28 marca
czwartek
Anieli, Sykstusa, Jana
Dziś Jutro Pojutrze
     
°/° °/° °/°

Spór nie tylko o pieniądze

Ocena: 0
976

Przyjazd amerykańskiego prezydenta Joe Bidena do Kijowa, a potem do Warszawy, i pierwsza rocznica wybuchu wojny chwilowo odsunęły temat pieniędzy z Krajowego Planu Odbudowy. Ale on wróci szybko.

fot. xhz

I liberalno-lewicowa opozycja, i od pewnego momentu sam rząd Morawieckiego uczyniły z tych pieniędzy centralny punkt odniesienia polskiej polityki. Jak partie opozycyjne miałyby z tego nie skorzystać?

Można się zastanawiać, czy obóz rządowy fortunnie podjął kurs na gorliwą realizację tzw. kamieni milowych w sytuacji, kiedy finał nie był pewien. Po pierwsze, nie zapewniono sobie poparcia prezydenta Dudy – ryzyko zablokowania ustawy o Sądzie Najwyższym było od początku wpisane w awanturę z uzgadnianiem konkretnego projektu z Komisją Europejską. Odesłanie ustawy do Trybunału Konstytucyjnego jest łagodniejszą formą weta. Po drugie, nawet gdyby te trudności zostały pokonane, wcale nie ma pewności, czy dostalibyśmy te pieniądze. Nawet jeśli tzw. spór o praworządność był autentyczny, dziś jest przede wszystkim czysto polityczną, nie prawną, wojną Brukseli z polskim rządem.

 


ZABIERZEMY WAM PIENIĄDZE

Pewien polityk prawicy objaśniał mi niedawno, że dla rządu Morawieckiego kluczowe było przekonanie do siebie rynków finansowych. Brak choćby rozmów z Brukselą podnosił oprocentowanie polskich obligacji, groził trudnościami budżetowymi. Jarosław Kaczyński miał zostać przekonany do takiej linii przez premiera, chociaż dopiero co powtarzał: „dość dalszych ustępstw”. Dziś to zagrożenie zostało chyba zażegnane. Rząd może się podjąć np. wielkich przedsięwzięć zbrojeniowych, które w innym wypadku byłyby zagrożone.

Ludzie związani z PiS potrafili mnie przekonywać, że na samym końcu te pieniądze się jednak znajdą, bo eurokraci są zainteresowani utrwaleniem takich wspólnotowych przedsięwzięć, jak KPO. Możliwe, pewnie są, i nie zależy im na trwałym wyłączeniu z tego programu Polski. Ale co szkodzi blokować fundusze jeszcze przez 10 miesięcy po to, aby ofiarować je na tacy nowej władzy, o ile polska opozycja wygra wybory? A jej szanse rosną, jeśli rząd PiS będzie oskarżany o niezdolność ich pozyskania dla Polski. Oczywiście gdyby Zjednoczona Prawica kolejne wybory wygrała, Komisja stanęłaby przed dylematem, jak dalej postępować. Ale nie wcześniej.

Warto przy tej okazji przypomnieć, że co jakiś czas stosunkowo niskiej rangi urzędnicy Komisji Europejskiej straszą Polskę, że niepewne mogą się okazać środki z tak zwanej perspektywy finansowej Unii, czyli z jej zwykłego budżetu. One nie są obciążone żadnymi specjalnymi warunkami, nie spisywano przy okazji ich przyznawania kamieni milowych. Z reguły pojawia się sugestia, że Polska musi spełniać normy Karty Praw Podstawowych. Jest to zbiór zasad tak ogólnych, że można forsować dowolne preferencje, także ideologiczne, choć w teorii państwa członkowskie mają w tych kwestiach prawo do dowolności. Ostatnio na przykład zarzucono Polsce, że każdy program finansowany przez Unię nie ma specjalnego koordynatora do spraw niedyskryminacji. W tle był zarzut, że Polska dyskryminuje ludzi ze środowisk LGBT.

