Kościół posiada struktury terytorialne, żeby pomagać.
fot. pixabay.com / CC0
Jeżdżę na rekolekcje ignacjańskie, na Msze i adorację do różnych kościołów, słucham konferencji. Do własnej parafii chodzę z poczucia obowiązku. Utrudnia mi tam sprawę przeżywania obecności Boga sposób celebrowania sakramentów i przepowiadania. Forma jest nawet dość po ludzku atrakcyjna, lecz trudno mi cokolwiek wynieść z tego dla siebie. Czy grzeszę, bo jestem zbyt wymagająca lub estetyzująca?
Wędrowanie po kościołach występowało zawsze. W Jerozolimie, Rzymie i Warszawie chodzono do zakonników, do kościołów stacyjnych, na odpusty. Kościół posiada struktury terytorialne, żeby pomagać. Żeby człowiek nie był jak „bezpański pies”. Miło mi czytać, że nie lekceważy Pani – mimo oporów – swojego kontaktu z parafią. Na pewno oferta duchowa w Polsce jest konkurencyjna i bogata. Warto jednak pamiętać, o co chodzi w życiu duchowym, także parafialnym.
Najważniejsze jest osobiste spotkanie człowieka z Bogiem i uobecnienie Ojca, Syna Bożego i Ducha Świętego w konkretnej wspólnocie chrześcijańskiej. Dokonuje się to przez: a) słowo, b) sakrament, c) świadectwo życia według Jezusa Chrystusa.
O doświadczaniu obecności Chrystusa, także u duszpasterzy i w rodzinach, decyduje nasza pokora. Jezus Chrystus w każdej Mszy Świętej składa Ojcu najwspanialszą Ofiarę, dziękczynienie i uobecnienie. Wkład wszystkich ludzkich duchowości jest pyłkiem wobec Mszy Świętej. Ów szczyt modlitwy i źródło wszystkich łask ma miejsce codziennie także w Pani parafii.
Na doświadczanie obecności Chrystusa, bardziej niż atmosfera parafii, przepowiadanie, księża, ma wpływ stan naszego serca. Jeśli jesteśmy uwikłani w zniewolenia, uzależnienia, grzechy ciężkie, to percepcja Boga będzie utrudniona. Szatan podsuwa i powiększa wątpliwości co do miłości Boga i prawd Bożych. Ciężko się skupić.
Nie zaprzeczam, że na nasze przeżywanie Boga wpływa atmosfera parafii, kościół, zachowanie celebransa podczas liturgii. Odczuwamy podskórnie całe sakramentalne i eucharystyczne życie kapłana i osób modlących się wokół nas. Podobnie jest w doświadczaniu obecności Chrystusa, jeśli chodzi o Liturgię Słowa. Liczy się wewnętrzna moc prawdy Bożej i otwartość serca – bardziej niż style przepowiadania duchownych. Znam ludzi tak pokornych, że potrafią zawsze znaleźć coś dla siebie w kazaniu najmniej docenianych księży.
Zgłosiła się do mnie parafianka przez wiele lat zaangażowana w drogę neokatechumenalną, ze słowami: „wypada mi teraz wobec swojej parafii dać coś z siebie”, „tyle w nas miłości do Chrystusa, ile miłości do Kościoła”.