Minister edukacji wydała rozporządzenie, które ułatwia łączenie na lekcjach religii grup z różnych klas i roczników. Jak się wydaje, narusza to przepis artykułu 12 ustawy o systemie oświaty.
fot. PAP/Radek PietruszkaPosiedzenie sejmowej komisji sprawiedliwości i praw człowieka
Artykuł wymaga podejmowania decyzji o „warunkach i sposobie wykonywania zadań” związanych ze szkolną katechezą „w porozumieniu” z władzami Kościoła katolickiego i innych wyznań. W doktrynie prawnej „w porozumieniu” oznacza konieczność uzgodnienia stanowisk. Były spotkania urzędników MEN z biskupami, ale do zgody nie doszło. Profesor Paweł Borecki, specjalista od prawa wyznaniowego, nazywa rozporządzenie „nielegalnym”.
Biskupi, ale i Polska Rada Ekumeniczna, zwrócili się do pierwszej prezes Sądu Najwyższego o zaskarżenie rozporządzenia przed Trybunałem Konstytucyjnym. Zrobiła to. TK ogłosił wstrzymanie rozporządzenia w ramach tzw. zabezpieczenia. Barbara Nowacka oznajmia, że nie uznaje ani zabezpieczenia, ani przyszłego wyroku.
Inna sytuacja: Państwowa Komisja Wyborcza pozbawia PiS części dotacji z budżetu. To są tak wielkie sumy, że grożą PiS paraliżem, a na pewno nierównymi szansami w nadchodzącej kampanii prezydenckiej. Ustawa daje partiom prawo odwołania się od decyzji PKW do Sądu Najwyższego. Cóż z tego, skoro Izba Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych SN jest uznawana i przez obecny rząd, i niektórych sędziów SN za nielegalną. Politycy koalicji zapowiadają, że nie będą się kierowali wyrokiem. Decyzję podejmie… minister finansów z KO.
KTO JEST INSTANCJĄ
To ministrowie, nawet nie parlament, stają się ostatecznymi instancjami sądowymi. To coś nieznanego w cywilizowanych państwach. Zwróćmy uwagę na konkretny wymiar tego kuriozum. Obywatele w praktyce nie mają się do kogo odwołać. Są zdani na łaskę i niełaskę rządu, który bez odpowiedniej procedury i podstawy unieważnił ich prawo do szukania sprawiedliwości.
Politycy koalicji winią za to władzę poprzednią. W przypadku TK punktem wyjścia ma być nieprawny sposób wymiany trzech sędziów w 2015 r. Dwóch z „dublerów” w Trybunale już nie zasiada, trzeci nie bierze udziału w wielu głosowaniach. Ale prawnicy nienawidzący PiS wymyślili formułkę „zainfekowania” całego TK.
Z tego powodu uważają, że prawie wszystkie orzeczenia po 2015 r. są nieważne. Tak naprawdę powodem, nieraz wykładanym wprost, jest fakt wynikły z natury TK. Jego skład podlega rotacji. W obecnej chwili wszyscy jego członkowie są z nadania poprzedniej, prawicowej większości. Tyle że w 2015 r. niemal wszyscy sędziowie byli przeciwnikami PiS. Wojna toczy się więc niby przeciw politycznej kontroli, ale tak naprawdę w imię zdobycia innej kontroli.
RÓWNI I MNIEJ RÓWNI
Powód podważania mandatu jednej z izb Sądu Najwyższego jest inny. Została ona obsadzona przez Krajową Radę Sądownictwa, która zdaniem dawnej opozycji była powołana wbrew konstytucji. Wcześniej KRS wybierała sama sędziowska korporacja. Po zmianach przeprowadzonych przez PiS to uprawnienie przyznano sejmowi – korzystając z niejasnego zapisu w konstytucji.
W następstwie tego sporu powstało pojęcie „neosędziów”. Mają nimi być prawnicy, którzy od 2018 r. przyjmowali posady czy awanse z rekomendacji „neo-KRS”. Ten pogląd nie został nawet wsparty przez europejskie trybunały, na które liberalni prawnicy lubią się powoływać. Nikt tego w sposób legalny nie stwierdził. A jednak blisko trzem tysiącom sędziów odmawia się prawomocności. Przekonanie dużej grupy prawników jest wspierane przez władzę, która ma pretekst, aby się różnymi niekorzystnymi dla niej wyrokami nie czuć związaną.
KU PAŃSTWU POLICYJNEMU
To wszystko dzieje się w trakcie potężnej akcji obecnej władzy. Z pominięciem przepisu konkretnej ustawy przejęła ona Prokuraturę Krajową. Rzekomo w imię „odpolitycznienia”. Tyle że to odpolitycznienie polega na tym, że premier Donald Tusk na platformie X wskazuje awansowanym prokuratorom konkretnych polityków jako „winnych”. Pytany kilka miesięcy temu, czy mamy w Polsce „dyktaturę” Tuska, odpowiadałem przecząco. To nadal demokracja, tyle że taka, w której demokratycznie wybrane władze łamią lub omijają prawo, co zdarzało się i pisowskiej władzy.
