Ukształtowała go praca w KGB. Za jego rządów Rosja brała udział w wielu konfliktach zbrojnych, ale wciąż ma poparcie w kraju.
Urodzony w biednej rodzinie, od młodości uwielbiał sowieckie filmy o działaniach oficerów wywiadu i marzył o pracy w służbach specjalnych. Jego marzenia spełniły się w stu procentach: współpracę z KGB rozpoczął już podczas studiów, a potem tam pracował, nosząc agenturalny pseudonim „Ćma”. Następnie został szefem rosyjskich służb specjalnych FSB, a w końcu – nieoczekiwanie – prezydentem Rosji. I wszelkimi siłami próbuje odbudować jej pozycję jako mocarstwa.
Tak naprawdę to właśnie praca w KGB stworzyła go jako człowieka. Myśli i działa jak oficer służb specjalnych, a nie jak polityk. Demokracja i wolność są dla niego nic nieznaczącymi słowami. Podobnie bez znaczenia jest śmierć ludzi – nieważne, czy jednego, czy też tysięcy. Dlatego niszczył Czeczenię, dlatego też napadł na Gruzję, wysłał rosyjskich żołnierzy do Syrii, a teraz zaatakował Ukrainę.
CHCIAŁ BYĆ NIEDOCENIANY
W niezwykły sposób dojście Putina do władzy opisała Catherine Belton, była korespondentka „Financial Times” w Moskwie w swej książce Putin’s People: How the KGB Took Back Russia and Then Turned on the West. Wskazywała, że po rozpadzie ZSRR w 1991 r. pewna grupa ludzi błyskawicznie się wzbogaciła, przejmując kontrolę nad majątkiem państwowym poprzez brudne gierki, podejrzane i nie zawsze zgodne z prawem interesy. Tak wykształcili się oligarchowie, bogaci, a zarazem łączący biznes z polityką.
To zaś nie podobało się byłym oficerom sowieckich służb specjalnych, czyli KGB. Chcieli zrobić w Rosji porządek, ale brakowało im lidera. I takiego przywódcę znaleźli. Został nim Władimir Putin – człowiek, którego były oficer służb specjalnych NRD Stasi z Drezna wspominał jako zawsze miłego i nigdy niepchającego się do przodu. Putin kilka lat spędził właśnie w tym mieście.
Jak podkreśliła Belton, Putin miał wielką umiejętność przekonywania innych, by go nie doceniali. Jednym z nich był prezydent Rosji Borys Jelcyn, który wybrał go na swojego następcę. I nawet w 1999 r. sam złożył dymisję, by to on przejął władzę. W Rosji, inaczej niż na przykład w Polsce, w razie ustąpienia czy śmierci głowy państwa jego obowiązki przejmuje premier – a Jelcyn zrobił Putina premierem. Podobno po wyborach w 2000 r., kiedy to został wybrany (uzyskał 53 proc. głosów, podczas gdy komunista Giennadij Ziuganow 29 proc.), był zbyt zajęty, by odebrać telefon z gratulacjami od swego poprzednika…
Zachodowi wydawało się, że Rosja się zmienia, liberalizuje. Tymczasem, owszem, zmiany następowały, ale w szczególny sposób. Putin stopniowo podporządkowywał sobie wszystkie instytucje państwowe. I nie tylko.
W 2007 r. jeden z oligarchów Oleg Deripaska – właściciel ogromnych zakładów produkujących aluminium – oznajmił, że jeśli „państwo tego zażąda”, odda wszystko, co ma. Oligarchowie mogli bowiem dalej się bogacić pod warunkiem pełnego podporządkowania Putinowi. Ci, którzy się nie podporządkowali, trafiali do więzień. Michaił Chodorkowski – szef koncernu naftowego Jukos, znany przeciwnik Putina – w 2003 r. został aresztowany. W 2013 r. Putin go ułaskawił, a on natychmiast opuścił kraj.
ŻAL ZA ZSRR
Poglądy Putina są dość wyraziste. Z jednej strony to żal za Związkiem Radzieckim, a z drugiej – chęć budowy imperium będącego potężnym „ruskim mirem”, „rosyjskim światem”, grupującym wszystkich rosyjskojęzycznych. Bo według niego Rosjanie, Ukraińcy i Białorusini to jeden naród.