Prezydent Bronisław Komorowski podpisał ustawę zezwalającą na ratyfikację Konwencji Rady Europy o zapobieganiu i zwalczaniu przemocy wobec kobiet i przemocy domowej.
Jego prawnicy badają kwestię konstytucyjności i wpływu konwencji na polski system prawny. Wypowiedzi prezydenta sugerują, że nic nie znajdą. On sam dostrzega w niej same zalety. – Pozostaje oczywiście kwestia użytych w konwencji pojęć i języka, czasami w sposób uproszczony mówi się o tym, że jest to język genderowy. Dostrzegam także problem niepełnego przystawania użytych w konwencji pojęć i języka do realiów polskich. Na przykład nie ma rzeczywiście odniesienia do ważnego źródła nieszczęść i zjawiska przemocy w rodzinie, jakim jest w wypadku Polski alkoholizm. To jest słabość tego rozwiązania, ale przecież tutaj nie chodzi o język konwencji, tylko o istotne rozwiązania – powiedział prezydent, zaprzeczając samemu sobie, bo prawo opiera się właśnie na definicjach, a w tym przypadku sporna jest definicja płci jako tworu społeczno-kulturowego oraz błędne zdefiniowanie przyczyn przemocy.
Dodał, że przecież w 2007 r. premier Jarosław Kaczyński podpisał Program Operacyjny Kapitał Ludzki, gdzie w sposób jednoznaczny wprowadzono pojęcie
gender mainstreaming, „co niczym złym nie zaskutkowało” – jak podsumował prezydent, widocznie nie dostrzegając, że tocząca się wokół konwencji wojna wynika z forsowania przez niektóre środowiska właśnie owego
gender mainstreaming.