Zmiana doktryny wojskowo-politycznej NATO, organizacja trzystutysięcznego korpusu i przystąpienie Szwecji i Finlandii do sojuszu to nie są jakieś drobne kroczki, ale ogromne skoki. Rosja zostaje zepchnięta do defensywy, jedyny jej atut to arsenał nuklearny.
Według ogłoszonej właśnie w Madrycie nowej strategii NATO Rosja, zamiast „strategicznym partnerem”, staje się bezpośrednim zagrożeniem dla bezpieczeństwa państw należących do tej organizacji i światowego porządku opartego na powszechnie uznanych zasadach, a także dla wartości, które Zachód ceni i którymi się kieruje. Jest to przełom w stosunkach zarówno amerykańsko-rosyjskich, jak i europejsko-rosyjskich. USA ponownie obejmują niekwestionowane przywództwo Zachodu, a do lamusa odchodzą wszelkie plany stworzenia euroazjatyckiego mocarstwa, w którym pierwsze skrzypce graliby Niemcy i Rosjanie. Nowe zdefiniowanie roli Rosji stanowi także jednoznaczną deklarację, że świat wchodzi w okres kolejnej zimnej wojny, która – tak jak i pierwsza – obejmie cały świat.
Za tą strategią idą czyny. Do końca przyszłego roku NATO ma zorganizować siły zbrojne liczące 300 tys. żołnierzy, których głównym zadaniem będzie ochrona wschodniej flanki sojuszu. Ten nowy korpus szybkiego reagowania (trudno tu o inne określenie) ma zastąpić istniejące siły szybkiego reagowania, które liczyły zaledwie 40 tys. żołnierzy. Ma on być w stanie pełnej gotowości bojowej i obejmować wszystkie rodzaje broni, włącznie z ekspertami z zakresu walki w cyberprzestrzeni. Jednostki na odcinkach najbardziej narażonych na rosyjską napaść – chodzi o państwa bałtyckie – mają zostać powiększone do poziomu brygady, a więc siły zdolnej do skutecznego działania i utrzymania terenu do czasu nadejścia posiłków z regionów położonych dalej na zachód.
Zatem w ciągu niewiele ponad roku doszło do całkowitego odwrócenia amerykańskiego nastawienia do NATO i Europy. Pod koniec 2020 r. Donald Trump wydał polecenie poważnej redukcji amerykańskiej wojskowej obecności w Niemczech, natomiast dziś dojdzie do jej wielkiego wzmocnienia. Półtora roku temu cieszyliśmy się z perspektywy przeniesienia do Polski tysiąca amerykańskich żołnierzy, przy redukcji amerykańskiego kontyngentu w Niemczech o jedną trzecią, podczas gdy w tej chwili dokonywany jest prawdziwy skok ilościowy i jakościowy.
Wszystkie te korzyści dosłownie spadły nam z nieba. Nie finansujemy żadnego Fortu Trump, ba, zaledwie pół roku temu stosunki polsko-amerykańskie były w zupełnym impasie. Wszystko to „zawdzięczamy” rosyjskiemu najazdowi na Ukrainę.
ROSJA KARŁEM
Dla Polski jest to dobra wiadomość – trzystutysięczny korpus to jest ogromna siła, której Rosja nie będzie w stanie zagrozić przy pomocy swych wojsk konwencjonalnych. Dość powiedzieć, że w Ukrainie Rosja była w stanie zaangażować tylko 190 tys. żołnierzy. Biorąc pod uwagę wyższość technologiczną zachodniego uzbrojenia i miażdżącą przewagę natowskiego lotnictwa, Rosja zostanie zepchnięta do głębokiej defensywy.
Gdy Szwecja i Finlandia zgłosiły chęć przystąpienia do NATO, Rosja zagroziła podjęciem poważnych kroków odwetowych. To jednak, co Rosja jest w stanie uczynić w tym zakresie, blednie w stosunku do decyzji podjętych właśnie w Madrycie. Nie może tu być żadnego zaskoczenia, bo z gospodarczego punktu widzenia Rosja jest karłem. Całkowite PKB wszystkich członków NATO, według cen rynkowych, jest ponad 26-krotnie wyższe od rosyjskiego. Nawet biorąc pod uwagę wartości realne, rosyjska gospodarka jest mniejsza od niemieckiej. W zakresie liczby ludności NATO ma ponad 6,5-krotną przewagę.
Jedynym atutem, który posiada Rosja, jest arsenał nuklearny i za jego pomocą kraj ten usiłuje trzymać w szachu USA i NATO. Opinia, że po pokonaniu Ukrainy Władimir Putin ruszy na podbój kolejnych państw Europy Środkowo-Wschodniej, nie ma teraz realnych podstaw. O jakichkolwiek konwencjonalnych zmaganiach z NATO Rosja nie może marzyć. To, o co Rosja może się pokusić, to zagłada atomowa.
III WOJNA ŚWIATOWA?
Niestety, powyższy scenariusz nie jest nieprawdopodobny – ze względu na wojnę Rosji przeciwko Ukrainie. Ukraina jest zdecydowana wygrać te zmagania, NATO jest zdecydowane popierać ją w tym zamiarze do samego końca, a z drugiej strony taki sam pogląd panuje na Kremlu. Nie jest możliwe, żeby obie strony naraz osiągnęły zwycięstwo. Strategia wojskowa Rosji wyraźnie mówi, że ona użyje broni masowego rażenia w obliczu zagrożenia swych podstawowych interesów, a przegrana w Ukrainie bez wątpienia podpada pod tę kategorię.
Od szczytu NATO w Bukareszcie w 2008 r. Moskwa jednoznacznie głosi, że wejście Ukrainy do NATO stanowi dla niej „czerwoną linię”. Nie jest to punkt widzenia wyłącznie Putina, ale całej elity rosyjskiej, może z wyjątkiem demokratycznej opozycji, ale ona może wyrażać odmienne poglądy, bo nie ma władzy i nie zanosi się na to, aby mogła ją objąć. Więc albo Rosja odniesie zwycięstwo – powyższe nie znaczy, że zajmie całą Ukrainę – albo może czekać nas nowy kryzys kubański.