W III RP tradycja ruchów ponad podziałami, załatwiających konkretne sprawy „dla ludzi”, nie była zbyt silna. Pogrzebano ją wraz z Solidarnością, i to tą wielką, z 1981 r.
fot. I. Kpalion | CC BY-SA 3.0 | linkEpopeja karania posłanki partii Razem Pauliny Matysiak trwa od tygodni. Zafundowano jej upokarzające zawieszenie członkostwa zarówno w Koalicyjnym Klubie Parlamentarnym Lewicy, jak i w ugrupowaniu Adriana Zandberga. Potem koledzy kilka razy podchodzili do wypchnięcia jej z sejmowej Komisji Infrastruktury, choć uchodziła tam za znawczynię tematyki. W końcu cel osiągnęli.
Ten proces zyskał paradoksalną puentę. Dopiero co Zandberg podnosił rękę za rugowaniem partyjnej koleżanki z komisji. Po czym ogłosił, że sam występuje z klubu Lewicy, co więcej, przechodzi do opozycji wobec rządu Donalda Tuska. Żeby stworzyć w sejmie koło, potrzebuje pięciorga posłów. Ponieważ niektóre panie z partii Razem wybrały koalicyjną jedność ponad opozycyjne ryzyko, zrywając z kolei z nim, nie da się tego osiągnąć bez udziału posłanki Matysiak.
W POSZUKIWANIU WŁASNEGO OBLICZA
Jak z tego obie strony wybrną, nie wiem. W sensie szerszym dotyka to kwestii tożsamości mniejszych ugrupowań. Na ile włączać się w tworzenie czegoś silniejszego i firmowanie często nie własnej polityki w imię jakichś osiągnięć: programowych, choć i związanych z karierami poszczególnych polityków? A na ile kroczyć własną drogą, w nadziei, że to kiedyś zaprocentuje?
Niejedno środowisko polityczne stawało przed takimi dylematami. Nawet Jarosław Kaczyński był kiedyś liderem odrębnej kapliczki, nim stworzył własne wielkie polityczne wyznanie. W przypadku lewicy rozterki są szczególnie uzasadnione.
Wygląda na to, że projekt koalicyjnego bloku lewicowego Włodzimierza Czarzastego staje się coraz bardziej nieczytelny dla wyborców. Niektóre punkty jego agendy, zwłaszcza antyklerykalizm i obyczajowy progresizm, są realizowane przez Tuska. Z kolei inne, choćby przyzwolenie na otwarte granice, bywają przez rząd blokowane.
Opcja bardziej opiekuńczej polityki socjalnej napotyka nie tylko kontrę silnych w koalicji liberałów. Nie wiadomo, czy tak naprawdę chce jej znaczna część wyborców deklarujących się jako lewicowi – są bardziej indywidualistyczni niż deklaracje ich sejmowych reprezentantów, zwłaszcza młodsi. Znaczną część prospołecznych emocji przejęła pisowska prawica. Możliwe, że partia Razem to relikt dawnej radykalnej socjaldemokracji, dla której jest coraz mniej miejsca w sercach wyborców.
Zarazem można odnieść wrażenie, że wielu posłów Lewicy przestało wierzyć w oddzielny sztandar i szukają wygody w ramach obozu Tuska. Spoiwem ma być retoryka antyprawicowa, tropienie wszelkich reliktów „pisowskości”. Tacy ludzie jak poseł Lewicy Tomasz Trela za pomocą takiego języka chłostali posłankę Matysiak. Teraz używają go do piętnowania partii Razem, która ma osłabiać antypisowski front.
Postępowanie posłanki Matysiak, szukającej porozumienia z prawicowcami – przede wszystkim z posłem Marcinem Horałą – w ruchu broniącym zasadności wielkich inwestycji, takich jak CPK, można oceniać jako cokolwiek utopijny idealizm. Nie stoi za nią żadna wyraźna grupa. Możliwe, że swoimi gestami tylko ośmieliła jakąś grupę obywateli, niebędących klasycznymi prawicowcami, do krytycznej oceny postępowania rządu w tej sprawie.
Ale miejsca na prawicowo-lewicową koalicję prorozwojową raczej w najbliższych latach nie ma. Zbyt duża jest siła wojny kulturowej. W takich sprawach jak stosunek do imigracji, ekologii czy pogłębiania integracji europejskiej posłanka Matysiak znajduje się na jej szańcach, podobnie jak po drugiej stronie poseł Horała.
W kulturze politycznej, zwłaszcza Anglosasów, pojedynczy polityk wciąż ma margines podmiotowości. My Polacy poszliśmy za narastającym kultem partyjnej dyscypliny, rodem z Francji. Dziś trzeba do tego dodać skutki kolejnych faz niszczącej polaryzacji. Uznanie, że po jednej stronie stoją demokratyczne siły światłości, a po drugiej antydemokratyczne siły wstecznictwa, wyklucza wszelkie, choćby najbardziej doraźne porozumienia, i wymusza coraz większe zwieranie szeregów.
