19 kwietnia
piątek
Adolfa, Tymona, Leona
Dziś Jutro Pojutrze
     
°/° °/° °/°

Stan wojenny amerykańska perspektywa

Ocena: 4.5
1065

O postawę prezydenta USA Ronalda Reagana wobec stanu wojennego, którego 39. rocznica przypada 13 grudnia br., stoczona została w Białym Domu batalia, której cichym bohaterem był człowiek, którego nie ma już wśród nas, a o którym w Waszyngtonie mówiono, iż uratował „Solidarność”. Ze wszystkim tego przyszłymi konsekwencjami, które przywiodły do odzyskania niepodległości Polski.

fot.www.wikipedia.org

Tą osobą był prof. Richard Pipes z Uniwersytetu Harvarda, b. dyrektor ds. Europy Środkowowschodniej i ZSRR w Radzie Bezpieczeństwa Narodowego USA. Przypominamy rozmowę, którą w 10. rocznicę (1991) wprowadzenia stanu wojennego przeprowadził korespondent KAI w Nowym Jorku, Waldemar Piasecki.

W rozmowie prof. Pipes przypomina, że większość gabinetu Reagana z sekretarzem stanu Alexandrem Haigiem na czele, nie zgadzała się na zdecydowane działania przeciwko polskiemu reżimowi. Sprzeciwiali się europejscy partnerzy USA. Przeciwniczką była nawet małżonka prezydenta Nancy Reagan.

Publikujemy tekst rozmowy.

Waldemar Piasecki: Panie Profesorze, mija właśnie kolejna rocznica wprowadzenia stanu wojennego. Upływ czasu sprzyja rozmowie o kulisach decyzji podejmowanych w Białym Domu, w których Pan bezpośrednio uczestniczył. Stany Zjednoczone starały się adekwatnie zareagować na bieg wypadków w Polsce, ale wypracowanie decyzji nie było oczywiste. Był Pan wtedy bardzo blisko prezydenta Reagana i miał duży wpływ na kształtowanie jego opinii. Jak do doszło?

Richard Pipes: Moja obecność w bliskim otoczeniu prezydenta wynikała z pełnionej w Radzie Bezpieczeństwa Narodowego funkcji. Wcześniej zaś z udziału w tzw. transition team, ekipie przejmującej Departament Stanu od ekipy prezydenta Jimmy`ego Cartera po wyborczym zwycięstwie Reagana. Jeszcze wcześniej z mego udziału w jego sztabie wyborczym. Merytorycznie naturalnie wiązało się to także z moją specjalizacją naukową, jaką były od początku mojej kariery akademickiej sprawy rosyjskie, sowieckie czy, ogólniej, związane z całym blokiem komunistycznym. W jakimś stopniu do tego zbliżenia dopomógł fakt, że urlopowany był mój bezpośredni przełożony, doradca ds. bezpieczeństwa narodowego Dick Allen, który praktycznie rozstał się z Białym Domem od Dnia Dziękczynienia, czyli od końca listopada 1981 roku. Droga do moich kontaktów z prezydentem wraz odejściem Allena uległa radykalnemu skróceniu, a zatem także bliższemu poznaniu.

W.P.: Czy miał też znaczenie fakt, że pochodzi Pan z Polski, czyli miejsca akcji ówczesnych dramatycznych wydarzeń?

Prof. R.P.: Tak! To był to niewątpliwie poważny atut. Prezydent uważał mnie za człowieka kompetentnego. Podobnie wiceprezydent George Bush senior.

W.P. Podobno wprowadzenie stanu wojennego było dla was zaskoczeniem, mimo że w USA już przebywał pułkownik Ryszard Kukliński?

Prof. R.P.: Tak było! Sprawę Kuklińskiego CIA chowała. Nawet sekretarz stanu Alexander Haig podobno nie wiedział, że ktoś taki istnieje. To jest dla mnie niesamowite! Najprawdopodobniej oni tam, w CIA, doszli do wniosku, że jest niemożliwe, aby Jaruzelski otrzymał od Rosjan wolną rękę w rozwiązywaniu sytuacji w Polsce, czyli m.in. we wprowadzaniu stanu wojennego. Uznając, że informacje Kuklińskiego nie mają znaczenia, nie informowali Rady Bezpieczeństwa Narodowego. To jest niewiarygodnie, ale tak było!

