25 kwietnia
czwartek
Marka, Jaroslawa, Wasyla
Dziś Jutro Pojutrze
     
°/° °/° °/°

Demokracja drugiej świeżości?

Ocena: 0
5323
Jak to możliwe, że partie koalicji rządzącej oddają na przemiał listy z 750 tys. podpisów w sprawie referendum nad zmianami ordynacji wyborczej? Czy to jest jeszcze demokracja?
Takie pytania zadajemy sobie nie od dziś, a podobne opinie na temat sposobu sprawowania dziś w Polsce władzy nie są odosobnione. Pojawiają się coraz częściej wobec władzy nie tylko ustawodawczej, ale też wykonawczej, sądowniczej i – może dziś najmocniej – mediów. Gdyby zsumować podpisy w sprawie niedoszłych referendów – głównie tych, gdzie uzyskano wymaganą liczbę podpisów, jak w sprawie wieku emerytalnego czy podwyżek cen biletów komunikacji miejskiej w stolicy – okazałoby się, że w ciągu minionych 13 lat poszło ich do kosza niemal 4,5 mln. Według informacji „Gazety Prawnej” z ponad stu obywatelskich projektów pełną ścieżkę legislacyjną przeszło osiem, z których zaledwie trzy uchwalono w formie zbliżonej do ich pierwotnych zapisów. A to tylko jeden z przykładów lekceważenia obywateli, którzy chcą wpływać na poczynania władz.

SIŁA 20 PROCENT?

Z samej nazwy demokracja jest systemem, w którym większość obywateli nie tylko ma wpływ, ale wręcz decyduje o tym, kto i jak rządzi ich państwem. Trudno jednak o taką demokrację, kiedy mandat do sprawowania władzy, którym PO i PSL machają od sześciu lat, wynika z poparcia tej koalicji przez nieco ponad 20 proc. uprawnionych do wybierania. Inna sprawa, że w sposób demokratyczny można wybrać także niedemokratyczny system sprawowania władzy, kiedy partie rządzące stają się rzecznikami nie interesów większości, ale wąskich, wpływowych grup np. biznesu. Wtedy de facto mamy oligo- lub mafiokrację. Na czym się więc wzorować?

Jeden z najwybitniejszych teoretyków polityki Giovanni Sartori w książce „Teoria demokracji” i niezależnie od niego amerykański politolog Robert Dahl określili demokrację jako – nie wdając się w szczegóły – system polityczny sprawowania władzy przedstawicielskiej lub bezpośredniej przez demos, zakładający cztery aktywności: wybieranie, sprawowanie, kontrolowanie oraz odwoływanie władzy. Jak to się sprawdza w Polsce?

Nikt nie neguje, że Polska jest krajem demokratycznym. Mimo to czasy komunizmu wpoiły wielu Polakom system jedynie dwóch pierwszych aktywności: obywatele wybierają, kto będzie nimi rządził, a władza nimi rządzi. Nietrudno sobie wyobrazić jak bardzo ta zredukowana wersja demokracji jest na rękę obecnej, „20-procentowej” koalicji. Może dlatego zdaje się ona – jak mówi historyk prof. Andrzej Nowak – nie stawiać sobie żadnych celów związanych z dobrem wspólnym Polaków poza jednym: zagwarantowaniem im pozornego „świętego spokoju”. I usypia przekonana o swojej omnipotencji.

– Nic nie uzdrawia demokracji lepiej, niż przekonanie rządzących, że mogą stracić władzę, a już najlepiej – lęk, że stracą ją na pewno. Jak pisze G. Sartori, najważniejsza w demokracji jest parlamentarna opozycja, to ona nadaje demokratycznemu systemowi sens i istotę, pełniąc rolę „rozliczającego” z jakości rządzenia. Równie ważne są oczywiście media i elity opiniotwórcze, czyli potencjalny rywal w walce o władzę. Jeśli rządząca partia buduje wśród wyborców przekonanie, że dla niej (!) nie ma alternatywy, to staje się zagrożeniem dla demokracji. De facto jednak – co pokazało niedawne głosowanie nad konstruktywnym wotum nieufności dla rządu – mamy dzisiaj w Sejmie tylko jedną partię opozycyjną. Wysłuchaliśmy przemówień opozycyjnych liderów zgadzających się z PiS, że rząd źle rządzi, ale już za odwołaniem tego rządu nie zagłosowali – tłumaczy socjolog dr Barbara Fedyszak-Radziejowska.


