
Jordania w odróżnieniu od chrześcijańskiej Europy uznała, że czas zareagować. Nie chodzi tylko o odwet za straszliwą śmierć jordańskiego pilota Muatha al-Kasaesbeha. W lutym bombowce i myśliwce królewskiej flotylli dokonały skutecznych nalotów na infrastrukturę ISIS, niszcząc, według różnych meldunków, nawet do 20 proc. strategicznych budynków militarnych. Zginęło 7 tys. islamskich bandytów. Niestety, ISIS szybko się regeneruje, a to za sprawą milionów dolarów, które uzyskuje z nielegalnego wydobycia ropy naftowej w Iraku. Infrastruktura jest odbudowywana i szeregi przestępczej organizacji zasilają nowi rekruci, zachęcani sukcesami islamistów.
Chodzi jednak o inne ważne gesty. Żaden ważny lider czy też przedstawiciel islamu nie wypowiedział się dotychczas jasno i wyraźnie przeciwko zbrodniom dżihadystów. Tymczasem podczas 69. Zgromadzenia Ogólnego ONZ król Jordanii Abd Allah II ibn Husajn podkreślił, że chrześcijańskie wspólnoty są podstawowym elementem historii Bliskiego Wschodu, nie są tam ani gośćmi, ani obcymi. Chrześcijanie nie mogą być tak postrzegani w państwach, w których ich religia rozpowszechniała się już w pierwszych latach swego istnienia. Chrześcijanie, powiedział, są „istotną częścią składową przeszłości, teraźniejszości oraz przyszłości mojego regionu”.
Oprócz tego monarcha w imieniu swego narodu złożył rezolucję, która określa mordercze egzekucje w Iraku i Syrii jako zbrodnie ludobójstwa. W telewizyjnym orędziu do narodu 3 marca król Jordanii zaapelował do chrześcijan i muzułmanów w swojej ojczyźnie, aby żyli ze sobą w pokoju i zgodzie. „Jeżeli staniemy po jednej stronie i będziemy żyć solidarnie i w zgodzie, wówczas wypełnimy obywatelski obowiązek” – mówił. Podkreślił także, że chrześcijanie są pełnoprawnymi obywatelami Jordanii, a islam nie może być więźniem jakichś sekciarskich porachunków i układów pomiędzy ekstremistami. Każdy, kto mieni się muzułmaninem, a dopuszcza się mordów i przemocy, jest wrogiem islamu.
Za słowami króla poszły czyny. I jest to drugi ważny sygnał, którego nie można nie docenić. Znów nie chodzi o naloty i egzekucje terrorystów w Ammanie. Jordania otworzyła swoje granice dla ofiar wojny religijnej w Iraku. Wśród 7 tys. chrześcijan, którzy z Mosulu i Niniwy musieli uciekać do Jordanii, znajduje się także ok. 1,4 tys. dzieci w wieku szkolnym. Dzięki wsparciu Caritas oraz władz państwowych chrześcijańskie dzieci z Iraku mogą uczęszczać do jordańskich szkół, m.in. do ośrodków należących do Łacińskiego Patriarchatu Jerozolimskiego. Pomimo trudności, jakimi są przekraczanie barier kulturowych i powolny proces integrowania się dzieci z Iraku w nowym środowisku (wiele z nich nie mówi po arabsku, a w wyniku traumy i bolesnych doświadczeń ma psychiczne urazy i problemy z koncentracją), została im dana szansa i na razie są bezpieczne.
W zalewie rewolucji arabskiej Jordania nie została wciągnięta w wir chaosu i wojny religijnej. Ponadto w tym kraju sytuacja katolików była zdecydowanie najlepsza, jeśli porównamy ich położenie w Arabii Saudyjskiej, Libii, Jemenie czy Egipcie. Miejmy nadzieję, że ta postawa władz jordańskich utrzyma się i obejmie wszystkich wykluczonych uchodźców chrześcijańskich, a za konkretnymi słowami i decyzjami króla Jordanii pójdą kolejni liderzy wspólnot muzułmańskich. Jeśli nie z odruchów serca, to przynajmniej po to, aby poprawić czarny wizerunek islamu w świecie.
![]() | Tomasz Korczyński |