24 kwietnia
środa
Horacego, Feliksa, Grzegorza
Dziś Jutro Pojutrze
     
°/° °/° °/°

Trump a sprawa polska

Ocena: 0
1032

Po wyborach w USA nad Wisłą pada pytanie: co nowy prezydent zrobi dla Polski? W dużym skrócie można odpowiedzieć: nic, albo prawie nic.

Stany Zjednoczone to nie sarmacka Polska, w której panowała zasada: zastaw się, a postaw się. Tradycja amerykańska jest na wskroś protestancka – nic nie ma za darmo. Zatem zapytajmy: cóż takiego Polacy zrobili dla Donalda Trumpa, że teraz miałby się im odwdzięczać? Owszem, prezydent elekt kurtuazyjnie powiedział, że zdecydowana większość Polaków w USA na niego głosowała. Ale nawet jeśli jest to prawdą, to i tak fakt ten nie przełożyłby się na jakiekolwiek wymierne korzyści.

 

Negatywny wizerunek

Pozwolę sobie przypomnieć, co miało miejsce w 2003 r., gdy Polska ochoczo poparła amerykańską inwazję na Irak i potem premier Leszek Miller był rozczarowany brakiem wielkich kontraktów związanych z odbudową tego państwa. Sprawę wyjaśnił prof. Zbigniew Brzeziński, mówiąc, że tego typu sprawy należy załatwić przed podjęciem decyzji.

Nawet jeśli Polonia masowo poparła Trumpa, to fakt ten nie wnosi nic do sprawy. Z punktu widzenia amerykańskich polityków liczą się tylko zorganizowane grupy, organizacje, z którymi można podjąć negocjacje i zawrzeć jakąś „transakcję” – wy mnie popieracie, a w zamian za to ja wam w razie zwycięstwa coś dam. Tymczasem w USA nie ma żadnego polskiego lobby, Polonia nie ma żadnej reprezentacji, która mogłaby w jej imieniu z kimś w jakiejś sprawie negocjować.

Zresztą mówienie o Polonii jako o zwartej grupie, która mogłaby mieć wspólne cele, jest nieporozumieniem. Potomkowie emigracji sprzed roku 1939, nawet jeśli w jakimś stopniu identyfikują się z krajem pochodzenia przodków, czują się w 100 proc. Amerykanami, dla USA chcą pracować i o interesy tego kraju walczyć. Trzeba pamiętać, że z Polski emigrowano nie dlatego, że w naszym kraju ludziom dobrze się działo, ale dlatego, że chcieli oni uniknąć biedy, by nie rzec nędzy – stąd też dzieciom przekazali niekoniecznie korzystną opinię o kraju pochodzenia. Klęska wrześniowa nie poprawiła naszego wizerunku, natomiast okres zimnej wojny, szczególnie lata 50., kiedy senator Joseph McCarthy doszukiwał się komunistycznych spisków także wśród potomków przybyszów z naszej części świata, postawiły Polonię w bardzo trudnej sytuacji. Zresztą do dziś pod adresem Polski w prasie powszechnie używa się określenia „byłe państwo komunistyczne”, co nie przysparza nam sympatyków. Bardzo dobrze, że podjęliśmy walkę ze zwrotem „polskie obozy koncentracyjne”, ale nie mniej pożyteczne byłoby także prostowanie tego drugiego błędu. Jeśli dodamy do tego dziesiątki lat panowania polish jokes, to staje się zrozumiałe, dlaczego w USA Polacy nie istnieją jako zorganizowana grupa narodowościowa.

Zatem Donald Trump nic nam nie da, tak jak zresztą uprzednio żaden prezydent nic nam nie dał. Jeśli coś nam spadło z nieba, to tylko i wyłącznie dlatego, że amerykański interes narodowy był zbieżny z naszym – przykładem może być antykomunistyczna polityka Ronalda Reagana.

 

Klucz nad Wisłą

Powyższe nie znaczy, że przyszłe stosunki amerykańsko-polskie muszą mieć tak samo przypadkowy charakter. Niemniej klucz do ich rozwoju leży nad Wisłą, a nie nad Potomakiem. Ameryka jest istotnie zainteresowana sprawami europejskimi, które w tej chwili z jej punktu widzenia nie układają się najlepiej. Dla USA bardzo ważna jest równowaga sił w Europie, czyli sytuacja, w której żadne państwo nie dominuje. W tej chwili taki pożądany stan rzeczy nie ma miejsca, ponieważ z jednej strony Brexit eliminuje z gry najbliższego sojusznika Stanów Zjednoczonych, a z drugiej krach finansowy z 2008 r. walnie przyczynił się do uzyskania przez Niemcy miażdżącej gospodarczej przewagi nad pozostałymi członkami strefy euro i UE. Zatem, Waszyngton chętnie nawiązałby bliższą współpracę z krajami, które mogłyby przyczynić się do odmiany tego niepożądanego rozwoju sytuacji.

Kłopot w tym, że Polska, nawet w ścisłej współpracy z krajami naszego regionu, nie stanowi skutecznej przeciwwagi, ponieważ – trudno rzecz inaczej ująć – nie dysponujemy odpowiednim potencjałem gospodarczym i nie ma wielkich widoków na to, że w przewidywalnej przyszłości rodzime tempo wzrostu gospodarczego nabierze rozpędu. Mamy spory potencjał, ale nie potrafimy go zrealizować. Można powiedzieć, że w tym zakresie od ponad 350 lat nic się nie zmieniło.