W.P. Co się w takim razie działo w Białym Domu 13 grudnia?

Prof. R.P.: Już dwunastego, proszę pamiętać o różnicy czasu. Wieczorem zadzwonił telefon i dostałem polecenie jak najszybszego zgłoszenia się w Białym Domu. Ponieważ sprawę określono, jako pilną, pojechałem własnym samochodem nie czekając aż po mnie przyjadą. Od razu udałem się do “situation room”. Był tam już m.in. wiceprezydent George Bush, i sztab Rady Bezpieczeństwa Narodowego. Prezydenta Ronalda Reagana nie było, bo wyjechał z pierwszą damą na weekend do Camp David. Bush, przy nas, telefonicznie poinformował go o sytuacji w Polsce.

W.P. Co mu powiedział?

Prof. R.P.: Informacje z natury rzeczy nie mogły być pełne. Przypuszczaliśmy wtedy, że jest to jakaś akcja lokalna, która szybko się zakończy. Dlatego prezydent pozostał w swojej rezydencji do końca weekendu. Sytuacja nie uzasadniała, jego powrotu do Białego Domu.

W.P. Następne dni pokazały jednak, coś innego. Operacja prowadzona była w skali całej Polski…

Prof. R.P.: Kiedy okazało się, że jest to akcja na dużo większą skalę, prezydent był oburzony i wściekły.  14 grudnia rozmawiał telefonicznie z papieżem Janam Pawłem II też skrajnie zaniepokojonym tym, co się dzieje.  Wyrazili wolę osobistego spotkania w możliwie najbliższym czasie.  Zaraz potem dostałem od prezydenta  polecenie napisania wystąpienia, które następnie wygłosił 17 grudnia 1981 roku. Mieliśmy nadzieję, że po tym stanowczym sygnale z Waszyngtonu, Jaruzelski się wycofa. Po następnych czterech dniach, 21 grudnia odbyło się posiedzenie gabinetu. Reagan wystąpił z bardzo emocjonalnym przemówieniem w którym porównał akcję w Polsce, do akcji Hitlera w Czechosłowacji w 1938 roku. Mówił, że coś trzeba natychmiast zrobić. Okazało się jednak, że prezydent wcale nie ma jednoznacznego poparcia i jest wielu oponentów.

W.P.: Oponentów?

Prof. R.P.:Tak. Większość gabinetu nie zgadzała się na jakieś zdecydowane działania przeciwko reżimowi polskiemu, w obawie o skutki globalne. Groźne i trudne do przewidzenia.

W.P.: O kim mowa?

Prof. R.P.: Przede wszystkim był to sekretarz stanu Alexander Haig, który wyrażał poglądy naszych europejskich aliantów. Poglądy zaś były takie, że oczywiście szkoda Polski, szkoda “Solidarności”, ale nie można przecież ryzykować trzeciej wojny światowej. Coś jakby nawiązanie do “nie będziemy ginąć za Gdańsk” w 1939 roku. Podobne poglądy prezentowała większość gabinetu. Również Nancy Reagan grała w tym swoją rolę.

W.P.: Małżonka prezydenta?

Prof. R.P.: Tak, ona. Bardzo chciała, żeby prezydent był bardziej liberalny, bardziej kompromisowy. Bardzo się starała, żeby takich ludzi jak ja odsuwać od prezydenta, bo podobno namawiają go do wzniecania konfliktu z Rosją, co doprowadzi w końcu do wojny. Jej opcją był “pragmatyzm”, a ci, którzy go prezentowali, byli jej sojusznikami.

W.P.: W jaki sposób mogła wywierać aż tak duży wpływ prezydenta?

