29 marca
piątek
Wiktoryna, Helmuta, Eustachego
Dziś Jutro Pojutrze
     
°/° °/° °/°

Areszt niezłomnych

Ocena: 0
1207

Historia sławnego aresztu śledczego Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego przy ul. Koszykowej to opowieść w pigułce o ofiarach i katach w powojennej Polsce.

Majestatyczny gmach Ministerstwa Sprawiedliwości przy placu Na Rozdrożu ma swoje tajemnice. Kiedy w 1945 r. Armia Czerwona wkroczyła do zrujnowanej stolicy, tu zainstalował się – pod nadzorem NKWD – Urząd Bezpieczeństwa. Aleje Ujazdowskie przemianowano na aleję Stalina. I tu trafiali, tu byli przesłuchiwani, głodzeni i torturowani działacze podziemia niepodległościowego, żołnierze AK, uczestnicy Powstania Warszawskiego. Niedawne obchody Dnia Pamięci o Żołnierzach Wyklętych pozwoliły zajrzeć za mur znajdującego się tu aż do 1954 r. aresztu.

 

Ściany zaczynają mówić

– Nie wykonywano tu wyroków, choć ludzie umierali. Następowała tu „wstępna obróbka” więźniów, potem w większości przewożonych do aresztu przy ul. Rakowieckiej – tłumaczy Marek Kępka, jeden z wolontariuszy Muzeum Powstania Warszawskiego oprowadzających po ministerialnych piwnicach.

Po 1954 r., otynkowane i odmalowane, służyły one jako pomieszczenia gospodarcze. Trudno dziś dostrzec dawne cele i karcery. Przez dziewięć lat, kiedy był tu areszt śledczy MBP, przez cele – nieogrzewane, z reguły bez okien, na betonie przykrytym miejscami słomą, gdzie za toaletę służyło nieopróżniane wiadro – przeszły tysiące ludzi.

– Zrobiono wiele, by po więźniach i areszcie nie zostało śladu. W żadnym przypadku nie wiemy, kto w której celi przebywał i przez jaki czas – mówi Kępka. Pokazuje to przykład prof. Wiesława Chrzanowskiego: więziony tu przez 4,5 miesiąca, wrócił w 1991 r. jako szef resortu sprawiedliwości. I mając pełen dostęp do ministerialnych pomieszczeń, nie potrafił określić, gdzie go przetrzymywano. Podobnie Władysław Bartoszewski, który spędził tu ok. dwóch lat.

Jednak od 2009 r. – kiedy ministerstwo sprawiedliwości podpisało z MPW porozumienie o adaptacji tych pomieszczeń na ekspozycje muzealne – piwnice odkrywają swoje mroczne sekrety.

Ile było cel? Tylko zachowana na odrapanych drzwiach numeracja wskazuje, że nie mniej niż 40. W niektórych, na oczyszczonych z warstw farby i tynku ścianach, krótkie fragmenty inskrypcji lub zapisanych ołówkiem zdań i rysunków: nierozpoznany dotychczas portret mężczyzny, wizerunki orła, kobiety, napisy „Mokotów”, „XII 49; Tadeusz” itp.

Są i karcery z drzwiami tak niskimi, że nie można przez nie przejść bez zgięcia się w pół. Jeden wielkości pomieszczenia na szczotki, drugi większy, kilkuosobowy. Za to z sufitem tak niskim, że nie sposób się w nim wyprostować, stąd nazywany „psią budą”.

 

Kaci i ofiary

Piętra budynku zajmowały biura, ale ostatnie, czwarte piętro – jak piwnice – należało do aresztu. Tu przesłuchiwano więźniów. Wśród nich dwóch, których nie wolno przemilczeć.

Najbardziej znanym przypadkiem „śmierci bez wyroku” jest Jan Rodowicz „Anoda”, zastępca dowódcy plutonu w kompanii „Rudy” batalionu „Zośka”. Po wojnie ujawnił się. W wigilię Bożego Narodzenia 1948 r. aresztowany przez UB i tu osadzony, był przesłuchiwany przez samego Wiktora Hellera – głównego śledczego. Trwało to krótko, bo 7 stycznia 1949 r. wydano komunikat, że „Anoda” prowadzony na przesłuchanie zginął, wyskakując z czwartego piętra przez okno. – Jak było naprawdę, nie wiadomo. Zwłok rodzinie nie wydano. Tych, którzy nie przeżywali przesłuchań, chowano z reguły bezimiennie np. na „Łączce” – tłumaczy Marek Kępka.

Przesłuchiwano tu także gen. Emila Fieldorfa „Nila”, choć ten dość szybko trafił na Rakowiecką.

Jednak areszt przy ówczesnym MBP to także kaci. – Śledczy wzywali aresztantów z reguły po to, by bić. Często dzielili się rolami: pierwszy występował jako „dobry”, przestrzegając przed drugim „złym”, który będzie bił, jeśli więzień nie będzie z nim współpracował – opowiada Andrzej Komuda, także przewodnik z MPW.

Szefem ministerstwa terroru był przedwojenny komunista Stanisław Radkiewicz. Przeszkolony w Kujbyszewie przez NKWD, metody śledcze przekazywał na miejscu podwładnym, m.in. kierującemu departamentem śledczym Józefowi Różańskiemu, wspomnianemu Hellerowi czy osławionemu biciem więźniów nahajką i drutem kolczastym Adamowi Humerowi. Przesłuchiwała tu także do 1956 r. wyróżniająca się szczególnym sadyzmem Krwawa Luna – płk. Julia Brystygierowa.

Większość z ich uniknęła kary. A ironią losu było, że Wiktor Heller, po wojnie ekspert od rolnictwa, znalazł się w 1981 r. – na zaproszenie Jacka Kuronia – wspólnie z Wiesławem Chrzanowskim, którego brutalnie przesłuchiwał, w gronie doradców gdańskiej Komisji Krajowej Solidarności. – Gdy oponowałem, usłyszałem od Kuronia: „Jak wam się nie podoba, to możecie wyjść” – wspominał z goryczą prof. Chrzanowski.

Na szczęście pamięć o miejscach takich jak to oraz o ofiarach i ich oprawcach dziś powraca.

Radek Molenda
fot. Radek Molenda/Idziemy
Idziemy nr 11 (545), 13 marca 2016 r.

 

PODZIEL SIĘ:
OCEŃ:
- Reklama -

DUCHOWY NIEZBĘDNIK - 29 marca

Wielki Piątek
Dla nas Chrystus stał się posłusznym aż do śmierci, i to śmierci krzyżowej.
Dlatego Bóg wywyższył Go nad wszystko i darował Mu imię ponad wszelkie imię.

+ Czytania liturgiczne (rok B, II): J 18, 1 – 19, 42
+ Komentarz do czytań (Bractwo Słowa Bożego)

ZAPOWIADAMY, ZAPRASZAMY

Co? Gdzie? Kiedy?
chcesz dodać swoje wydarzenie - napisz
Blisko nas
chcesz dodać swoją informację - napisz



Najczęściej czytane artykuły



Najwyżej oceniane artykuły

Blog - Ksiądz z Warszawskiego Blokowiska

Reklama

Miejsce na Twoją reklamę
W tym miejscu może wyświetlać się reklama Twoich usług i produktów. Zapraszamy do kontaktu.



Newsletter