Jednym ze skutków ubocznych wejścia Polski do UE jest nieustanne porównywanie naszego wzrostu PKB do przeciętnej unijnej i w tym kontekście sprawy wyglądają dobrze – należymy do prymusów. Tyle że porównywanie wyników gospodarczych do osiągnięć regionu, który obumiera na naszych oczach, jest zajęciem mało produktywnym; należy czynić porównania do krajów będących na naszym stopniu rozwoju, czyli do tzw. wschodzących gospodarek. Chodzi nie tylko o Chiny, ale o wielką liczbę państw, szczególnie w Azji, które rozwijają się w tempie daleko wyższym nie tylko od UE, ale i od średniej światowej. Aby nie być gołosłownym, przytoczę konkretne liczby (na podstawie danych Banku Światowego). W latach 2010-15 Polska rozwijała się w średnim tempie 2,8 proc. rocznie, podczas gdy przeciętna dla całego świata wyniosła 3,7 proc., wszystkich gospodarek wschodzących – 5,3 proc, a gospodarek wschodzących w Azji – 7,4 proc. Gdyby wzrost polskiego PKB był zbliżony do przeciętnej dla gospodarek wschodzących, to rozwijalibyśmy się w tempie prawie dwukrotnie szybszym.

Czy plan Morawieckiego zmieni ten mało budujący obraz? Miejmy nadzieję, że tak, ale pewności nie ma. Dodam, że wspomniany Bank Światowy dokonuje szacunków wzrostu w perspektywie najbliższych sześciu lat (wliczając rok 2016). Z obliczeń banku wynika, że w latach 2016-21 Polska ma szanse rozwijać się w tempie 3,5 proc. rocznie, czyli odrobinę wolniej niż średnia dla całego świata (3,6 proc.), podczas gdy przeciętna dla gospodarek wschodzących i azjatyckich gospodarek wschodzących ma wynosić, odpowiednio, 4,8 proc. i 6,3 proc. Zatem, niestety, przełomu nie należy oczekiwać. Więcej na temat sytuacji gospodarczej piszę w bieżącym numerze dwumiesięcznika „Arcana”.

 

Sukces lubi sukces

Stan polskiej gospodarki jest kluczem dla przyszłych stosunków polsko-amerykańskich także z tego względu, że obywatele USA chętnie identyfikują się z krajami, które odnoszą sukces. Lobby proizraelskie jest tak potężne między innymi dlatego, że amerykańscy Żydzi mają wszelkie powody do dumy z Izraela. Sukcesy gospodarcze, naukowe i kulturalne czynią ten kraj atrakcyjnym nie tylko dla Żydów – miliony chrześcijan-fundamentalistów stoją murem za Izraelem. Izrael pomaga sobie sam, wydaje ogromne pieniądze na prace badawczo-rozwojowe i na zbrojenia, dzięki czemu jego firmy należą do czołowych w wielu dziedzinach wymagających użycia najnowocześniejszych technologii, jego armia zaś należy do najsprawniejszych w świecie. Amerykanie lubią inwestować w sukces i z tego powodu politykom jest łatwo przekonać rodaków do przekazywania pokaźnych sum Izraelowi.

Ameryka za prezydentury Trumpa na pewno będzie kierować się innymi przesłankami w polityce międzynarodowej niż tymi, które przyświecały Ameryce rządzonej przez pokonane elity. USA pod rządami Trumpa będą w dużo większym stopniu izolacjonistyczne, ponieważ wyborcy, którzy głosowali na niego, są zmęczeni nieustannym wspieraniem państw, które same nie są w stanie zadbać o swój interes narodowy. Ta postawa jest w pełni zgodna z tym, co od dziesięcioleci rząd mówi Amerykanom: pomóż sobie sam, to i my ci pomożemy. Na przykład rząd federalny pomaga rodzinom w drodze poważnych odpisów od dochodów podlegających opodatkowaniu, których wysokość zależy od liczby dzieci. Tym sposobem w USA 45 proc. gospodarstw domowych (tych o najniższych dochodach) nie płaci podatku PIT. Co więcej, jeśli ktoś nie jest w stanie osiągnąć sukcesu zawodowego, ale czyni wysiłki, to rząd federalny subsydiuje jego zarobki w formie ujemnego podatku.

Już przed Brexitem i później wygraną Trumpa Polska stała przed ogromnymi wyzwaniami. Dziś sytuacja jest jeszcze trudniejsza i czas najwyższy wyciągnąć poważne wnioski z ostatnich wydarzeń. Stoimy przed wyborem: albo dalszy ciąg „grillowania” wspomaganego niezwykle kosztownymi programami pomocy społecznej i emeryturami w kwiecie wieku – albo pełna mobilizacja i gospodarczy skok do przodu.

PODZIEL SIĘ:
OCEŃ:

Autor jest profesorem ekonomii w Hollins University w stanie Wirginia, USA

DUCHOWY NIEZBĘDNIK - 24 kwietnia

Środa, IV Tydzień wielkanocny
Ja jestem światłością świata,
kto idzie za Mną, będzie miał światło życia.

+ Czytania liturgiczne (rok B, II): J 12, 44-50
+ Komentarz do czytań (Bractwo Słowa Bożego)
+ Nowenna do MB Królowej Polski 24 kwietnia - 2 maja

ZAPOWIADAMY, ZAPRASZAMY

Co? Gdzie? Kiedy?
chcesz dodać swoje wydarzenie - napisz
Blisko nas
chcesz dodać swoją informację - napisz



Blog - Ksiądz z Warszawskiego Blokowiska

Reklama

Miejsce na Twoją reklamę
W tym miejscu może wyświetlać się reklama Twoich usług i produktów. Zapraszamy do kontaktu.



Newsletter