Prof. R.P.: W taki sposób w jaki to robią żony królów, prezydentów, mężów stanu. To nie były naturalnie jakieś działania w materii polityki bezpośrednio, a w sferze psychologicznej. Nancy Reagan, po prostu, mówiła kto jej się podoba, a kto nie. Kogo uważa za ludzi przyjaznych, a na kogo należy uważać. Urabiała prezydenta. Ona też decydowała kogo się zaprasza na prywatne spotkania w Białym Domu, gdzie naturalnie były poruszane także sprawy polityczne. Ja i moja żona praktycznie  nie byliśmy zapraszani. Pani Reagan uważała, że mam zły wpływ na jej męża.

W.P.: Kto poza Panem znajdował się w grupie, która opowiadała się za ostrym kursem wobec ekipy Jaruzelskiego?

Prof. R.P.: Ludzie  związani z  Ronaldem Reaganem jeszcze w jego kampanii wyborczej.  Jeane Kirkpatrick, która została jego doradcą do spraw zagranicznych a potem ambasadorem w ONZ, sekretarz obrony Caspar Weinberger,  dyrektor CIA William Casey i jego  ówczesny zastępca d/s wywiadu  Robert Gates,  późniejszy sekretarz obrony  w latach 2006-2011.

W.P.: Z tej grupy większość  już nie żyje…

Prof. R.P.: Niestety … Tylko ja i Robert Gates jeszcze żyjemy. Bill Casey zmarł w 1987 roku, Ronald Reagan w 2004 roku, a w 2006 roku –  Caspar Weinberger i Jeane Kirkpatrick.

W.P.: Czy mógłby Pan wymienić, co was łączyło wtedy w sensie koncepcyjnym i politycznym?

Prof. R.P.: Przede wszystkim wspólny stosunek do sowieckiego hegemonizmu oparty na jego dogłębnej znajomości, pozwalającej m.in. na ocenę jak Moskwa może reagować na nasze decyzje. Prócz mnie, akademicki ‘background’ związany ze studiami sowieckimi miał Casey, Gates wręcz zrobił z tego w 1974 roku doktorat w School of Foreign Service na Georgetown University, gdzie wykładowcą była Jane Kirkpatrick, a także prof. Jan Karski.

W.P.: Dlatego udało wam się przekonać prezydenta?

Prof. R.P.: Przede wszystkim, to nie my musieliśmy przekonywać prezydenta do zmiany zdania, a “pragmatyści”. Reagan był sytuacją w Polsce oburzony z moralnego punktu widzenia i nie dawał się nabrać na argumenty “polityczne”. Ponadto dysponował wiedzą, że stan wojenny nie przebiega zupełnie niezależnie od Moskwy, a pod jej dyktando. To dodatkowo wzmacniało jego determinację.

W.P.: Decydujące okazały się podobno trzy dni przed Wigilią 1981 roku?

Prof. R.P.: Przełomowe dla wykrystalizowania się stanowiska USA były,  w rzeczy samej dni,  21, 22 i 23 grudnia.  Tego ostatniego wygłosił słynne orędzie do narodu  poświęcone świętom i sytuacji w Polsce. Miałem w powstawaniu tej mowy także swój udział. Jeszcze przed świętami prezydent odsunął  praktycznie sekretarza stanu Alexandra Haiga od kierowania polityką zagraniczną i wziął ją w swoje ręce. Wtedy decydowała się sprawa pomocy dla “Solidarności” oraz sankcji wobec Polski i ZSRR.

PODZIEL SIĘ:
OCEŃ:

DUCHOWY NIEZBĘDNIK - 19 kwietnia

Piątek, III Tydzień wielkanocny
Kto spożywa moje Ciało i Krew moją pije,
trwa we Mnie, a Ja w nim jestem.

+ Czytania liturgiczne (rok B, II): J 6, 52-59
+ Komentarz do czytań (Bractwo Słowa Bożego)

ZAPOWIADAMY, ZAPRASZAMY

Co? Gdzie? Kiedy?
chcesz dodać swoje wydarzenie - napisz
Blisko nas
chcesz dodać swoją informację - napisz



Najczęściej czytane artykuły



Najczęściej czytane komentarze



Blog - Ksiądz z Warszawskiego Blokowiska

Reklama

Miejsce na Twoją reklamę
W tym miejscu może wyświetlać się reklama Twoich usług i produktów. Zapraszamy do kontaktu.



Newsletter