Limity satyry
Choć portugalska opinia publiczna jednogłośnie potępiła zamachy w Paryżu, a większość mediów przywdziała żałobne logo „Je suis Charlie”, to dyskusja toczy się nie tylko wokół terroryzmu i wolności słowa, ale również przyczyn nietolerancji religijnej. Eksperci wskazują na niemal wzorcowe relacje chrześcijańskiej większości z kilkudziesięcioma tysiącami żyjących w Portugalii muzułmanów, kontrastujące z francuską rzeczywistością. Profesor Antonio Nunes, prawnik na uniwersytecie w Coimbrze, nie ma wątpliwości, że zamach na redakcję satyrycznego pisma jest rezultatem braku szacunku dla licznej we Francji wspólnoty muzułmańskiej. Wskazuje, że społeczność ta od lat była notorycznie obrażana na łamach tygodnika.– Satyra uprawiana przez „Charlie Hebdo” nie była jednakowa wobec wszystkich i w wyjątkowo perfidny sposób atakowała wyznawców islamu. Warto przypomnieć, że w 2000 r. z redakcji tej została wyrzucona Mona Chollet, po tym jak zaprotestowała przeciwko artykułowi ówczesnego wydawcy Philippe’a Vala, w którym nazwał on Palestyńczyków „niecywilizowanymi”. Wówczas więc argument o „wolności słowa” posłużył do zwolnienia dziennikarki z pracy – odnotował prof. Nunes.
Znany w Portugalii ekonomista i profesor akademicki Joao Cesar das Neves również przypomina o agresywnej wobec wierzących różnych wyznań linii paryskiego pisma. – Językiem i karykaturą też można ranić. Wolność słowa nie jest absolutna i ma limity. Tak się składa, że pięć dni po paryskich zamachach w Londynie odbył się pierwszy po czteroletniej przerwie pokaz kolekcji Johna Galliano. Znany stylista został w 2011 r. aresztowany, zwolniony z pracy i poddany ostracyzmowi po swoich antysemickich wypowiedziach w jednym z barów – przypomniał Cesar das Neves.
Szkiełko i oko
Portugalscy twórcy opinii nie mają wątpliwości, że postawienie służb bezpieczeństwa w stan gotowości i antyterrorystyczne alarmy to rozwiązania na krótką metę. Wskazują na konieczność dogłębnego przeanalizowania zjawiska religijności swoich obywateli. Po słowach idą czyny – w styczniu w Lizbonie powołano do życia Obserwatorium Wolności Religijnej (OLR). Jego inicjatorami są przedstawiciele portugalskich uczelni oraz dziennikarze, którzy zamierzają analizować wszelkie formy i przejawy życia religijnego, w tym również negatywnego nastawienia osób i instytucji do religii w przestrzeni publicznej. Jak wyjaśnił Joaquim Franco z OLR, nowa instytucja będzie współpracować z organizacjami religijnymi, przygotowując coroczny raport o stanie wolności religijnej w Portugalii.Jednym ze współdziałających z nią podmiotów jest lizboński ratusz, którego władze podkreślają, że obecne prawo w kwestii wolności religijnej jest niemal wzorcowe.
– Portugalska ustawa o wolności religijnej jest jedną z najlepszych na świecie. Pozwala, aby wszystkie wyznania istniały obok siebie, a ich członkowie swobodnie realizowali praktyki religijne – zapewniła Manuela Judice ze stołecznego urzędu miejskiego.
Pomimo tych deklaracji nie brakuje sygnałów o próbach wypychania katolicyzmu i miejsc z nim związanych z przestrzeni publicznej. W połowie stycznia grupa deputowanych Partii Socjaldemokratycznej zażądała od ministra gospodarki wyjaśnień w sprawie pominięcia sanktuarium w Fatimie w spocie Portugalskiej Organizacji Turystycznej promującym środkową część tego kraju. – Dlaczego po niedawnym uznaniu turystyki religijnej za jedną ze strategicznych gałęzi turystyki naszego kraju Fatima nie pojawia się w filmie promującym ten region? Dzięki sanktuarium odwiedza go rocznie 5 mln turystów z całego świata – odnotowała deputowana Carina Oliveira.
To dobry przykład, wart naśladowania. Także w naszym katolickim kraju.
Marcin Zatyka |