Pomylenie ciał ofiar katastrofy było jednym z najmocniejszych wstrząsów nie tylko dla rodzin katastrofy pod Smoleńskiem. Prokuratura wojskowa starała się ubrać w jak najłagodniejsze słowa te informacje: ciała ofiar „zostały złożone w niewłaściwych grobach”, „decyzje o ekshumacjach nastąpiły tak późno ze względu na duże opóźnienia w dostarczeniu przez Rosję dokumentów z sekcji zwłok”.
Powtórne pogrzeby, w tym Anny Walentynowicz czy prezydenta Ryszarda Kaczorowskiego, nie powinny dawać spokoju samej Ewie Kopacz, w 2010 roku minister zdrowia zapewniającej o szczególnej staranności w przeprowadzaniu śledztwa, a więc i w identyfikacji ciał.
– Pamiętamy opowieści o tym, jak ręka w rękę polscy lekarze z lekarzami rosyjskimi przystąpili do stołu sekcyjnego, i nie musieli już nic mówić, bo jak fachowiec z fachowcem wykonywali tę pracę. To były słowa minister Ewy Kopacz – przypomina Stanisław Piotrowicz, wiceprzewodniczący parlamentarnego zespołu ds. wyjaśnienia katastrofy smoleńskiej, prokurator z 30-letnim doświadczeniem pracy. – Faktycznie polscy prokuratorzy i patomorfolodzy nie uczestniczyli w sekcji zwłok na terenie Rosji. Jedynie płk Krzysztof Parulski uczestniczył w sekcji zwłok prezydenta Lecha Kaczyńskiego – zaznacza.
– Twierdzenia ministra Tomasza Arabskiego, ówczesnego szefa kancelarii premiera, że prawo zabrania otwierać trumien po przywiezieniu do Polski, były kłamstwem, wprowadzaniem w błąd rodzin ofiar, co skutkowało kolejnymi ekshumacjami – zauważa Jacek Sasin, wówczas zastępca szefa kancelarii prezydenta Lecha Kaczyńskiego.
Jak wyjaśnia Stanisław Piotrowicz, w przypadku, kiedy mamy do czynienia ze śmiercią gwałtowną (nie mylić z nagłą), która może wskazywać na udział osób trzecich, prawo nakłada obowiązek wykonania ekshumacji.
– To nie był wypadek przy pracy. Polski rząd nie stanął na wysokości zadania nie tylko w sprawie identyfikacji zwłok – podsumowuje Jacek Sasin.
BADANIA PO 3 LATACH
Wyniki badania naukowców z krakowskiego instytutu ekspertyz sądowych im. dr. J. Sehna wykazały, że generał Andrzej Błasik nie był przed katastrofą w kokpicie samolotu ani nie był też pod wpływem alkoholu. Tym samym podważają one jedną z tez raportu MAK, z której wysnuto kolejną wskazującą na winę polskich pilotów w katastrofie pod Smoleńskiem.– Dezinformacje o rzekomej kłótni generała Błasika na lotnisku w Warszawie z kapitanem samolotu przebijały się do opinii publicznej, a potem bardzo cicho były dementowane. Miały ugruntowywać fałszywy obraz przebiegu katastrofy. Nie wierzę, że to był przypadek. Od samego początku katastrofy mamy do czynienia z potężną akcją dezinformacyjną – podkreśla Jacek Sasin.
– Podawanie kilkanaście minut po katastrofie jako jej przyczyny błędu pilotów, którzy chcieli lądować we mgle i zeszli poniżej pułapu bezpieczeństwa, podawanie takiej informacji bez odczytania czarnej skrzynki i wyników innych badań uważam za najbardziej absurdalne twierdzenia, jakie padły w tym śledztwie ze strony najważniejszych osób w naszym państwie – mówi Jacek Sasin. – To ukierunkowało późniejsze działania i ugruntowało fałszywy obraz wydarzeń – zauważa.
Mnożyć można kolejne przykłady, które każą wątpić w zapewnienia o dokładaniu wszelkich starań w wyjaśnienie przebiegu katastrofy. Jako pierwsze kłamstwem okazały się informacje strony rosyjskiej o czterech podejściach do lądowania. Dziś wiadomo, że już za pierwszym razem padła komenda „odchodzimy”.
W rzeczywistości nie mieliśmy i nie mamy nadal dostępu do podstawowych dowodów w sprawie katastrofy: wraku tupolewa i czarnych skrzynek. – Niepokoi sposób prowadzenia śledztwa. Kluczowe dla śledztwa czynności procesowe podejmowane są z dużym opóźnieniem, niedopuszczalną zwłoką niemalże 2-3 lat: mam na myśli oględziny miejsca zdarzenia i zabezpieczanie podstawowych dowodów. Dopiero w ostatnich tygodniach oględzinom poddano brzozę, z powodu której miało dojść do katastrofy. Nie tak dawno, bo na przełomie września i października 2012 r., poddawano badaniom fragmenty wraku na okoliczność istnienia śladów materiałów wybuchowych – wylicza Stanisław Piotrowicz.
– Ostatnie zapowiedzi premiera Donalda Tuska i ministra spraw zagranicznych Radosława Sikorskiego, że będą występować do strony rosyjskiej o zwrot wraku, to tylko markowanie przed społeczeństwem, że coś w tej kwestii robią – ocenia Stanisław Piotrowicz.