Referendum będzie ważne, jeśli weźmie w nim udział 3/5 liczby osób, które wzięły udział w wyborach prezydenta Warszawy w 2010 r., w których Gronkiewicz-Waltz zwyciężyła, czyli co najmniej 389 430 osób. To ponad dwa razy więcej niż tych, którzy pod wnioskiem o referendum się podpisali. Dlatego działacze i sympatycy Platformy Obywatelskiej, której Gronkiewicz-Waltz jest wiceszefem, robi wszystko, by warszawiakom referendum obrzydzić.
– Jeśli ktoś namawia społeczeństwo, aby nie brać udziału w wyborach, to znaczy, że się czegoś boi – skomentował paniczne zachowania zwolenników pani prezydent socjolog prof. Henryk Domański. Ma ten lęk jednak dobre strony. Prezydent Warszawy przez ostatnie siedem lat nie zrobiła tyle, żeby „nadawać się na swoje stanowisko”, co przez ostatni miesiąc. Czy udolnie, to inna sprawa. Wstrzymała hojnie dotąd rozdawane z podatków warszawiaków premie i nagrody dla swoich urzędników, posypały się dymisje urzędników kojarzonych z korupcją w ratuszu i znanych ze swojej nieudolności, szybciej oddano do użytku tunel Wisłostrady i odcinek metra. Widzimy panią prezydent na rowerze Veturilo, w sklepie, autobusie, gdy ćwiczy w swojej garsonce na siłowni, składa gospodarskie wizyty i rozdaje o świcie kawę. Prawdziwa desperacja! Ale dlaczego dopiero teraz? I dlaczego nie cała Platforma Obywatelska? Nawet jeśli Hanna Gronkiewicz-Waltz zachowa swoje stanowisko – warto było przestraszyć.
Radek Molenda |