, obrzucani błotem.

Teoretycy i historycy filmu wiele stron poświęcili „roli informacyjnej i społecznej dokumentu”. Ale jakże mało pisało się i pisze o roli moralnej tego gatunku, w ogóle kina. Spójrzmy na światowy dokument: dziwadła i makabrydy, etnografia i lewicowe fiksacje, sponsorowane przez UNESCO czy fundacje Sorosa. Bardzo rzadko daje się tutaj świadectwo dobrej, krzepiącej, integrującej ludzi prawdzie o tym, co stało się, dzieje się dobrego. Ilustrującej myśl, że „człowiek jest tylko słabym światłem wśród burzy, ale to światło stawia opór, i jest wszystkim” (Poincare). Ten niezwykle rzadki motyw – nie wiem, na ile instynktownie, na ile świadomie, racjonalnie – podjęła w polskim dokumencie Majka Dłużewska. Na przykład ostatni z jej filmów opowiada o zapomnianym bohaterze strajku w Gdyni w 1980 r., Andrzeju Kołodzieju. Kiedy zapytałam Marię, dlaczego akurat on, odpowiedziała: „Bo jest sexy, nieprawdopodobna charyzma”. A potem, już serio: „Bo brał udział w tej nieustającej przez kilka dekad walce, potem, jak kilku innych liderów, zmarginalizowany. Bo należał do tych ludzi, którzy robili to wszystko nie dla pieniędzy, władzy czy odznaczeń. Bo to tacy jak on są solą tej ziemi”.

Film „Andrzej Kołodziej” nosi podtytuł: „Bardzo polska opowieść”. I jest cytat z wypowiedzi Kornela Morawieckiego. Najpierw pojawia się jego rodzina, mieszkająca od dekad w Zagórzu, w Bieszczadach. I jedna z ośmiu sióstr, Danuta Kozar, opowiada sagę o dziadku – przedwojennym żołnierzu zawodowym. I dalej o cechach charakterologicznych brata: „milczący jak ojciec, ale co sobie postanowi, to zrobi”. I że kiedy jej brat miał 18 lat, rok 1980, postanowił pojechać na Wybrzeże, do pracy, a w końcu wylądował w Stoczni im. Komuny Paryskiej w Gdyni. Wpadł w samo oku cyklonu. Gdyńska „Komuna” była największym – i pierwszym w Gdyni – zakładem, który ogłosił strajk, była centrum oporu dla Gdyni oraz okolicznych miast. Strajk zainicjował wtedy, wraz z kilkoma innymi, Andrzej Kołodziej, przyjęty bardzo niedawno do pracy. Jak twierdzi jego przyjaciel Henryk Mierzejewski, „po prostu właściwy człowiek we właściwym miejscu i o właściwym czasie”. I tu film otwiera przed nami panoramę tamtych dni i tamtych decyzji, niby przypadkowych, a jednak świadomych celu. „Postanowiliśmy, że jeśli się uda, rozpalimy strajk na inne zakłady”, a „program, zatwierdzony przez ludzi z naszej stoczni, zostanie rozesłany tam, gdzie można”. Młody chłopak okazał się natural born leader, urodzonym przywódcą. „Straszyli nas desantem, że nas zniszczą, stworzyliśmy straż” – opowiada. „Pierwsza Msza w komunistycznym zakładzie pracy, przyszedł ksiądz i udzielił wszystkim absolutorium, jak żołnierzom przed bitwą” – dodaje na koniec sekwencji.

PODZIEL SIĘ:
OCEŃ:

DUCHOWY NIEZBĘDNIK - 18 kwietnia

Czwartek, III Tydzień wielkanocny
Ja jestem chlebem żywym, który zstąpił z nieba.
Jeśli ktoś spożywa ten chleb, będzie żył na wieki.

+ Czytania liturgiczne (rok B, II): J 6, 44-51
+ Komentarz do czytań (Bractwo Słowa Bożego)

ZAPOWIADAMY, ZAPRASZAMY

Co? Gdzie? Kiedy?
chcesz dodać swoje wydarzenie - napisz
Blisko nas
chcesz dodać swoją informację - napisz



Najczęściej czytane komentarze



Blog - Ksiądz z Warszawskiego Blokowiska

Reklama

Miejsce na Twoją reklamę
W tym miejscu może wyświetlać się reklama Twoich usług i produktów. Zapraszamy do kontaktu.



Newsletter