19 kwietnia
piątek
Adolfa, Tymona, Leona
Dziś Jutro Pojutrze
     
°/° °/° °/°

Selekcja rzeczywistości

Ocena: 0
1308
Z wczesnego dzieciństwa pamiętam tatę, który oglądając Dziennik TV, zżymał się, że „znów coś wycięli”. W PRL cenzurowano nawet informacje na opakowaniach produktów, a nad cenzurą czuwać mieli wszyscy: od dziennikarza po celnika.
Kiedy 10 marca 1977 r. w Gdyni na prom do Szwecji wsiadł Tomasz Strzyżewski, pracownik Głównego Urzędu Kontroli Prasy, Publikacji i Widowisk, nikt nie wiedział, że ruszyła lawina. Młody mężczyzna luźnym płaszczem maskował skryte pod ubraniem dokumenty – przepisane odręcznie tajne instrukcje dla cenzorów: o czym wolno pisać, a o czym nie. W Szwecji wydano wówczas „Czarną księgę cenzury PRL”.

W 2007 r. w Polsce wydanie miało wznowić Narodowe Centrum Kultury, ale po dwóch latach przygotowań zerwało współpracę, która „mogłaby grozić interesowi publicznemu”. Książkę Tomasza Strzyżewskiego w tym roku wydało wydawnictwo Prohibita. Zdążyło na rok obchodów 25-lecia odzyskania wolności. Szkoda, że bez udziału państwa, które z taką lubością fetuje ten jubileusz.

Materiały to suche dokumenty z lat 1975–1977. Zajmują – uwaga! – blisko 600 stron. Jestem z pokolenia, które świadome życie prowadziło już bez cenzury. Ale w książce znajdziemy fragmenty, które wciąż nas przerażają: np. że należy eliminować pisownię quasi-proboszcz czy quasi-parafia i zapisy, że wyższe seminaria duchowne mają uprawnienia uczelni wyższych. Można było pisać teoretycznie o chorobach trzody chlewnej, ale o występowaniu tych przypadków w Polsce – już nie. Nie należało krytykować jakości sprzętu wiertniczego z ZSRR. Był zakaz pozytywnego przedstawiania kombatantów Armii Krajowej, bo to reakcjoniści. Należało eliminować utożsamianie polskości z katolicyzmem (brzmi znajomo?) czy skrajnie (!) klerykalizować interpretacje historii Polski (aktualne?).

Tyle wypisy z „Książki zapisów i zaleceń” GUKPPiW, przechowywanej w sejfach jego delegatur. W książce zdumiało mnie jednak nie to, czego się spodziewałam. Oczekiwałam masy skreśleń, narzuconych sformułowań. Tymczasem zmian nanoszonych przez cenzurę było niezwykle mało. „Radcy”, tak się nazywali, nie musieli ich wprowadzać – tak doskonale działała autocenzura dziennikarzy „reżimowych”. Dziennikarze i cenzorzy byli zresztą z jednego podwórka – stopień ich upartyjnienia sięgał 40 proc.! Jedli nierzadko w tych samych stołówkach, a funkcja cenzora często torowała drogę do dziennikarstwa. Twórcy „niereżimowi” też musieli się trzymać autocenzury – gdyby kolejne artykuły, książki czy spektakle były zdejmowane, ich instytucje by splajtowały. Taki był stopień ingerencji systemu totalitarnego PRL. Bo cenzura to nie – jak może się wydawać – wycinanie, ale selekcja. I ona zaczyna się w głowach dziennikarzy – specjalnie piszę to za autorem – w czasie teraźniejszym.


Tomasz Strzyżewski, „Wielka księga cenzury PRL w dokumentach”, Prohibita, Warszawa 2015.

Monika Odrobińska
Idziemy nr 50 (482), 14 grudnia 2014 r.

PODZIEL SIĘ:
OCEŃ:

DUCHOWY NIEZBĘDNIK - 18 kwietnia

Czwartek, III Tydzień wielkanocny
Ja jestem chlebem żywym, który zstąpił z nieba.
Jeśli ktoś spożywa ten chleb, będzie żył na wieki.

+ Czytania liturgiczne (rok B, II): J 6, 44-51
+ Komentarz do czytań (Bractwo Słowa Bożego)

ZAPOWIADAMY, ZAPRASZAMY

Co? Gdzie? Kiedy?
chcesz dodać swoje wydarzenie - napisz
Blisko nas
chcesz dodać swoją informację - napisz



Najczęściej czytane artykuły



Najczęściej czytane komentarze



Blog - Ksiądz z Warszawskiego Blokowiska

Reklama

Miejsce na Twoją reklamę
W tym miejscu może wyświetlać się reklama Twoich usług i produktów. Zapraszamy do kontaktu.



Newsletter