Ostatecznie tę kontrowersję odłożono na kilka miesięcy, a urzędnicy rządu Morawieckiego zasypali obywateli optymistycznymi komunikatami. Czy zaostrzenie się tego sporu bezpośrednio przed eksplozją kampanii wyborczej ma być kolejną receptą na pokonanie PiS? To się okaże zapewne gdzieś przed wakacjami. Czy z kolei taktyka PiS – odkładania frontalnego starcia, jak długo się da – okaże się receptą jedyną możliwą? A co, jeśli PiS wygra? Czy dostając trzeci mandat, poczuje się uprawnione do większej asertywności? Tak czy inaczej, zdaje się, że rządzenie za pomocą szantażu funduszami staje się unijną regułą.

 


UNIJNA WSZECHWŁADZA

Będzie z tym coraz ciężej, kiedy zaostrzają się kolejne kontrowersje, które mają naturę ustrojową. Komisja Europejska kwestionuje orzeczenie polskiego Trybunału Konstytucyjnego o nadrzędności polskiej konstytucji nad prawem europejskim. Ma to osądzić Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej. Nie przesądzając tego, co wynika z argumentów prawnych, zwrócę uwagę na jedno.

Nawet w państwach federalnych nadrzędność prawa całego państwa nad prawem poszczególnych jednostek (stanów, landów) zakłada jednak podział kompetencji między centralę i małe ojczyzny. Jednym słowem, centrali nie wolno wszystkiego. Oczywiście, jej władza najczęściej w ciągu lat się rozszerzała i nadal rozszerza. Ale mamy jednak do czynienia z podziałem władzy.

TSUE od kilku lat nie stawia sobie żadnych granic. Ogólnikowość traktatów, na które się powołuje (choćby owej Karty Praw Podstawowych), bardzo sprzyja tej arbitralności. W efekcie choć Unia wciąż nie jest państwem, zaczyna w pewnych sferach rządzić się takimi regułami, jakby nim była.

Dotyczy to zresztą nie tylko orzecznictwa sądownictwa europejskiego. Kamienie milowe, narzucane rządom przy okazji rozdawania pieniędzy z KPO, bardzo głęboko ingerują w politykę wewnętrzną państw. Na Polsce wymuszono nawet zapowiedź zmian w regulaminie jej parlamentu, choć jest to z pewnością sprawa narodowego państwa, a nie europejskiej wspólnoty. To jest dopiero początek tej tendencji. Nie znamy kresu, horyzontu tej „twórczości”.

Rzecz cała dzieje się w warunkach mocnej kompromitacji elit kilku państw zachodnich, na czele z Francją i Niemcami, z powodu ich polityki koegzystencji z Putinem. Przez moment można było się spodziewać zatrzymania się w tym marszu. Ale nie, on trwa, po części machinalnie (praktyka TSUE zgodna jest z wiarą w omnipotencję sędziów), a po części jako efekt świadomej gry Berlina i Paryża. Polska opozycja popiera te tendencje, sugerując, że roztopienie się w Unii jest receptą na Putinowskie zagrożenie. Naprawdę superpaństwo z dominującą rolą Francji i Niemiec jest najlepszą zaporą przed rosyjskim imperializmem? A może okazją do bardziej bezwzględnego poświęcania interesów i sentymentów państw Europy Środkowej i Wschodniej?

 


KWADRATURA KOŁA

Naturalnie na rozgrywkę ustrojową nakłada się bieżąca polityka. Jeśli Komisja Europejska przy okazji sporu o orzeczenie polskiego Trybunału Konstytucyjnego atakuje go nagle jako ciało niewiarygodne i zawisłe od władzy wykonawczej, to przecież nie jest przypadek. Można do woli debatować o sposobie, w jaki PiS na początku swojej pierwszej kadencji wprowadziło do TK trzech sędziów, nazywanych dziś dublerami. Nie byłem entuzjastą tej awantury, zwłaszcza że prawica i tak w następnych latach obsadziłaby to ciało bliskimi sobie ludźmi. Ale teraz chodzi o jedno. Zdyskredytowanie Trybunału daje szansę na zablokowanie pieniędzy KPO, skoro to on podejmuje decyzję w tej sprawie. Inna rzecz, że rozłam w samym Trybunale także nie gwarantuje nam szybkich rozstrzygnięć.

