– Kard. Stefan Wyszyński był jedynym przywódcą, autorytetem, którego komuniści bali się najbardziej – mówi w rozmowie z "Idziemy" historyk prof. Andrzej Nowak
fot. ks. Henryk Zieliński/IdziemyZ prof. Andrzejem Nowakiem rozmawia Ewelina Steczkowska
Rocznica uwolnienia Prymasa Tysiąclecia przypomina o niezwykle trudnych sprawach tamtego czasu. Jak prymas Stefan Wyszyński podchodził do walki zbrojnej niepodległościowego podziemia już po zakończeniu II wojny światowej?
Trzeba tutaj rozróżnić dwa etapy. Pierwszy to okres przed objęciem przez ks. prof. Stefana Wyszyńskiego stanowiska biskupa lubelskiego w 1946 r. Był kapelanem Armii Krajowej w zgrupowaniu Kampinos, a więc wspierał powstańców warszawskich. Nigdy od tej tradycji powstańczej się nie odżegnywał, bronił jej, polemizując z częścią katolików świeckich, kolaborujących z reżimem. Tutaj przykładem jest Stanisław Stomma, który w „Tygodniku Powszechnym” opublikował artykuł niezwykle ostro potępiający tradycję powstańczą za jej „antyrosyjskość”. Wtedy bp Wyszyński odpowiedział, że to powstańcy mieli rację, bo kiedy jesteśmy zniewoleni przez zaborcę, to zryw wolnościowy jest naturalny i potrzebny.
Jednak ze względu na to, że w czasie II wojny światowej zginęło 6 mln ludzi, gigantyczne straty poniósł Kościół katolicki, Polacy już po jej zakończeniu oczekiwali pewnego elementu stabilizacji. Biskup musiał odpowiedzialnie to dobro mieć na względzie. Wiedział, że nowe cierpienia, krwawienie najlepszych synów polskiej ziemi, którzy pozostali, a więc żołnierzy niezłomnych, jest ofiarą, której już nie można wymagać. Kiedy bp Wyszyński objął przywództwo w całym Kościele w Polsce po śmierci kard. Augusta Hlonda, został arcybiskupem gnieźnieńsko-warszawskim, świadomie przyjął funkcję interrexa, który odpowiada za całą wspólnotę.
Prymas Tysiąclecia był jedynym przywódcą,
autorytetem, którego komuniści bali się najbardziej
Jako prymas Polski miał ogromne poczucie odpowiedzialności, które kumuluje się w symbolicznej scenie. Oto na Jasnej Górze w sierpniu 1980 r. prymas Wyszyński wygłosi homilię, która rozminie się z oczekiwaniami dużej części społeczeństwa. Choć popierał słuszność postulatów strajkujących robotników, to podkreślał obowiązek refleksji nad granicą, której przekroczenie może spowodować sowiecką interwencję, ogromne straty dla polskiej wspólnoty. Dlatego kard. Wyszyński nigdy nie wzywał do masowej walki zbrojnej. Pragnął, by po doświadczeniu II wojny już nie powtórzył się przelew krwi całego narodu.
Wcześniej dochodzi do protestów w latach 1956, 1968, 1970 i 1976. Jak kard. Wyszyński je oceniał?
W przeciągu tych lat zmieniało się społeczeństwo polskie. Do lat 60. Polacy byli w zasadzie społeczeństwem antykomunistycznym. Potem zwyciężyła idea stabilizacji, przyzwyczajenia do tej władzy. Jednocześnie społeczeństwo coraz bardziej otwierało się na wpływy idące z Zachodu, które nieraz kard. Wyszyński oceniał krytycznie. Dla prymasa było istotne, na ile odruch buntu przeciwko władzy komunistycznej ma możliwość rzeczywistej zmiany w Polsce na lepsze, a na ile może doprowadzić do pogorszenia sytuacji.
W roku 1956 trudno zakwestionować poparcie kard. Wyszyńskiego dla robotników, którzy domagali się swoich praw w czerwcu, a potem w październiku. Mimo że to Gomułka stał się symbolem tej zmiany. Potem kard. Wyszyński ostro starł się z Gomułką za m.in. wyrzucanie krzyży przestrzeni publicznej, za próbę nowej ateizacji. Prymas, widząc po 1956 r. wewnętrzne przekształcenia wśród stalinistów, podział na „puławian” i „natolińczyków”, był nieufny wobec tych, którzy mówili o wolności, a odpowiadali za największe zbrodnie poprzedniej epoki.
Myślę, że miał pełne prawo do tego braku zaufania. Nie trzeba długo szukać przykładów. Adam Michnik debiutował nie w roku 1968, w czasie strajków marcowych, ale wcześniej, na łamach „Argumentów”, a więc czasopisma, które programowo zwalczało Kościół katolicki. I pojawia się pytanie, czy ktoś taki jak Adam Michnik, wychodząc pod hasłami demokratyzacji i wolności, chce wolności dla Polski czy wolności od Kościoła? Tego zaufania prymas nie miał także w latach 70.
Prymas widział również zagrożenie ze strony myśli zachodniej, która była inspirowana marksizmem, nie miała nic wspólnego z tożsamością katolicką, ale była wizją lewicowego projektu, który odrzucił wizję Boga, a człowiek miał żyć jak bogowie. Kardynał Wyszyński szukał raczej partnera, który będzie opozycją i swoją postawę będzie opierać na tradycji katolickiej.