29 marca
piątek
Wiktoryna, Helmuta, Eustachego
Dziś Jutro Pojutrze
     
°/° °/° °/°

Cud w Nowej Hucie

Ocena: 0
19764
W pejzażu miasta nie planowano budowy kościołów, Nowa Huta miała ich nie potrzebować. Miała być perłą socjalizmu, przeciwwagą dla konserwatywnego Krakowa.
Gazowanie Arki Pana

To było przytulone do wielkiego kombinatu hutniczego miasto – ogród, z placem centralnym, z którego promieniście rozchodzącymi się arteriami miały wyruszać robotnicze pochody. Budowali je junacy przyjeżdżający tu za pracą z całej Polski. „Trzeba tę młodzież przeorać, wyrwać ją ze szponów kleru i reakcji, dać jej światopogląd, gorącą miłość i przywiązanie do socjalistycznej Ojczyzny” – wieściła ówczesna gazeta. Z gliny socjalistycznych sloganów chciano ulepić nowego człowieka.

W 1963 roku, na jednym z nowohuckich osiedli, w wynajętym pokoju zamieszkał Jerzy Ridan. Miał 20 lat, młodzieńczą wiarę w to, że dzień jutrzejszy będzie lepszy od dzisiejszego, puste kieszenie i aparat fotograficzny – pierwsze narzędzie pracy. Codziennie szedł z Osiedla Krakowiaków w kierunku Placu Centralnego, serca nowej Huty, skąd tramwajem jechał do Krakowa, by tam fotografowaniem zarabiać na życie. Po drodze mijał drewniany krzyż.

– Zainteresował mnie, bo był wielki, miał co najmniej dziesięć metrów wysokości, zawsze przy nim stali ludzie i paliły się znicze. Przystawałem, modliłem się – wspomina. – W końcu od tych ludzi dowiedziałem się, co wydarzyło się tu 27 kwietnia 1960 roku.


KRZYŻ WAM SIĘ PALI

Mieszkańcy Nowej Huty w przeważającej większości nie byli idealnym tworzywem dla partyjnych aktywistów. Wywodzili się głównie ze wsi, a polska wieś była religijna, mocno związana z rodziną, ceniąca w życiu przyzwoitość. Nie ma blisko kościoła? Trzeba więc pójść do tego dalej położonego. I szli, nawet kilkanaście kilometrów: do klasztoru cystersów w Mogile (cystersi musieli porzucić klauzurę i wziąć się za katechizację), do kościoła w Pleszowie i małej kaplicy w Bieńczycach. Ta ostatnia, najbardziej centralnie położona, stała się siedzibą jednej z największych parafii na świecie, liczącej wówczas 60 tys. wiernych.

Władze nie pozwalały na tworzenie innych parafii. Msze, niezależnie od pogody i pory roku, odbywały się tu pod gołym niebem. Ci, którzy do partii należeli, potajemnie chrzcili tu dzieci i przyjmowali sakrament małżeństwa. „Zwolniliśmy z pracy dużo ludzi za udział w pielgrzymkach (…). Ci, którzy nie będą zdejmować krzyży, też będą usuwani z pracy; zwolniliśmy już kilkunastu kierowników szkół. Nasz Urząd Bezpieczeństwa dobrze pracuje” – gorliwie raportował partyjnym przełożonym jakiś urzędnik. Za odmowę zdjęcia krzyża ze ściany w szkole z wilczym biletem wyrzucano z niej uczniów. Nauka religii mogła odbywać się wyłącznie w pomieszczeniach należących do Kościoła. W 1956 roku mieszkańcy Nowej Huty dwukrotnie wystosowali do Urzędu do Spraw Wyznań petycję z prośbą o zgodę na wybudowanie kościoła. Ani 7 tysięcy, ani 12 tysięcy podpisów nie wystarczyło, by urząd zechciał odpowiedzieć. W końcu delegacja pojechała do samego Gomułki. Ten zapewnił ich, że partia nie ma nic przeciwko budowie kościoła w Nowej Hucie. Formalności zostały załatwione, wyznaczono lokalizację – plac między ulicami Majakowskiego i Marksa. Był rok 1957. Radio Kraków nadało relację z uroczystego poświęcenia placu przez abp. Baziaka i postawienia w miejscu przyszłego kościoła drewnianego krzyża. Rozstrzygnięto konkurs na projekt świątyni, Komitet Budowy Kościoła zebrał od ludzi ponad dwa miliony złotych, zaczęto kopać fundamenty…

To było jedno z tych powstań w historii Polski,
w którym nie chodziło o chleb,
o pieniądze, o sprawy narodowe.
Chodziło o wiarę

Nagle, w 1959 roku, wszystkie decyzje zostały cofnięte. Zebrane pieniądze skonfiskowano i – razem z terenem oraz materiałami budowlanymi zgromadzonymi pod budowę świątyni – przeznaczono na szkołę. Na placu budowy pozostał jedynie wysoki, drewniany krzyż. Nakazano więc „w nieprzekraczalnym terminie” go zabrać. W imieniu Kurii sprzeciwił się temu niedawno mianowany biskup krakowski Karol Wojtyła, oskarżając władze o nierespektowanie obietnic i odbieranie mieszkańcom Nowej Huty prawa do budowy kościoła na terenie wcześniej przekazanym parafii.

– To było jedno z tych powstań w historii Polski, w którym nie chodziło o chleb, o pieniądze, o sprawy narodowe. Chodziło o wiarę – mówi Jerzy Ridan. – I wie pani, kto je rozpoczął? Prości ludzie. Kobiety, sprzątaczki ulic!

Rano 27 kwietnia 1960 roku kilka kobiet wracających z mlekiem do domu zobaczyło robotników obwiązujących linami krzyż. Kobiety zareagowały ostro. Krzyczały, rzucały do nich bryłami ziemi, mężczyźni odeszli. Zrobiło się zbiegowisko, pojawiła się milicja, ludzie zaczęli się modlić, śpiewać pieśni religijne, zapalono pierwsze znicze, ktoś przyniósł kwiaty… Tłum narastał. – Tam byli także ludzie niewierzący. Dla nich było oczywiste, że trzeba tego krzyża bronić, to była kwestia zwykłej, ludzkiej przyzwoitości – mówi Jerzy Ridan. Po godzinie 14 dołączyli robotnicy, którzy wyszli z Huty po drugiej zmianie. Wokół było coraz więcej milicji, SB, ORMO, z czasem przyjechało wojsko. W mieście wyłączono telefony, cała dzielnica została otoczona i zamknięta. W końcu doszło do akcji.

PODZIEL SIĘ:
OCEŃ:
- Reklama -

DUCHOWY NIEZBĘDNIK - 29 marca

Wielki Piątek
Dla nas Chrystus stał się posłusznym aż do śmierci, i to śmierci krzyżowej.
Dlatego Bóg wywyższył Go nad wszystko i darował Mu imię ponad wszelkie imię.

+ Czytania liturgiczne (rok B, II): J 18, 1 – 19, 42
+ Komentarz do czytań (Bractwo Słowa Bożego)

ZAPOWIADAMY, ZAPRASZAMY

Co? Gdzie? Kiedy?
chcesz dodać swoje wydarzenie - napisz
Blisko nas
chcesz dodać swoją informację - napisz



Najczęściej czytane artykuły



Najwyżej oceniane artykuły

Blog - Ksiądz z Warszawskiego Blokowiska

Reklama

Miejsce na Twoją reklamę
W tym miejscu może wyświetlać się reklama Twoich usług i produktów. Zapraszamy do kontaktu.



Newsletter