My „nie mamy”, ponieważ przez cały okres transformacji, bez względu na to, która opcja polityczna sprawuje władzę, prowadzimy taką a nie inną politykę gospodarczą. Ostatnie lata cechowały się ogromnym wzrostem transferów społecznych, czyli przelewania pieniędzy z kieszeni jednego podatnika do kieszeni drugiego podatnika. Nie jest to polityka, która mogłaby przynieść oczekiwane skutki w dłuższym okresie. Na dłuższą metę konieczne jest przyspieszenie tempa wzrostu gospodarczego, a to nie jest możliwe bez poważnego wzrostu nakładów na inwestycje, naukę i prace badawczo-rozwojowe. Niestety, w tych zakresach nie zanotowaliśmy żadnych zmian. Albo więc wskoczymy na dużo wyższy poziom technologiczny i organizacyjny, albo nadal będziemy dostarczycielami wykształconej siły roboczej dla bardziej zaawansowanych gospodarek Unii.
IMPLIKACJE GOSPODARCZE
Oczywiście tak niezwykły spadek liczby ludności będzie mieć ogromne implikacje gospodarcze. W 2017 r. nasz całkowity PKB dawał nam pozycję 23. największej gospodarki świata. Z grubsza pozycję tę utrzymamy do połowy tego stulecia, ale w 2100 r. będziemy już na 44. miejscu. Kraje europejskie, które jak my nie są prężnymi i dynamicznymi systemami gospodarczymi, zanotują podobne zjawisko. Włochy np. przemieszczą się z dziewiątej na 25. pozycję, Hiszpania zaś z 13. na 28.
W pierwszej dziesiątce wielkich zmian nie będzie. Stany Zjednoczone i Chiny będą przewodzić, na trzecią pozycję (z siódmej) wskoczą Indie, dalej zaś uplasują się o jedno oczko niżej niż dziś Japonia, Niemcy, Francja i Wielka Brytania. Na ósmą pozycję awansuje Australia (obecnie 12., ale nastąpi tu wzrost ludności o 50 proc., z 24 mln do 36 mln), potem Nigeria (tu wielki postęp, skok z 28. miejsca) i Kanada (obecnie 11.). Natomiast z pierwszej dziesiątki wypadną Brazylia, Włochy i Rosja (14. w 2100 r.).
EMERYCI I IMIGRANCI
Naiwnością byłoby sądzić, że rzecz kończy się na tym, które miejsce zajmujemy w hierarchii światowych potęg gospodarczych, choć to też jest istotny czynnik. Autorzy tego studium stwierdzają, że kraje, w których wystąpi spadek ludności o więcej niż 25 proc., zanotują wzrost stosunku liczby ludzi po osiemdziesiątce do tych, poniżej 15 lat, z obecnego 0,16 do 1,5 – i z tego powodu finanse publiczne tych krajów znajdą się w niezwykle trudnej sytuacji. Przypomnijmy: spadek ludności w Polsce ma wynieść nie 25, a 60 proc.! Zatem obciążenie podatkowe tych stosunkowo nielicznych osób, które będą wówczas pracować, wynikające z konieczności utrzymania publicznego systemu ubezpieczeń społecznych, będzie niebotyczne, albo tych systemów po prostu nie będzie. Oczywiście politycy, którzy doprowadzają Polskę do takiej perspektywy, będą dawno leżeć w grobie, a za ich błędy będą płacić wnuki.
Błędy polityków nie ograniczają się tylko do zgubnej polityki gospodarczej, ale i obliczonej na krótką metę polityki społecznej. Recepty chroniące przed skutkami nadciągającej zapaści demograficznej są powszechnie znane. Jednym z nich jest przedłużanie okresu aktywności zawodowej. Na całym świecie podnosi się wiek emerytalny, natomiast w Polsce przywrócono poprzedni niższy wiek emerytalny. Fakt ten okrzyknięto sukcesem narodowym, podczas gdy potrzebna jest dokładnie odwrotna propaganda – musimy się zmobilizować i dłużej pracować, żeby wypracować lepszą przyszłość dla naszych dzieci i wnuków.
Także z kretesem pogrzebano ideę, która od dawna ratuje demografie np. krajów anglosaskich (prezydentura Donalda Trumpa w USA stanowi tu jaskrawy wyjątek) – imigrację połączoną ze skuteczną polityką asymilacji przybyszów. Swego czasu mówiono o repatriowaniu Polaków zesłanych do Kazachstanu, dziś nawet o tym głucho. Natomiast jutro wszystkie kraje wysoko rozwinięte będą się bić o imigrantów! Tu właśnie leży tajemnica przyrostu ludności w Szwecji i Wielkiej Brytanii czy stabilna populacja we Francji. Nad Wisłą każdego potencjalnego imigranta postrzega się jako terrorystę, natomiast w Szwecji widzi się w przybyszach kolejnych Zlatanów Ibrahimovichów, w Anglii – Jadonów Sanchów, Francji – Zinedine’ów Zidanów, a w Niemczech – Mesutów Özilów.
Tym sposobem Niemcy i Francja zachowają swoją pozycję w Europie, Polska zaś dokona wielkiego postępu w tym, aby pod względem liczby ludności cofnąć się do stanu sprzed rozbiorów.