17 kwietnia
środa
Rudolfa, Roberta
Dziś Jutro Pojutrze
     
°/° °/° °/°

Twórcze iskrzenie

Ocena: 4.8
1321

Kościół nie jest po stronie prawicy, lewicy, ale powinien stać po stronie Bożej. Nasza wiara nie wskazuje nam żadnych szyldów politycznych. - mówi politolog dr. hab. Sławomir Sowiński, prof. UKSW, w rozmowie z Patrykiem Lubryczyńskim

fot. arch. Sławomir Sowiński

Jaki jest stosunek Kościoła katolickiego do władzy świeckiej?

Problem ten widział już św. Paweł, pisząc w 13 rozdziale Listu do Rzymian: „Każdy niech będzie poddany władzom, sprawującym rządy nad innymi. Nie ma bowiem władzy, która by nie pochodziła od Boga, a te, które są, zostały ustanowione przez Boga”. Apostoł – jak wolno sądzić – nie miał jednak na myśli kultu konkretnych władców, ale respekt dla samej instytucji władzy. Już w naszych czasach, w encyklice „Pacem in terris” z roku 1963, papież Jan XXIII podkreślał i wyjaśniał, że władza jest sprawowana w sposób prawowity, gdy troszczy się o dobro wspólne społeczeństwa, używając moralnie dozwolonych środków.

 

Z czego wynika wartość władzy?

Kościół podkreślał i podkreśla, że nikt z nas nie jest samotną wyspą, że nie żyjemy dla siebie. Do pełni życia potrzebujemy wspólnoty: rodzinnej, lokalnej, zawodowej, narodowej, państwowej i międzynarodowej. A we wspólnocie potrzebny jest zawsze ktoś, kto bierze za nią odpowiedzialność. We wspólnocie politycznej są to politycy. Od wieków Kościół postrzega zatem władzę i zmagania o nią jako specyficzną służbę: jako roztropną troskę o dobro wspólne, w którym możemy się rozwijać i pomnażać nasze talenty; jako budowanie godziwych reguł i instytucji, które chronić nas mają przed słabością i ułomnością naszej natury oraz tego skutkami.

 

Władze kościelne mają prawo zabierać głos w sferze publicznej?

Oczywiście. Religia i wolność religijna jest nie tylko sprawą osobistą, ale też publiczną. Dostrzega to nasza konstytucja w artykule 53. Kościół hierarchiczny ma więc prawo, a nawet obowiązek, zabierać głos w sprawach dotyczących wartości etycznych czy metapolitycznych, na których powinna opierać się polityka. Natomiast sfera stricte polityczna winna pozostać domeną polityków, wśród których nie powinno oczywiście zabraknąć także katolików świeckich. Tyle tylko, że działających na własną odpowiedzialność, bez angażowania autorytetu Kościoła.

 

Za jakim modelem wzajemnych relacji z władzą opowiada się Kościół?

Co najmniej od czasów Soboru Watykańskiego II (1962–1965) Kościół propaguje model autonomii i współpracy władzy świeckiej i kościelnej, czyli niezależności ze względu na różnice celów oraz obustronnej współpracy na rzecz dobra wspólnego. Co ciekawe, politolodzy zwracają czasem uwagę, że to soborowe rozstrzygnięcie – i szerzej: dowartościowanie demokracji – mogło być jednym z impulsów dla tego, co wybitny amerykański badacz Samuel Huntington określił mianem „trzeciej fali demokratyzacji” współczesnego świata, która – w jego ujęciu – rozpoczęła się wraz z portugalską „rewolucją goździków” w roku 1974.

Rozwijając to spojrzenie, jestem osobiście przekonany, że między Kościołem a władzą świecką, obok autonomii i współpracy, może także występować pewne pozytywnie rozumiane napięcie. Trochę jak w fizyce, gdy dwa ciała o różnych potencjałach elektrycznych wchodzą w obustronne trwałe relacje, owa różnica ich potencjałów może powodować „iskrzenie”, ale też być źródłem bezcennej energii i światła. Innymi słowy, pilnowanie wzajemnej odrębności we współdziałaniu władz kościelnych i świeckich czasem prowadzić może do iskrzenia czy różnicy zdań, ale zawsze służy dojrzałości. Zarówno dojrzałości wiary, jak i dojrzałości polityki. W wymiarze państwowym oraz samorządowym czy lokalnym.

 

Kościół dostrzega zagrożenia płynące z demokracji?

W encyklice „Centesimus annus” z roku 1991 papież Jan Paweł II z troską podkreślał: „Historia uczy, że demokracja bez wartości łatwo przemienia się w jawny lub zakamuflowany totalitaryzm”. Tym samym, pisząc o wartości demokracji, jednocześnie przestrzegał, że propaganda czy nowoczesne środki manipulacji mogą ją spychać w odmęty totalitaryzmu.

Kościół naucza zatem, by nie traktować demokracji tylko ilościowo; to znaczy, że nawet jeśli jakaś siła polityczna zdobywa większość parlamentarną, nie daje to jej mandatu do brania w nawias praw człowieka, reguł moralnych czy norm prawnych.

Ale w nauce Kościoła o demokracji i polityce jako roztropnej trosce o dobro wspólne, zwłaszcza dziś, słyszę jeszcze jedną przestrogę. Żyjemy bowiem w czasach olbrzymich zmian w komunikacji i świadomości społecznej, które już 90 lat temu dostrzegał hiszpański socjolog José Ortega y Gasset, nazywając je mianem „buntu mas”. W nowoczesnym świecie zaobserwować możemy zatem ruchy politycznych aspiracji, żądań czy protestów, które czasem – pod politycznym lub obywatelskim sztandarem – skręcają w kierunku lewicowego lub prawicowego populizmu. Populizm ten głosi radykalne hasła, a nie zawsze jest gotów wziąć za nie polityczną odpowiedzialność. Dla mnie pewnym tego przykładem była historia Brexitu w Wielkiej Brytanii.

 

PODZIEL SIĘ:
OCEŃ:

DUCHOWY NIEZBĘDNIK - 17 kwietnia

Środa, III Tydzień wielkanocny
Każdy, kto wierzy w Syna Bożego, ma życie wieczne,
a Ja go wskrzeszę w dniu ostatecznym.

+ Czytania liturgiczne (rok B, II): J 6, 35-40
+ Komentarz do czytań (Bractwo Słowa Bożego)

ZAPOWIADAMY, ZAPRASZAMY

Co? Gdzie? Kiedy?
chcesz dodać swoje wydarzenie - napisz
Blisko nas
chcesz dodać swoją informację - napisz



Najczęściej czytane komentarze



Blog - Ksiądz z Warszawskiego Blokowiska

Reklama

Miejsce na Twoją reklamę
W tym miejscu może wyświetlać się reklama Twoich usług i produktów. Zapraszamy do kontaktu.



Newsletter