Lewica, z której list posłanka Matysiak dostała się do parlamentu, stała na tym gruncie, a dziś musi stać nawet bardziej, bo różne formy „rozliczania” PiS zastępują realizację spójnego programu społeczno-ekonomicznego. Ten okazuje się coraz mniej realny: albo z powodu sprzeczności (spór o składkę zdrowotną), albo braku koncepcji, zwłaszcza aktywniejszej polityki fiskalnej, pozwalającej pokryć wydatki.
W POGONI ZA NIEDOBITYM PISOWCEM
Ideologią staje się antypisowska obsesja, często oparta na teoriach spiskowych. Chwilami można odnieść wrażenie, że wróciły lata 40. i 50. z ich tropieniem niedobitych „reakcjonistów”.
Oto mecenas Jacek Dubois, chcąc podważyć decyzje wrocławskiej prokuratury w sprawie jego klienta Janusza Palikota, doszukuje się w jej składzie „pisowców” z ich złymi nawykami. Oto w teorii intelektualistka, w praktyce wieczny troll, prof. Magdalena Środa, objaśnia nieakceptowaną przez nią wypowiedź szefa Sztabu Generalnego Wojska Polskiego, gen. Wiesława Kukuły, (bardzo słuszną przestrogę przed wojną) tym, że to mówi „pisowski generał”. Roman Giertych wraz z Silnymi Razem demaskują jako agentów PiS najbardziej mainstreamowych i antyprawicowych dziennikarzy, kiedy ci napiszą coś krytycznego o kimś z obozu Tuska.
Takie przykłady pojawiają się każdego dnia. Można by je traktować jako dzieło radykałów. Ale przecież podobna logika staje się podstawą oficjalnej polityki lub propagandy. To w jej imię minister Adam Bodnar podtrzymuje nierealistyczny, szkodliwy dla interesów podsądnych i państwa projekt czystki wśród sędziów, których jedyną winą jest przyjęcie awansu z rąk „pisowskich” organów. A przyklaskują temu profesorowie prawa, używając języka nie racjonalnej debaty merytorycznej, ale mistycznej przestrogi przed złem absolutnym.
To w jej imię prokuratura próbuje trzymać w areszcie dwie kobiety i księdza, stawiając im coraz bardziej fantastyczne zarzuty, a media głównego nurtu temu kibicują. Są to wszak „pisowscy” aresztanci. Można równocześnie piętnować areszty tymczasowe jako zbyt długie i zbyt opresyjne, ale tym konkretnym ludziom życzyć jak najdłuższych i najbardziej opresyjnych.
W takiej atmosferze decyzje posłanki Matysiak przestają być nieakceptowanymi decyzjami politycznymi. Stają się współpracą z apokaliptycznymi wrogami ludzkości i Polski. Nieprzypadkowo poseł Trela posunął się do tropienia i komentowania rozmów dysydentki z posłami prawicy. To miał być dowód nie politycznego błędu, ale zbrodni.
NIEJASNA PRZYSZŁOŚĆ ZANDBERGA
W tę kampanię włączył się także Adrian Zandberg, sekując koleżankę. Po czym kilka tygodni później zażądał dla siebie prawa do samodzielnego osądu i autonomicznej decyzji. Prawa do konkluzji, że „rząd Tuska zawiódł” – dopuszczając do dominacji banków i deweloperów czy do erozji państwowej służby zdrowia.
Ja, nie będąc zwolennikiem wielu jego poglądów, w pełni mu to prawo przyznaję. Tyle że w świecie walki z demonicznym pisowskim złem na takie decyzje i ich uzasadnienia nie ma miejsca. Wszelkie naruszanie jedności jest działaniem na rzecz wroga, a właściwie na rzecz pradawnego smoka. Skoro smoka trzeba koniecznie zniszczyć, warunkiem podstawowym jest jedność. Tak może rozumować sporo Polaków, także tych, którym ze względu na poglądy bliżej do Zandberga niż do Tuska, Hołowni czy Petru.
Sam Zandberg takie przeświadczenie budował, choćby wspominanymi już represjami wobec Pauliny Matysiak. Choć nigdy nie był w pierwszym rzędzie tego hałaśliwego chóru. Nawet ogłaszając swoją nową drogę po kongresie partii Razem, zapewnił, że będzie realizował linię opozycji konstruktywnej, a nie „szaleńczej”, która podobno jest dziełem PiS.
Za wiele rzeczy, jakie robiło przy władzy, można PiS krytykować. Ale dziś uprawia normalną opozycyjność. Twardym językiem? Jak wszyscy, a często w odpowiedzi na zaciskające się wokół opozycji pętle.
Za to dla Zandberga może być za późno, żeby jakkolwiek objaśnić swoją obecną linię. Tak się bowiem układa polska polityka, że dla wszelkich własnych wyborów, tożsamości i podmiotowości w bitewnym zgiełku zostaje coraz mniej miejsca. Może trzeba było trochę mniej ochotnie rwać się do bicia?