W ramach cyklu audycji „Sztuka dialogu” z Elżbietą Stawińską – pedagogiem, terapeutką, psychoedukatorką rozmawia Piotr Otrębski.
Piotr Otrębski: Kim jest psychoedukator?
Elżbieta Stawińska: Psychoedukator zajmuje się edukacją w zakresie procesów psychologicznych, czyli w skrócie prowadzę warsztaty.
W komunikacji emocje odgrywają ważną rolę. Roboczy tytuł tej rozmowy brzmi: „Emocje potrzebne i niepotrzebne”. Jestem ciekawy, czy coś pani by zredagowała w tym zapisie?
Trudno mówić o emocjach potrzebnych i niepotrzebnych, chociaż rzeczywiście często nam one przeszkadzają w relacjach.
Można by chyba łatwo podzielić emocje na te pozytywne, czyli te potrzebne, negatywne, czyli te niepotrzebne.
Kiedy zajrzelibyśmy do katechizmu Kościoła katolickiego, to by się okazało, że tam jest bardzo wyraźnie napisane, że nie ma dobrych ani złych, pozytywnych ani negatywnych emocji. Wszystkie emocje są i na tym koniec.
Pan Jezus też się wściekł.
Możliwe, że tak, ale tego nie wiemy.
A kiedy wyganiał kupców ze świątyni?
Dlaczego wyganiał i z jakimi emocjami trudno powiedzieć.
Z uśmiechem by stoły wywracał?
Może to była wściekłość, może to było oburzenie, może to był strach?
Gdzie się rodzą emocje?
Trzeba by było zacząć od zdefiniowania. To jest proces, który polega na tym, że zostaje zaburzona równowaga wewnętrzna, psychiczna człowieka.
Ale cały czas jesteśmy w jakichś emocjach, to znaczy, że jesteśmy cały czas zaburzeni.
Nie cały czas dzieje się coś żywego. Są w nas procesy, które kierują naszym zachowaniem, naszą uwagą. To, co się w nas dzieje, nazywamy emocjami. To jest coś, co jest bardzo nam potrzebne, ponieważ emocje mają funkcję informacyjną. One się pojawiają wtedy, kiedy zaczynam nadawać przez swoje myślenie wartość bodźcom, które mnie otaczają, czyli jeśli patrzę na pana i pomyślę sobie: „on jest moim wrogiem”.
Kłaniam się.
Zaczynam wszystko, co pan robi, interpretować jako wobec mnie wrogie. I w związku z tym zaczyna się we mnie rodzić uczucie strachu, może zdziwienia, zaskoczenia. Myślę sobie: „on mnie zdradził”.
Emocje mogą być fałszywe. Możemy silimy się na fałszywy uśmiech.
To nie jest wtedy emocja, to jest wtedy tylko wyrażenie.
Jest tylko pytanie, jaka jest to prawdziwa emocja. Mogę być tak naprawdę zażenowany czyimś żartem, ale dla niepoznaki będę się uśmiechał.
Uśmiechał się w zażenowaniu? Tłumi pan emocje, a to jest bardzo niebezpieczne.
Zwrócenie uwagi też może być ryzykowne. To może być ostatni żart, jaki się usłyszy od tej osoby.
Ale jeśli pan w odpowiedni sposób powie, to ja mogę to na różny sposób z kolei zinterpretować. Wtedy we mnie pojawią się w zależności od interpretacji takie albo inne uczucia, np. pomyślę: „on chce mnie ochronić, on chce mnie ustrzec od gafy”. Będę czuła wdzięczność, jeśli tak pomyślę. Jeśli zaś stwierdzę: „on mnie krytykuje”, będę czuła może złość, może zdziwienie, może jakiś bunt.
W takich codziennych sytuacjach komunikacyjnych te emocje powinniśmy raczej wyciszać, czy dać się im prowadzić?
Słuchać tego, skąd one się biorą? I tu odpowiedź, one się biorą z naszego myślenia.
Często myślimy, że z serca.
One przez serce przechodzą, ale rodzą się w umyśle.
---------------------------------
Tekst pochodzi z cyklu audycji „Sztuka dialogu” wyemitowanym na kanale Salve NET www.youtube.com/salvenet.
Projekt sfinansowano przez Narodowy Instytut Wolności Centrum Rozwoju Społeczeństwa Obywatelskiego w ramach Rządowego Programu Fundusz Inicjatyw Obywatelskich NOWEFIO na lata 2021-2030.