KONTROLUJĄCY POD KONTROLĄ

– Kontrolowanie poczynań władzy przez opozycję jest trudne, gdy partia rządząca ma nie tylko możliwość wymiany słabego koalicjanta na innego, ale również przeważa praktycznie we wszystkich sejmikach i dużej części większych miast. Do tego jest w strategicznym sojuszu z największymi grupami interesów kontrolującymi najpotężniejsze komercyjne media. Daje to Platformie tak silną pozycję, jakiej nie miał żaden obóz polityczny po 1989 roku. Nie musi więc się liczyć na co dzień z przeciętnym obywatelem – mówi socjolog dr Tomasz Żukowski.

To też sprawia, że zamiast egzekwowania odpowiedzialności władzy, w Polsce mamy do czynienia z mechanizmem odwrotnym. Partie rządzące, tworząc system zależności wewnątrzpartyjnej, eliminują w swoich szeregach możliwość autorefleksji. Gorzej, że budują także system wzajemnej zależności od siebie organów administracji państwowej, środowisk biznesowych i mediów. Przez to władza niemal przez nikogo niekontrolowana nie tylko robi, co chce, ale może od administracji oraz wspomnianych środowisk oczekiwać postaw i działań promainstreamowych.

Zdrowa demokracja zakłada cztery aktywności:
wybieranie, sprawowanie, kontrolowanie
oraz odwoływanie władzy

Skutki tego łatwo przewidzieć. Wystarczy wspomnieć raport NIK wytykający nagminne obsadzanie stanowisk w spółkach Skarbu Państwa działaczami partyjnymi, znajomymi lub członkami rodzin, parasol ochronny nad pupilem premiera – obecnym, najgorszym z dotychczasowych, ministrem transportu, oraz awans na stanowisko ambasadora w Hiszpanii ministra Tomasza Arabskiego. Za co, skoro jeśli ten już czymś się wsławił, to fatalnym przygotowaniem tragicznej wizyty polskiej delegacji 10 kwietnia 2010 roku w Smoleńsku?

Są też skutki inne. Minister Szumilas może do woli lekceważyć prawdziwy zryw sprzeciwu społecznego wobec obowiązku szkolnego dla sześciolatków, kibice i internauci niepoprawni politycznie nie mogą liczyć na pobłażanie policji i sądów, a fundacje przedstawiające raporty z danymi niekorzystnymi dla rządu ściągają na siebie kontrole i inspekcje.

Jak przekonuje dr Żukowski – o wiele groźniejszy od prób władz różnego szczebla, by procedury działania organów państwa instrumentalizować, jest brak zewnętrznego mechanizmu kontrolnego, który te próby by wyhamowywał.

– Takim naturalnym mechanizmem, którego brak stanowi dla współczesnej demokracji szczególne zagrożenie, jest wolna, publiczna debata i pluralizm w mediach. A z tym jest, niestety, niedobrze. To właśnie ograniczony pluralizm w organizujących debatę mediach sprawia, że nasza demokracja jest jak bułhakowowski jesiotr w barze z „Mistrza i Małgorzaty”, czyli „drugiej świeżości” – zauważa dr Żukowski.


MEDIALNE SZKODNIKI

Wolne wybory nie wystarczą, ponieważ przy zniewolonej opinii (publicznej – przyp. RM) niczego nie wyrażają – pisał o warunkach koniecznych demokracji Sartori. Nie ma na nią szans bez dobrze funkcjonującej informacji o stanie rzeczy publicznych, która dociera do obywateli tak, by mogli na co dzień rozeznać się w stanie swojego państwa i własnych interesów. Tymczasem – jak przekonuje prof. Nowak – obecny ogrom nierównowagi na rynku mediów nie ma porównania w całym minionym 24-leciu istnienia III RP. Przy ich stopniu tendencyjności w ukazywaniu rzeczywistości blednie wyjątkowo cyniczna propaganda sukcesu telewizji czasów Gierka. Za największych szkodników polskiej demokracji prof. Nowak uważa trzy główne telewizje: TVN, Polsat i od pewnego czasu także TVP.

PODZIEL SIĘ:
OCEŃ:

DUCHOWY NIEZBĘDNIK - 24 kwietnia

Środa, IV Tydzień wielkanocny
Ja jestem światłością świata,
kto idzie za Mną, będzie miał światło życia.

+ Czytania liturgiczne (rok B, II): J 12, 44-50
+ Komentarz do czytań (Bractwo Słowa Bożego)
+ Nowenna do MB Królowej Polski 24 kwietnia - 2 maja

ZAPOWIADAMY, ZAPRASZAMY

Co? Gdzie? Kiedy?
chcesz dodać swoje wydarzenie - napisz
Blisko nas
chcesz dodać swoją informację - napisz



Blog - Ksiądz z Warszawskiego Blokowiska

Reklama

Miejsce na Twoją reklamę
W tym miejscu może wyświetlać się reklama Twoich usług i produktów. Zapraszamy do kontaktu.



Newsletter