Namibia chce od Niemców przeprosin i rekompensaty za zbrodnie ludobójstwa popełniane na początku XX wieku. Niemcy ostrożnie przepraszają, ale na odszkodowania nie zamierzają się zgodzić
Wojsko niemieckie w Namibii, fot. archiwumChodzi o krwawo stłumione powstania Herero i Nama. Przed I wojną światową Niemcy posiadały w Afryce kolonie i postępowały tam nierzadko w sposób bardzo okrutny. O kolonialnej przeszłości świadczą ulice w niemieckiej stolicy. W Berlinie istnieje Dzielnica Afrykańska – Afrikanisches Viertel (w ramach większej dzielnicy Wedding). Jest też ulica Petersallee, nazwana na cześć Carla Petersa, inicjatora i budowniczego niemieckiego kolonializmu. Ekspansję w Afryce w końcu XIX w. propagował m.in. słynny łowca i handlarz zwierząt Carl Hagenbeck (u nas znany z powieści o Tomku Wilmowskim autorstwa Alfreda Szklarskiego), który zaproponował stworzenie stałego ogrodu zoologicznego w Berlinie. Istniały więc Niemiecka Afryka Południowo-Zachodnia – dziś Namibia, oraz Niemiecka Afryka Wschodnia – dziś Tanzania, Burundi i Rwanda. Do Niemiec należał też Kamerun (obecnie jego większość to państwo o tej nazwie) i Togoland (Togo).
W Namibii Niemcy osiedlali się w II poł. XIX w. Oficjalnie tereny te stały się niemieckie 7 sierpnia 1884 r. Wkrótce potem przybył pierwszy administrator, Gustaw Nachtigall. Wprowadzono prawo kolonialne – inne dla białych, inne dla miejscowych; oczywiście preferowano przybyszy. A tych docierało coraz więcej, co powodowało niepokoje wśród rdzennej ludności, której odbierano nie tylko prawa, ale i ziemie.
Diamenty i miedź
Wobec narastających starć między Murzynami i osadnikami niemieckimi, stworzono Schutztruppen, wojsko kolonialne. Z początku składało się ono jedynie z niemieckiego oficera i pięciu podoficerów oraz dwudziestu czarnych żołnierzy. Ale Niemiecka Afryka Południowo-Zachodnia była jedyną niemiecką kolonią, do której przybywało coraz więcej Niemców, licząc na rozwój kopalni diamentów oraz miedzi. W 1902 r. na 200 tys. mieszkańców w kolonii mieszkało 2,5 tys. Niemców, 1,3 tys. Afrykanerów (czyli głównie potomków osadników holenderskich) i kilkuset Brytyjczyków. Do 1914 r. przybyło jeszcze 9 tys. Niemców.
W styczniu 1904 r. rozpoczął się bunt plemienia Herero, liczącego ok. 80 tys. ludzi. Kierowani przez Samuela Maherero i Hendrika Witbooi, zaatakowali niemieckie farmy, zabijając 150 Niemców. W tym czasie Schutztruppen były słabe, liczyły blisko 800 żołnierzy. Dlatego atak Herero był bardzo skuteczny.
Ale Niemcy sprowadzili żołnierzy z gen. Lotharem von Trotha na czele i już w sierpniu pokonali Herero w bitwie pod Waterbergiem. Była to szczególna bitwa. Siły niemieckie to półtora tysiąca ludzi z nowoczesnymi karabinami. Murzynów było blisko 6 tys., uzbrojonych głównie w tradycyjną broń kirri – rodzaj pałek. Karabin maszynowy zaczął dziesiątkować afrykańskich wojowników. Musieli ratować się ucieczką.
Von Trotha nakazał pozostałym przy życiu Herero opuszczenie Namibii. Jego rozkaz brzmiał: „Każdy Herero znaleziony wewnątrz niemieckich granic, z bronią lub bez, z bydłem lub bez, będzie zastrzelony”. Herero schronili się na pustyni Omaheke (zachodnia część Kalahari), a tam odcięci zostali od wszystkich źródeł wody. Wielu zginęło nie od kul, a z pragnienia. Nielicznym udało się przedostać na terytoria brytyjskie.
Później do walki włączyło się plemię Nama, liczące 10 tys. ludzi. Ostatecznie powstanie zostało stłumione w latach 1907-08. Straty Herero były ogromne; niektórzy szacują je na niemal 100 proc. populacji. Podobnie było w przypadku Nama. Śmierć poniosło też 1700 Niemców. Podczas walk Niemcy zamykali Murzynów w obozach koncentracyjnych i wykorzystywali ich jako niewolników w kopalniach i przy budowie linii kolejowych.
W roku 1985 raport Benjamina Whitakera, który na zlecenie ONZ badał historię ludobójstwa, uznał masakrę Herero i Nama za najwcześniejsze ludobójstwo XX w.
Ostrożne przeprosiny
Zarówno Namibia, jak i potomkowie Herero i Nama od lat domagają się od Niemiec przeprosin i rekompensaty finansowej. Dziś Herero stanowią zaledwie 10 proc. mieszkańców, podobnie jak Nama. Większość stanowią Ovambo. Białych jest tu, według różnych danych, od 4 do 7 proc., głównie Afrykanerów, Niemców i Brytyjczyków. Dla nich ważniejsza jest historia najnowsza – walk prowadzonych z białymi przez SWAPO (Organizacja Ludu Afryki Popołudniowo-Zachodniej) od 1957 r. Do uspokojenia sytuacji w kraju i osiągnięcia minimum porozumienia doszło dopiero w połowie lat 50. XX w. Co ciekawe, urzędowym językiem jest angielski. Do 1990 r., czyli oficjalnego uzyskania niepodległości, były to afrikaans i niemiecki.
Niemiecka społeczność w Namibii liczy co najmniej 30 tys. białych, choć można też do niej zaliczyć 15 tys. niemieckojęzycznych czarnych. Kultywują oni niemieckie tradycje i utrzymują ścisłe związki z historyczną ojczyzną. Z kolei Niemcy udzielają Namibii znaczącej pomocy. Licząc na głowę mieszkańca, Namibia jest w Afryce krajem otrzymującym najwyższą pomoc. Od 1990 do 2004 r. w ramach pomocy rozwojowej Berlin przekazał ponad 500 mln. euro. Obecnie jest to 11,5 mln euro rocznie. Dodatkowo co rok kilkadziesiąt tysięcy Niemców odwiedza Namibię jako turyści, zostawiając tam pieniądze.