Dziś widzę coraz mniej miejsca na symetryzowanie. Dawny rzecznik praw obywatelskich Adam Bodnar patronuje jako minister akcjom typowym dla państwa policyjnego. Jak inaczej interpretować przetrzymywanie w areszcie ks. Michała Olszewskiego SCJ, który w następstwie odbioru przyznanej mu ponoć nieprawnie dotacji został zapisany przez prokuratorów do „zorganizowanej grupy przestępczej”? Albo najazd policji, z polecenia prokuratury, na mieszkanie Roberta Bąkiewicza, niegdyś organizatora Marszu Niepodległości, z wydumanego powodu – poszukiwania jakiegoś uczestnika wielotysięcznego marszu sprzed ośmiu lat? To poszukiwanie daje pretekst do zajęcia komputera i telefonu polityka. Dostajemy atmosferę, w której nikt związany z opozycją nie ma czuć się bezpiecznie.
ZNIKAJĄCE GWARANCJE
Na dokładkę znikają gwarancje odwoływania się. Warto sobie jednak uświadomić, że anihilacja legalnego TK i przymiarki do rozprawy z „neosędziami” pociągną za sobą skutki jeszcze groźniejsze. Obecny parlament uchwalił już ustawę unieważniającą wyroki TK. To znowu ewenement na skalę światową: przecież to sąd konstytucyjny ma kontrolować ustawodawców, a nie na odwrót. Ponieważ TK jest wciąż chroniony wetem prezydenta Andrzeja Dudy, odpowiedzią rządzących jest zablokowanie własną arbitralną decyzją wszelkiej kontroli konstytucyjności prawa.
Co jednak czeka nas w grudniu, kiedy nowa większość zyska prawo wyboru trzech nowych sędziów TK? Skierują swoich ludzi do nieuznawanego organu? Nagle stanie się on legalny? A może zaczekają na ewentualne wzięcie przez siebie urzędu prezydenta? Wtedy będą mogli uchwalać wszystko, nawet odwołanie całego składu TK? Tyle że jeśli wybiorą „swój” Trybunał, będzie on odbierany jedynie jako emanacja nowej większości. Nie trzeba tłumaczyć, że jeśli prawicy uda się w przyszłości przejąć władzę, będzie ten nowy Trybunał traktować zupełnie tak samo – nie uznawać go.
A więc anarchia. Tym bardziej dotyczy to „neosędziów”. Na razie mnożą się incydenty. A to premier podpisuje nominację kogoś takiego, a potem ogłasza, że się pomylił. A to próbuje się wypchnąć „neosędziego” ze składu orzekającego w głośnej sprawie politycznej. A to w Rzeszowie sąd zawiesił decyzją nowego prezesa orzekanie, bo wyroki zasiadających tam „neosędziów” mogą być podważane przez inne sądy. A to dochodzi do wypuszczenia złoczyńców, bo sądził „niewłaściwy” sędzia.
LEKARSTWO GORSZE OD CHOROBY
Już tylko weto prezydenta chroni tę grupę przed dalej idącymi szykanami. Antypisowscy ekstremiści chcą ich wypchnąć in gremio z zawodu. Obecne zachowania Tuska, liczącego się z lobby spod znaku sędziowskich stowarzyszeń, może wskazywać na to, że dojdzie do takiej próby.
Co ona oznacza? Przede wszystkim gigantyczny chaos organizacyjny w sądach. Ale także drogę do podważania wyroków wydanych przez tę kilkutysięczną grupę, przyjmującą urzędy sędziowskie w dobrej wierze. No skoro byli od początku „nielegalnymi sędziami”… Byłem przeciwnikiem majstrowania ministra Zbigniewa Ziobry przy sądownictwie, w tym zmiany składu KRS. Przewidywałem wielką awanturę, ale też drogę do anarchii.
Teraz jednak muszę stwierdzić: lekarstwo, nazywane chyba dla żartu „przywracaniem praworządności”, jest gorsze od choroby. Nowa większość parlamentarna ma prawo zmienić system sędziowskich nominacji, choć ten dawny, korporacyjny, też ma swoje wady. Możliwe, że i prezydent podpisałby taką zmianę, gdyby nie czająca się za nią przymiarka do absurdalnej czystki. To prof. Marcin Matczak, wróg pisowskiej władzy, przypomniał, że po 1989 r. zrezygnowano z usuwania sędziów mianowanych przez komunistyczną Radę Państwa, choć przecież ich dobór nie miał nic wspólnego z sędziowską niezawisłością. Teraz uznaje się, że depisizacja jest czymś logiczniejszym od dekomunizacji.
Trzeba będzie to jednak wytłumaczyć tysiącom obywateli, którzy dowiedzą się nagle, że nie wygrali procesu, który wygrali. Jeśli Tusk pójdzie tą drogą, może sobie zaszkodzić. Ale na razie nowa większość nie odwołuje się przecież do niczego innego jak odwet i szukanie rewolucyjnej (lub kontrrewolucyjnej) awantury.