Nie zazdrościłem dylematu prezydentowi Andrzejowi Dudzie, postawionemu wobec pytania, czy akceptować nową ustawę o Sądzie Najwyższym. Już ta poprzednia, zgłoszona przez niego samego, otworzyła poprzez tak zwany test sędziowskiej niezależności drogę do wzajemnego podważania statusu jednych sędziów przez innych. Teraz tę możliwość rozszerzono. Duda ma rację: nawet jeśli prawo, w oparciu o które tak zwani neosędziowie zostali mianowani, jest wadliwe, przyjmowali oni stanowiska w dobrej wierze, a możliwość kwestionowania ich wyroków to droga do chaosu.

Zarazem łatwo teraz przedstawiać prezydenta jako hamulcowego, z którego winy Polska nie dostanie przez wiele miesięcy pieniędzy na rozmaite przedsięwzięcia. A poprzez prezydenta kierować to oskarżenie wobec prawicy, choć Morawiecki działał energicznie w całkiem przeciwną stronę.

To z kolei obrazuje szerszy dramat, który dotyczy PiS. Jest ono cały czas oskarżane z dwóch stron: o szerzenie nastrojów antyeuropejskich i rozbijanie Unii (liberalna i lewicowa opozycja) oraz o nadmierną ustępliwość wobec tejże Unii. To ostatnio stało się w tej kadencji specjalnością Solidarnej Polski, koalicjanta Jarosława Kaczyńskiego.

 


ZALETY I WADY UNII

Możliwe, że mieli oni rację, przestrzegając, że KPO, następstwo kredytu zaciąganego także przez Polskę, może stać się narzędziem nacisku, nawet szantażu. Ale już oskarżenia Ziobry, że pożyczki z KPO są „lichwiarskim procentem”, prawdziwe nie są.

Dotyczy to także szerszego bilansu Unii. Polski Instytut Ekonomiczny, w którym znaczącą pozycję ma Konrad Szymański, do niedawna minister ds. europejskich w rządzie Morawieckiego, wydał broszurę „Korzyści z jednolitego rynku”. Oparta jest ona na tezie zasadniczej: unijny wspólny rynek był motorem rozwoju i postępu ekonomicznego. Polska miałaby niższy PKB, gdyby nie te reguły. Nie jest to skądinąd teza cielęcych euroentuzjastów. Kładzie się w tym raporcie nacisk na szanse wykorzystane przez polską energię i przedsiębiorczość, a nie na zalety uzależniania się od unijnego rozdawnictwa.

Niemniej politycy czy komentatorzy sugerujący, że odpowiedzią na rozmaite unijne dyktaty powinno być traktowanie członkostwa w Unii jako czegoś nieostatecznego, w każdej chwili do cofnięcia, muszą mieć z tym kłopot. Jak się w tym poruszać – odpowiedzialnie i ostrożnie, a zarazem asertywnie? Nie wiem. Rozumiem dylematy Morawieckiego i nie wydam pochopnego werdyktu: „jest pan zbyt spolegliwy wobec eurokratów”. Sądzę jednak, że zbliżamy się do momentu ustrojowego przesilenia. Możliwe, że najbliższy rok przyniesie pierwsze odpowiedzi, jakie są jego rozmiary i granice.

PODZIEL SIĘ:
OCEŃ:
- Reklama -

DUCHOWY NIEZBĘDNIK - 28 marca

Wielki Czwartek
Daję wam przykazanie nowe,
abyście się wzajemnie miłowali,
tak jak Ja was umiłowałem.

+ Czytania liturgiczne (rok B, II): J 13, 1-15
+ Komentarz do czytań (Bractwo Słowa Bożego)

ZAPOWIADAMY, ZAPRASZAMY

Co? Gdzie? Kiedy?
chcesz dodać swoje wydarzenie - napisz
Blisko nas
chcesz dodać swoją informację - napisz



Najczęściej czytane artykuły



Najwyżej oceniane artykuły

Blog - Ksiądz z Warszawskiego Blokowiska

Reklama

Miejsce na Twoją reklamę
W tym miejscu może wyświetlać się reklama Twoich usług i produktów. Zapraszamy do kontaktu.



Newsletter