Proces przeszedł Polsce spokojnie, bo Piłsudski swoją decyzję wydał w formie dekretu – z ominięciem głosowań w sejmie i debaty publicznej. Polska nadała prawa wyborcze kobietom po Finlandii (1906), Norwegii (1913), Danii i Islandii (1915), Holandii, Kanadzie i Rosji (1917). Ale przed Francją (1944) czy Szwajcarią (1971).
Aleksandra Piłsudska wspominała: „Uznano, że kobiety, które wykazały tyle zmysłu państwowego i ofiarności udziałem w Legionach jako kurierki i członkinie POW oraz pracując dla wojska w organizacjach pomocy, mają prawo do zasiadania w parlamencie. (…) Nikt, o ile mnie pamięć nie myli, nie protestował wtedy przeciwko tym dekretom”.
W pierwszych wyborach parlamentarnych kobiety wcale nie zagłosowały na ugrupowania kobiece. Osiem posłanek, które weszły do sejmu, startowało z list koedukacyjnych. Społeczeństwo, w tym same panie, nie było jeszcze gotowe na postawienie całkiem na kobiety.
I rzeczywiście, do końca II RP liczba kobiet w polskim parlamencie nie przekroczyła 4 proc. Ale w nim były, a świat bardzo powoli przestawiał się na nowe tory myślenia o kobietach. Te, które do sejmu nie weszły, i tak pracowały na rzecz państwa – jako radne, nauczycielki, dziennikarki, poruszając w tych obszarach kwestie kobiece. Podstawowym problemem było wówczas, jak zmieniać pozycję społeczną kobiet, godząc ją z rolami żony i matki.
Zaledwie dwa miesiące po otrzymaniu praw wyborczych pierwsze kobiety zasiadły w ławach poselskich. Pierwsza trudność, jaka w związku z tym powstała, to… jak je nazywać. Mówiono: „posełki”, „posełkinie”, wreszcie stanęło na „posłankach” i „parlamentarzystkach”. Nie miały doświadczenia w pracach sejmowych – podobnie jak mężczyźni zresztą – ale pomocne były wcześniej zajmowane funkcje założycielek i kierowniczek towarzystw społeczno-oświatowych, komitetów filantropijnych. Były więc wyrobione w działalności na forum publicznym.
Zaledwie dwa miesiące po otrzymaniu praw wyborczych
pierwsze kobiety zasiadły w ławach poselskich.
Zapłaciły za to jednak wysoką cenę – pięć z ośmiu pierwszych parlamentarzystek nie założyło rodziny. Posiedzenia sejmowe i komisji czy klubów parlamentarnych odbywały się niemal codziennie; nawet mężczyźni narzekali na przeciążenie pracą i brak możliwości odwiedzenia rodziny. Większość posłanek była około pięćdziesiątki, sześćdziesiątki. Jak pisała jedna z nich, Zofia Moraczewska, „była to straszna praca, w starszym wieku przechodząca siły”.
Głosowanie przez omdlewanie
Kobiety w polskim parlamencie należały do różnych partii. Ta przynależność wielu z nich ciążyła. Zofia Moraczewska narzekała, że praca zależna od woli i decyzji klubów hamuje swobodę przekonań i „narzuca pęta na myśli i słowa, sprzeczna jest z przysięgą i zasadą kierowania się sumieniem poselskim”. „Nie odpowiadała mi wcale!” – puentowała.
Posłanki rzadko pełniły wysokie funkcje w klubach. Nieczęsto też zabierały głos z mównicy sejmowej – w ciągu dziewięciu lat pojawiły się na niej kilka razy. Ale ciężko pracowały w biurach: pisały wnioski, interpelacje, Zofia Sokolnicka współtworzyła aż 20 ustaw.
Kim były, z jakich środowisk się wywodziły, jaka była ich droga do polityki? W większości prowadziły tajne nauczanie, jak Zofia Sokolnicka, Anna Piasecka, Jadwiga Dziubińska, która pragnęła „rozbudzić wieś”. Były do tego działaczkami społecznymi, jak Franciszka Wilczkowiakowa czy Irena Kosmowska, która w 1918 r. została wiceministrem propagandy i opieki społecznej w rządzie Ignacego Daszyńskiego, a potem zasiadła w ławie sejmowej.
Zofia Moraczewska, oprócz tego, że była nauczycielką, od młodości angażowała się w działalność społeczną i polityczną, zainicjowała organizacje Związek Kobiet i Praca, szerzące idee socjalistyczne, niepodległościowe i spółdzielcze. Doprowadziła do rozkwitu Związek Pracy Obywatelskiej Kobiet, który stał się największą organizacja kobiecą w Polsce z silną reprezentacją za granicą.
Nauczycielką była także Maria Moczydłowska, zaangażowana w ruch spółdzielczości. Podczas przemówienia sejmowego w maju 1919 r. zadeklarowała ponadpartyjną współpracę posłanek na rzecz m.in. osób ubogich i zaniedbanych dzieci oraz podniesienia poziomu moralnego w społeczeństwie.
W polityce wykorzystywała kobiece atrybuty – zdarzyło jej się „zasłabnąć”, dzięki czemu przewagą jednego głosu przyjęto uchwałę o zasadach reformy rolnej. Z Moraczewską i Balicką walczyły o wycofanie przepisów pozbawiających kobiety polskiego obywatelstwa po ślubie z cudzoziemcem. Posłowie jednak wniosek odrzucili. Sprzeciwiała się też dyskryminacji kobiet w przyznawaniu dodatku nauczycielskiego, tzw. drożyźnianego, który miał być wypłacany jedynie mężowi.
Zasiadały w komisjach: konstytucyjnej, oświatowej, opieki społecznej, zajmując się sprawami zaniedbywanymi przez mężczyzn. Udało im się zmienić przepisy prawa cywilnego związanego z prawami kobiet, ochroną kobiet i młodocianych, zwalczania handlu kobietami i dziećmi. Wydały nowoczesną na tamte czasy ustawę o opiece społecznej, a projekt ustawy o sprzedaży i wyrobie spirytusu i napojów alkoholowych stał się wzorem dla wielu państw europejskich.
Jak przekonuje Magdalena Gawin, dziś wiceminister kultury, po doświadczeniach I wojny światowej kobiety pożegnały się z etosem matki Polki jako elementu oporu wobec wynarodawiającego zaborcy, a weszły w rolę walczących bohaterek, dla których celem było wolne państwo. To właśnie ta postawa wytyczyła kierunek rozwoju ruchu kobiecego w Polsce na kolejne dwudziestolecie.
Zdjęcia: Narodowe Archiwum Cyfrowe